Zaproponowałam bratu, żebyśmy razem kupili mamie lodówkę. To, co usłyszałam, zmieniło wszystko…
– Nie przesadzaj, Anka, przecież mama nie potrzebuje nowej lodówki – usłyszałam w słuchawce głos mojego brata, Pawła. Stałam przy oknie w kuchni, patrząc na starą, ledwo zipiącą lodówkę, która od miesięcy wydawała dziwne dźwięki i czasem przestawała chłodzić. Mama udawała, że wszystko jest w porządku, ale widziałam, jak ją to męczy. Przecież nie poprosi o pomoc – taka już jest.
– Paweł, ona się psuje. Widziałeś ostatnio, jak musiała wyrzucić połowę jedzenia? – próbowałam jeszcze raz przemówić mu do rozsądku. – Zbliżają się jej urodziny. Może zrobimy jej wspólny prezent?
Po drugiej stronie zapadła cisza. Słyszałam tylko jego ciężki oddech. – Wiesz co, Anka? Ja mam teraz inne wydatki. Samochód mi się sypie, dzieciaki idą do szkoły… Nie mogę się teraz dokładać do takich rzeczy. Poza tym, mama zawsze sobie radziła.
Poczułam, jak ściska mnie w gardle. Zawsze byłam tą „odpowiedzialną”, tą, która pamięta o urodzinach, świętach, prezentach. Paweł był starszy, ale to ja czułam się jak starsza siostra. Odkąd tata odszedł, mama trzymała nas razem, a ja starałam się jej pomagać na każdym kroku. Paweł wyprowadził się do Warszawy i coraz rzadziej dzwonił.
– Rozumiem – powiedziałam cicho. – Ale może chociaż trochę się dorzucisz? Ja nie dam rady sama kupić nowej lodówki.
– Anka, nie mam teraz pieniędzy. Jak chcesz, to kup sama. Ja może coś dorzucę później – rzucił i rozłączył się bez pożegnania.
Stałam przez chwilę z telefonem w ręce, czując narastającą złość i bezsilność. Przecież to nasza mama! Czy naprawdę tak trudno było mu zrozumieć?
Wieczorem zadzwoniła mama.
– Aniu, wszystko w porządku? – zapytała swoim ciepłym głosem. – Byłaś dziś jakaś zamyślona.
– Tak, mamo… po prostu dużo pracy – skłamałam. Nie chciałam jej martwić.
Przez kolejne dni nie mogłam przestać myśleć o tej rozmowie z Pawłem. W pracy byłam rozkojarzona, w domu chodziłam jak struta. Nawet mój partner, Tomek, zauważył zmianę.
– Co się dzieje? – zapytał pewnego wieczoru, kiedy siedzieliśmy razem przy kolacji.
Opowiedziałam mu wszystko. O lodówce, o Pawle, o tym, jak zawsze to ja muszę być tą odpowiedzialną.
– Może po prostu kupimy tę lodówkę sami? – zaproponował Tomek. – Twoja mama naprawdę na to zasługuje.
Poczułam wdzięczność i ulgę. Ale jednocześnie coś we mnie pękło. Dlaczego to zawsze ja muszę ratować sytuację? Dlaczego Paweł nie czuje się odpowiedzialny?
W końcu zdecydowałam: kupię lodówkę sama, z pomocą Tomka. Wybrałam model w promocji i zamówiłam dostawę na dzień przed urodzinami mamy.
W dniu jej święta pojechaliśmy razem z Tomkiem do rodzinnego domu pod Łodzią. Mama była wzruszona do łez.
– Aniu… Tomek… To za dużo! Nie powinniście byli…
– Mamo, zasługujesz na wszystko, co najlepsze – powiedziałam i mocno ją przytuliłam.
Wieczorem zadzwonił Paweł.
– Słyszałem, że kupiłaś mamie lodówkę – powiedział chłodno. – Mogłaś poczekać, aż będę miał pieniądze.
– Paweł… Ty nawet nie chciałeś rozmawiać o tym prezencie! – wybuchłam w końcu. – Zawsze masz ważniejsze sprawy niż nasza mama!
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Nie rozumiesz mojej sytuacji – powiedział w końcu cicho. – Ty nie masz dzieci, nie wiesz, ile to kosztuje…
– Ale wiem jedno: mama była dla nas zawsze. Teraz my powinniśmy być dla niej!
Rozłączył się bez słowa.
Przez kolejne tygodnie nasze relacje były napięte jak nigdy wcześniej. Mama próbowała nas pogodzić, ale ja czułam żal i rozczarowanie. Zaczęłam się zastanawiać: czy rodzina naprawdę znaczy tyle samo dla każdego? Czy obowiązki wobec bliskich można przeliczać na pieniądze?
Czasem patrzę na nową lodówkę w kuchni mamy i czuję dumę… ale też smutek. Bo wiem już, że nie każdy potrafi być dla drugiego tak samo obecny.
Czy naprawdę można być rodziną tylko z nazwy? A może czasem trzeba pogodzić się z tym, że nie wszyscy dorastają do tej samej odpowiedzialności?