To już koniec? Zgodziłam się, a potem zobaczyłam go z moją najlepszą przyjaciółką

– Po prostu tak? Jesteś gotowa ze mną zerwać i nawet nie zapytasz dlaczego?! – głos Michała drżał, a jego oczy były pełne gniewu i czegoś, czego wtedy nie potrafiłam nazwać. Stałam w kuchni, opierając się o blat, ściskając w dłoni kubek z zimną już kawą. W powietrzu wisiała cisza, która bolała bardziej niż jakiekolwiek słowa.

– Sugerujesz, że zrywam z tobą bez wyjaśnienia? – odpowiedziałam cicho, czując jak łzy napływają mi do oczu. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie, jakbyśmy byli zupełnie obcymi ludźmi. Michał odwrócił wzrok i bez słowa wyszedł z mieszkania. Zostałam sama, wśród resztek wspólnego życia: jego bluza na krześle, nasze zdjęcia na lodówce, zapach jego perfum unoszący się jeszcze w powietrzu.

Nie płakałam. Przynajmniej nie od razu. Przez kilka godzin chodziłam po mieszkaniu jak cień, próbując zrozumieć, co się właściwie stało. Przecież jeszcze wczoraj śmialiśmy się razem z głupiego filmu, planowaliśmy wakacje nad Bałtykiem. Co poszło nie tak? Czy to ja byłam winna? Czy może on już dawno przestał mnie kochać?

Wieczorem zadzwoniła do mnie Anka – moja najlepsza przyjaciółka od podstawówki. Zawsze była przy mnie, nawet wtedy, gdy świat walił mi się na głowę. – Ola, co się stało? Michał do mnie pisał, że coś się wydarzyło… – Jej głos był pełen troski, ale i niepokoju. Opowiedziałam jej wszystko, a ona zapewniła mnie, że będzie przy mnie, cokolwiek się stanie.

Następne dni były jak życie pod wodą – wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. W pracy ledwo skupiałam się na obowiązkach, a wieczorami patrzyłam w sufit, próbując znaleźć sens w tym wszystkim. Mama dzwoniła codziennie, pytając czy jem i czy śpię. Tata przysłał mi wiadomość: „Pamiętaj, że zawsze możesz wrócić do domu”. Ale ja nie chciałam wracać. Chciałam zrozumieć.

Pewnego popołudnia postanowiłam wyjść na spacer po Starym Mieście. Warszawa była wtedy piękna – majowe słońce odbijało się w witrynach sklepów, ludzie śmiali się w kawiarnianych ogródkach. Przechodziłam obok naszej ulubionej kawiarni i wtedy ich zobaczyłam.

Michał siedział przy stoliku naprzeciwko Anki. Śmiali się, nachylali do siebie konspiracyjnym szeptem. Moje serce zamarło. Przez chwilę miałam ochotę wejść tam i zrobić awanturę, ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Stałam jak wryta, patrząc jak Anka dotyka jego dłoni, a on uśmiecha się do niej tym samym uśmiechem, którym kiedyś obdarzał tylko mnie.

Nie wiem jak długo tam stałam. W końcu odwróciłam się i pobiegłam do domu. W głowie kłębiły mi się pytania: Od kiedy? Dlaczego? Czy byłam aż tak ślepa? Wieczorem napisałam do Anki: „Widziałam was dzisiaj razem”. Odpisała dopiero po godzinie: „Ola, to nie tak jak myślisz… Spotkaliśmy się przypadkiem”.

Nie uwierzyłam jej. Następnego dnia Michał przysłał mi wiadomość: „Musimy porozmawiać”. Spotkaliśmy się w parku. Wyglądał na zmęczonego i starszego o kilka lat.

– Ola… Przepraszam cię za wszystko. To nie powinno się tak skończyć. Ja… ja już od dawna czułem, że coś między nami wygasa. Ale nie miałem odwagi ci powiedzieć. A Anka… Ona po prostu była obok, kiedy najbardziej tego potrzebowałem.

Patrzyłam na niego i czułam tylko pustkę. – Więc to z nią mnie zdradziłeś? – zapytałam cicho.

– To nie było tak… To wszystko wydarzyło się po naszym rozstaniu – tłumaczył się nerwowo.

Nie chciałam słuchać więcej wymówek. Wróciłam do domu i przez kilka dni nie odbierałam telefonu ani od niego, ani od Anki. Mama przyjechała do mnie z zupą i ciastem drożdżowym – jak za dawnych lat.

– Córeczko, życie czasem boli bardziej niż myślimy – powiedziała, głaszcząc mnie po głowie. – Ale pamiętaj: jesteś silniejsza niż ci się wydaje.

Zaczęłam powoli wracać do siebie. Zapisałam się na jogę, zaczęłam spotykać się z koleżankami z pracy. Z czasem ból ustępował miejsca złości, a potem obojętności.

Kilka tygodni później spotkałam Ankę na ulicy. Zatrzymała mnie spojrzeniem pełnym wyrzutów sumienia.

– Ola… Przepraszam cię. Nie chciałam cię zranić. To wszystko wymknęło się spod kontroli.

– Wiem – odpowiedziałam spokojnie. – Ale już nie jesteśmy tymi samymi osobami co kiedyś.

Od tamtej pory nasze drogi rozeszły się na dobre. Michał próbował jeszcze kilka razy się ze mną kontaktować, ale nie odpowiadałam na jego wiadomości.

Dziś patrzę na tamte wydarzenia z dystansem. Wiem już, że czasem trzeba pozwolić odejść ludziom, którzy nas zawodzą – nawet jeśli boli to bardziej niż cokolwiek innego.

Czasem zastanawiam się: czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy gdybym wtedy zapytała „dlaczego”, wszystko potoczyłoby się inaczej? A może pewne rzeczy po prostu muszą się wydarzyć, żebyśmy mogli odnaleźć siebie na nowo?