Syn nie przyjechał na święta, bo synowa mu zabroniła. Czy naprawdę straciłam rodzinę?
— Mamo, nie przyjedziemy w tym roku — usłyszałam w słuchawce głos Agaty, mojej synowej. Jej ton był chłodny, niemal urzędowy. — Michał musi odpocząć, a poza tym… — zawahała się na moment — u was zawsze jest tyle oczekiwań. On potrzebuje spokoju.
Stałam w kuchni, trzymając w ręku łyżkę do barszczu. W powietrzu unosił się zapach grzybów i suszonych śliwek, a ja poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Michał zawsze przyjeżdżał na święta. Odkąd pamiętam, nawet gdy był już dorosły i miał własną rodzinę, zawsze znajdował czas, by usiąść z nami przy stole. Ale odkąd ożenił się z Agatą, wszystko zaczęło się zmieniać.
— Michał nie może sam zadzwonić? — zapytałam cicho, próbując ukryć drżenie głosu.
— Jest zajęty. Poza tym… — znów ta pauza — on nie chce się kłócić. Lepiej, żebym to ja powiedziała.
Odstawiłam łyżkę na blat i spojrzałam na puste krzesło przy stole. To miało być miejsce dla Michała. Dla mojego syna. Przez chwilę miałam ochotę krzyknąć do słuchawki: „Co ci zrobiłam, dziewczyno? Dlaczego zabierasz mi syna?” Ale tylko westchnęłam i powiedziałam:
— Rozumiem. Wesołych świąt.
Odłożyłam telefon i poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Przez cały dzień chodziłam po domu jak cień. Przypominałam sobie czasy, gdy Michał był mały — jak biegał po kuchni, podkradał pierogi i śmiał się do rozpuku. Teraz nawet nie miał odwagi sam zadzwonić.
Wieczorem zadzwoniła moja siostra, Basia.
— I co, przyjechali? — zapytała z nadzieją.
— Nie… Agata zadzwoniła. Powiedziała, że Michał musi odpocząć i że u nas zawsze czegoś chcemy.
Basia westchnęła ciężko.
— A czego ty niby chcesz? Żeby syn odwiedził matkę?
— Może rzeczywiście za dużo oczekuję? Może powinnam dać im spokój?
— Nie daj sobie wmówić, że jesteś problemem! — Basia podniosła głos. — To ona manipuluje Michałem. On zawsze był miękki…
Przez kolejne dni nie mogłam przestać o tym myśleć. Przypominałam sobie wszystkie drobne sytuacje z ostatnich lat: jak Agata krzywiła się na nasz stary blok („Tu zawsze tak zimno?”), jak wywracała oczami na moje pierogi („U nas w domu robi się inaczej”), jak Michał coraz rzadziej dzwonił, a jeśli już — to zawsze w jej obecności.
W końcu zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do Michała.
— Cześć, synku…
— Cześć, mamo — odpowiedział cicho.
— Chciałam tylko zapytać… Czy coś się stało? Czy zrobiłam coś nie tak?
Po drugiej stronie zapadła cisza.
— Mamo… Agata uważa, że powinniśmy spędzać święta sami. Że za dużo ode mnie wymagasz. Że jak już mam wolne, to powinienem być z rodziną.
— A ja to kto? — przerwałam mu nagle. — Nie jestem już twoją rodziną?
Usłyszałam jego westchnienie.
— Mamo… To nie tak… Po prostu… Agata źle się czuje u was w domu. Mówi, że jest ciasno, że nie ma gdzie usiąść…
Poczułam, jak narasta we mnie gniew.
— To może powinnam sprzedać mieszkanie i zamieszkać pod mostem? Może wtedy będzie wystarczająco dużo miejsca?
Michał milczał długo.
— Przepraszam, mamo. Nie chciałem cię zranić.
Rozłączyliśmy się bez pożegnania.
Przez kolejne dni chodziłam jak struta. W pracy koleżanki pytały o święta, a ja tylko uśmiechałam się blado i mówiłam: „Było spokojnie”. Wieczorami patrzyłam na zdjęcia Michała z dzieciństwa i zastanawiałam się, kiedy straciłam z nim kontakt. Czy to moja wina? Czy mogłam coś zrobić inaczej?
Pewnego dnia spotkałam sąsiadkę, panią Zofię.
— Pani Haniu, co taka smutna?
Opowiedziałam jej wszystko. Słuchała uważnie, a potem pokiwała głową.
— Synowe są różne… Ale wie pani co? Syn powinien mieć własne zdanie. Ja też miałam trudną synową, ale mój Tomek zawsze mówił: „Mamo, kocham cię i zawsze znajdę dla ciebie czas”.
Zazdrościłam jej tego spokoju. Może rzeczywiście Michał jest za miękki? Może pozwolił Agacie przejąć kontrolę nad swoim życiem?
Kilka tygodni później zadzwoniła do mnie wnuczka, Zosia.
— Babciu, czemu nie przyjeżdżasz do nas?
Zamurowało mnie.
— Myślałam, że nie jestem mile widziana…
— Mama mówi, że jesteś smutna i nie chcesz nas widzieć — powiedziała Zosia cicho.
Poczułam ukłucie w sercu. Czy naprawdę tak mnie postrzegają? Jako zgorzkniałą staruszkę?
Postanowiłam napisać list do Michała. Długi list o tym, jak bardzo mi go brakuje, jak bardzo tęsknię za rodziną i jak boli mnie to oddalenie. Napisałam też do Agaty — szczerze, bez pretensji: „Chciałabym cię lepiej poznać. Może spróbujemy jeszcze raz?”
Nie dostałam odpowiedzi przez kilka dni. W końcu zadzwonił Michał.
— Mamo… Przeczytaliśmy twój list. Agata mówi, że może powinniśmy spróbować jeszcze raz…
W głosie miał łzy.
Nie wiem, czy wszystko się ułoży. Nie wiem, czy jeszcze kiedyś usiądziemy razem przy stole bez napięcia i żalu. Ale wiem jedno: rodzina to nie tylko krew — to codzienna praca nad relacjami i odwaga do rozmowy.
Czy można odzyskać bliskość po latach milczenia? Czy warto walczyć o tych, których kochamy — nawet jeśli oni czasem od nas uciekają?