„Nasz zięć całkowicie zmienił naszą córkę. Nie przyszła nawet na okrągłe urodziny ojca” – Moja opowieść o bólu, rozczarowaniu i rodzinnych konfliktach
– Nie mogę, mamo. Naprawdę nie mogę przyjechać – głos Magdy drżał, a ja czułam, jak w mojej piersi narasta gniew i bezsilność.
– Magda, to są sześćdziesiąte urodziny twojego ojca! – krzyknęłam, nie mogąc już dłużej udawać opanowania. – On czekał na ciebie cały rok! Nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo mu na tym zależy.
Po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza. Słyszałam tylko jej przyspieszony oddech. W tle, jak cień, majaczył głos jej męża, Pawła. Zawsze był gdzieś obok, zawsze słuchał, zawsze miał ostatnie słowo.
– Paweł nie czuje się dobrze z tym wyjazdem… – zaczęła niepewnie.
– Paweł?! – przerwałam jej ostro. – To twoja rodzina! Twój ojciec!
– Mamo, proszę… – szepnęła i rozłączyła się.
Zostałam sama w kuchni, z telefonem w dłoni i łzami w oczach. Mój mąż, Andrzej, wszedł cicho do pomieszczenia. Spojrzał na mnie pytająco.
– Nie przyjedzie – powiedziałam cicho. – Znowu.
Andrzej tylko westchnął i usiadł przy stole. W jego oczach widziałam smutek, ale i rezygnację. On już się chyba pogodził z tym, że nasza córka jest coraz dalej od nas. Ja nie potrafię.
Kiedy Magda poznała Pawła, była radosną, otwartą dziewczyną. Studiowała psychologię na Uniwersytecie Warszawskim, miała mnóstwo przyjaciółek, często do nas dzwoniła. Pamiętam jej śmiech, jej spontaniczność…
A potem pojawił się Paweł. Cichy, zamknięty w sobie informatyk z Pruszkowa. Na początku wydawał się miły, choć trochę sztywny. Ale Magda była zakochana po uszy. Po roku zamieszkali razem, a potem wzięli ślub. Od tego momentu wszystko zaczęło się zmieniać.
Najpierw coraz rzadziej do nas dzwoniła. Potem przestała przyjeżdżać na niedzielne obiady. Zawsze miała wymówkę: praca, zmęczenie, remont mieszkania… Ale ja czułam, że coś jest nie tak.
Pewnego dnia zadzwoniłam do niej niespodziewanie. Odebrał Paweł.
– Magda jest zajęta – powiedział chłodno.
– Czy mogę z nią porozmawiać?
– Teraz nie może rozmawiać.
I odłożył słuchawkę.
Zrobiło mi się zimno. Od tamtej pory coraz częściej to on odbierał telefon. Coraz częściej to on decydował o wszystkim: kiedy możemy się spotkać, gdzie i na jak długo. Magda była coraz bardziej wycofana, jakby bała się powiedzieć coś nie tak.
Próbowałam z nią rozmawiać. Pytałam wprost:
– Magda, czy wszystko u was dobrze? Czy Paweł cię nie ogranicza?
– Mamo, nie przesadzaj… Po prostu mamy dużo na głowie – odpowiadała wymijająco.
Ale widziałam jej oczy: smutne, zgaszone. Jakby ktoś zgasił w niej światło.
Kiedyś przyszła do nas sama, bez Pawła. To był rzadki moment szczerości.
– Mamo… On chce mieć wszystko pod kontrolą – wyszeptała drżącym głosem. – Nawet to, z kim się spotykam i o czym rozmawiam…
Objęłam ją mocno.
– Magda, jesteś dorosła! Masz prawo do własnych decyzji!
– On mówi, że rodzina powinna być na pierwszym miejscu… Ale dla niego to znaczy tylko jego rodzina…
Poczułam wściekłość i bezradność jednocześnie. Próbowałam przekonać Andrzeja, żebyśmy porozmawiali z Pawłem. Ale on tylko pokręcił głową:
– To ich życie. Nie możemy się wtrącać.
Ale jak mam nie reagować? Jak mam patrzeć na to, jak moja córka gaśnie?
Przed urodzinami Andrzeja zadzwoniłam do Magdy kilka razy. Za każdym razem była coraz bardziej zdenerwowana.
– Mamo, proszę cię… Nie naciskaj…
Aż w końcu ta rozmowa dzisiaj. I jej decyzja: nie przyjedzie.
Wieczorem usiedliśmy z Andrzejem przy stole. Stół był zastawiony jak zawsze: bigos według przepisu babci Zosi, domowy sernik, śledzie w oleju… Ale jedno miejsce było puste.
Goście składali życzenia Andrzejowi, śmiali się i wspominali dawne czasy. Ale ja widziałam tylko to puste krzesło.
Po kolacji wyszłam na balkon i zadzwoniłam do Magdy jeszcze raz. Odebrała po długim sygnale.
– Mamo…
– Magda… Czy ty jesteś szczęśliwa? – zapytałam cicho.
Zamilkła na chwilę.
– Nie wiem… – odpowiedziała w końcu łamiącym się głosem.
Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym wszystkim: o Pawle, o naszej rodzinie, o tym, jak łatwo można stracić kontakt z własnym dzieckiem.
Następnego dnia zadzwoniła do mnie sąsiadka:
– Słyszałam, że Magda nie była na urodzinach Andrzeja…
– Nie była – odpowiedziałam krótko.
– Wiesz… Moja Basia też przestała mnie odwiedzać odkąd wyszła za mąż… Może to taki czas?
Ale ja wiem, że to nie jest „taki czas”. To coś więcej. To kontrola, manipulacja…
Czasem myślę: może powinnam była bardziej walczyć? Może powinnam była ostrzec Magdę przed Pawłem wcześniej? A może to ja coś zrobiłam źle?
Dziś patrzę na zdjęcia Magdy z dzieciństwa i zastanawiam się: czy jeszcze kiedyś odzyskam moją córkę? Czy ona znajdzie w sobie siłę, żeby być sobą?
Czy naprawdę musimy godzić się na to, by ktoś inny decydował za nasze dzieci? Czy rodzina zawsze musi przegrywać z czyjąś kontrolą?