Moje urodziny tuż-tuż, a ja nie mogę zaznać spokoju: Jak uniknąć zaproszenia synowej?
– Mamo, tylko proszę, nie zaczynaj znowu – głos Arka drżał, a ja czułam, jak wzbiera we mnie fala gniewu i bezsilności. Stał w kuchni, oparty o blat, a ja mieszałam zupę, próbując ukryć drżące dłonie.
– Arek, ja po prostu… – zaczęłam, ale przerwał mi gwałtownie.
– Wiem, co powiesz. Że Marta jest starsza, że ma dzieci. Ale ja ją kocham! – jego oczy błyszczały determinacją, której nigdy wcześniej u niego nie widziałam.
Zamilkłam. W powietrzu zawisła cisza, gęsta jak śmietana. Za kilka dni miałam urodziny. Zawsze były dla mnie ważne – dzień, kiedy cała rodzina zbierała się przy jednym stole. Ale odkąd Arek jest z Martą, wszystko się zmieniło. Nie potrafiłam zaakceptować tej kobiety. Nie chodziło nawet o te trzy lata różnicy – przecież to nic takiego. Ale ona miała już dwójkę dzieci z poprzedniego małżeństwa. Czułam się oszukana przez los. Marzyłam o synowej, która będzie „moja”, która zacznie wszystko od nowa razem z Arkiem. Tymczasem dostałam Martę – kobietę po przejściach, z bagażem doświadczeń i dwójką dzieci, które nie były moimi wnukami.
– Mamo… – Arek podszedł bliżej i położył mi dłoń na ramieniu. – Proszę cię tylko o jedno: spróbuj ją poznać. Daj jej szansę.
Nie odpowiedziałam. W głowie miałam mętlik. Przed oczami przesuwały mi się obrazy: Marta śmiejąca się przy stole, jej dzieci biegające po moim mieszkaniu, Arek patrzący na nią z czułością. Czułam ukłucie zazdrości i żalu. Przecież to ja powinnam być najważniejsza w jego życiu!
Wieczorem zadzwoniła do mnie siostra.
– Zosia, co ty wyprawiasz? – zapytała bez ogródek. – Arek jest szczęśliwy. A ty? Chcesz być sama na urodziny?
– Nie rozumiesz… – westchnęłam ciężko. – To nie jest takie proste.
– A co jest proste w życiu? – odparła ostro. – Ty też nie byłaś łatwa dla naszej mamy, pamiętasz?
Przez chwilę milczałam. Pamiętałam aż za dobrze. Moja mama nigdy nie zaakceptowała mojego męża. Przez lata walczyłyśmy o każdy gest akceptacji.
Następnego dnia Arek przyszedł sam. Usiadł naprzeciwko mnie przy kuchennym stole.
– Mamo, Marta wie, że jej nie lubisz – powiedział cicho.
Poczułam wstyd. Nie chciałam być taka jak moja matka.
– Arek… ja się boję – wyszeptałam. – Boję się, że cię stracę.
Spojrzał na mnie ze smutkiem.
– Stracisz mnie tylko wtedy, jeśli nie zaakceptujesz mojego wyboru.
Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego. Przez kolejne dni chodziłam jak struta. W pracy byłam rozkojarzona, w domu unikałam rozmów. W końcu przyszedł dzień moich urodzin.
Stół był nakryty, tort czekał w lodówce. Arek przyszedł pierwszy.
– Mamo… Marta i dzieci są na dole. Jeśli nie chcesz ich widzieć, odejdziemy wszyscy.
Patrzyłam na niego długo. Widziałam w jego oczach lęk i nadzieję.
– Zaproś ich – powiedziałam cicho.
Marta weszła do mieszkania niepewnie, trzymając za ręce dwójkę dzieci: małą Olę i starszego Kacpra. Uśmiechnęła się blado.
– Dzień dobry pani Zosiu… Wszystkiego najlepszego.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Ola podbiegła do mnie z laurką.
– To dla pani! – krzyknęła radośnie.
Poczułam łzy pod powiekami. Przez chwilę patrzyłam na tę kolorową kartkę z koślawym napisem „Sto lat”.
W trakcie obiadu atmosfera była napięta, ale dzieci szybko ją rozładowały swoimi żartami i śmiechem. Marta opowiadała o swojej pracy w bibliotece, a Arek patrzył na nią z dumą.
Po obiedzie zostałyśmy same w kuchni.
– Pani Zosiu… wiem, że nie jestem pani wymarzoną synową – zaczęła Marta cicho. – Ale bardzo kocham Arka i chciałabym być częścią tej rodziny.
Spojrzałam na nią uważnie. Była zmęczona, ale w jej oczach widziałam szczerość i determinację.
– Ja… muszę się tego nauczyć – odpowiedziałam szczerze. – To dla mnie trudne.
Marta skinęła głową ze zrozumieniem.
Wieczorem zostałam sama z myślami. Czy naprawdę byłam gotowa odrzucić szczęście własnego syna tylko dlatego, że jego partnerka nie spełnia moich oczekiwań? Czy potrafię zaakceptować cudze dzieci jako część mojej rodziny?
Może to właśnie jest prawdziwa dojrzałość: umieć pogodzić się z tym, że życie układa się inaczej niż planowaliśmy?
Czy jestem gotowa otworzyć serce na nową rodzinę? Czy wy też mieliście kiedyś takie dylematy?