Mama nie chce oddać mi mieszkania po babci – czy rodzina może być największym wrogiem?
– Nie rozumiesz, Aniu, to mieszkanie jest częścią naszej rodziny! – głos mamy drżał, a jej oczy błyszczały gniewem i rozpaczą jednocześnie. Stałyśmy naprzeciwko siebie w kuchni, tej samej, w której babcia parzyła mi herbatę z malinami, kiedy byłam mała. Teraz jednak zapach malin ustąpił miejsca duszącej atmosferze niezałatwionych spraw.
– Mamo, przecież babcia zapisała je mi w testamencie. Sama to czytałaś! – próbowałam zachować spokój, ale czułam, jak łzy napływają mi do oczu. – Od dwóch lat mieszkam kątem u Tomka, a ty nawet nie pozwalasz mi wejść do mieszkania po swoje rzeczy.
Mama odwróciła wzrok. – To nie jest takie proste. Ty nic nie rozumiesz…
Wtedy po raz pierwszy poczułam się jak intruz we własnej rodzinie. Babcia była dla mnie wszystkim – jej mieszkanie to nie tylko cztery ściany, ale wspomnienia, bezpieczeństwo, zapach świeżo upieczonego chleba i ciepło jej ramion. Kiedy zmarła nagle na zawał, świat mi się zawalił. Ale nawet wtedy nie sądziłam, że największy ból przyjdzie później – od własnej matki.
Przez pierwsze miesiące po pogrzebie nie miałam siły myśleć o formalnościach. Mama wydawała się równie zdruzgotana jak ja. Ale kiedy w końcu zebrałam się na odwagę i zapytałam o mieszkanie, usłyszałam tylko: „Jeszcze nie teraz”. Potem „Nie czas na to”. Aż w końcu: „Nie oddam ci go”.
Zaczęły się kłótnie. Najpierw ciche, podszyte smutkiem i żalem. Potem coraz głośniejsze, pełne pretensji i starych ran. Mama zarzucała mi niewdzięczność, ja jej egoizm. Każda rozmowa kończyła się trzaskaniem drzwi.
Tomek, mój chłopak, próbował mnie wspierać. – Może ona po prostu nie umie się pogodzić ze śmiercią swojej matki? – pytał ostrożnie. – Daj jej czas.
Ale czas mijał, a sytuacja się nie zmieniała. Mieszkanie stało puste, zamknięte na klucz, jakby babcia miała zaraz wrócić z zakupów. Mama przychodziła tam raz w tygodniu „posprzątać”, ale nigdy nie pozwoliła mi wejść do środka.
Pewnego dnia zebrałam się na odwagę i poszłam do niej sama. – Mamo, musimy porozmawiać. Nie mogę tak dłużej żyć. To mieszkanie należy do mnie i chcę tam zamieszkać.
Spojrzała na mnie z wyrzutem. – Myślisz tylko o sobie! Ja tam dorastałam, to mój dom!
– Ale babcia zdecydowała inaczej! – krzyknęłam bezsilnie.
Wtedy mama wybuchła płaczem. – Ty nic nie rozumiesz! Ja straciłam matkę! A teraz ty chcesz mi zabrać wszystko, co po niej zostało!
Zamilkłam. Po raz pierwszy zobaczyłam w niej nie matkę-wroga, ale kobietę złamaną przez stratę. Ale czy to usprawiedliwiało jej zachowanie? Czy miałam prawo domagać się swojego kosztem jej bólu?
Przez kolejne tygodnie unikałyśmy się nawzajem. W pracy byłam rozkojarzona, w domu u Tomka czułam się jak gość. Coraz częściej budziłam się w nocy z poczuciem winy i żalu.
Pewnego wieczoru zadzwonił telefon.
– Aniu… – głos mamy był cichy i zmęczony. – Możesz przyjść jutro? Musimy porozmawiać.
Całą noc nie mogłam zasnąć. Rano poszłam do mieszkania babci z duszą na ramieniu. Mama siedziała przy stole w kuchni, trzymając w rękach stary album ze zdjęciami.
– Zobacz… – podała mi album drżącymi dłońmi. – Tu jesteś ty z babcią na działce… A tu ja z nią na wakacjach w Międzyzdrojach…
Przeglądałyśmy zdjęcia w milczeniu. W końcu mama westchnęła:
– Wiem, że to mieszkanie należy do ciebie. Ale dla mnie to ostatni kawałek mamy… Boję się, że jak ci je oddam, to już nic mi po niej nie zostanie.
– Mamo… – zaczęłam ostrożnie. – Przecież zawsze możesz tu przychodzić. Chcę, żebyś była częścią mojego życia… Ale muszę też zacząć własne.
Patrzyła na mnie długo, jakby widziała mnie po raz pierwszy.
– Może masz rację… Może czas pozwolić ci dorosnąć…
Tego dnia po raz pierwszy od dawna przytuliłyśmy się bez gniewu.
Ale sprawa nie skończyła się happy endem. Mama długo jeszcze zwlekała z przekazaniem mi kluczy. Każda kolejna rozmowa była walką między przeszłością a przyszłością, między żalem a nadzieją.
W końcu musiałam postawić sprawę jasno:
– Mamo, jeśli sama nie przekażesz mi mieszkania, będę musiała pójść do sądu.
Patrzyła na mnie z niedowierzaniem i bólem.
– Naprawdę chcesz to zrobić własnej matce?
– Nie chcę… Ale muszę walczyć o siebie.
To był najtrudniejszy moment mojego życia. Czułam się jak zdrajczyni, ale wiedziałam, że jeśli teraz ustąpię, już nigdy nie będę mogła być sobą.
Sprawa trafiła do sądu rodzinnego. Mama milczała przez całą rozprawę. Kiedy sędzia ogłosił wyrok na moją korzyść, poczułam ulgę i… pustkę.
Dziś mieszkam w mieszkaniu po babci. Każdy kąt przypomina mi o niej i o tym, co straciłam – nie tylko babcię, ale też część relacji z mamą. Spotykamy się rzadko, rozmowy są chłodne i pełne niedopowiedzeń.
Czasem siadam przy kuchennym stole i pytam siebie: czy naprawdę warto było walczyć o swoje? Czy można kochać rodzinę i jednocześnie bronić własnych granic? A może rodzina to właśnie ci, którzy potrafią najbardziej zranić?