Kogo wybrać do prowadzenia do ołtarza? Moja walka między ojcem biologicznym a ojczymem, który był przy mnie całe życie
– Ela, musisz w końcu zdecydować – głos mamy był cichy, ale stanowczy. Siedziałyśmy przy kuchennym stole, a ja obracałam w palcach porcelanowy kubek z herbatą. W powietrzu wisiała cisza, którą przerywało tylko tykanie zegara i moje niespokojne westchnienia.
– Mamo, ja nie wiem… – zaczęłam, ale głos mi się załamał. – Przecież to niemożliwe, żeby nikogo nie zranić.
Od tygodni nie spałam spokojnie. Każda noc to walka z myślami: czy do ołtarza powinnam iść z tatą, który pojawił się w moim życiu dopiero po rozwodzie rodziców, czy z ojczymem, który nauczył mnie jeździć na rowerze, tulił po koszmarach i był przy mnie zawsze, gdy tego potrzebowałam?
Mój biologiczny ojciec, Andrzej, odszedł od nas, gdy miałam sześć lat. Pamiętam jego twarz tylko z kilku zdjęć i krótkich wizyt w święta. Zawsze czułam się przy nim trochę obca – jakbyśmy byli rodziną tylko na papierze. Ale to on dał mi życie. To jego nazwisko noszę do dziś.
Za to Marek – mój ojczym – pojawił się w naszym życiu, gdy miałam osiem lat. Był ciepły, cierpliwy i nigdy nie próbował zastąpić mi ojca na siłę. Po prostu był. Z czasem zaczął być dla mnie kimś więcej niż tylko partnerem mamy. Był moim tatą.
Gdy powiedziałam narzeczonemu, że nie wiem, kogo poprosić o prowadzenie do ołtarza, Michał tylko mnie przytulił.
– To twoja decyzja, Ela. Ale pamiętaj, że to twój dzień. Nie możesz żyć dla innych.
Łatwo powiedzieć. Ale jak mam nie myśleć o innych? Jak mam nie widzieć łez w oczach Marka, gdy przypadkiem usłyszał rozmowę mamy z ciocią:
– Andrzej na pewno się ucieszy, jeśli Ela go poprosi…
Marek wtedy tylko skinął głową i wyszedł na balkon zapalić papierosa. Nigdy nie widziałam go tak smutnego.
Kilka dni później zadzwonił do mnie Andrzej.
– Cześć córeczko – powiedział z tym swoim nieco szorstkim głosem. – Słyszałem od twojej matki… No wiesz… Że ślub…
– Tak, tato – odpowiedziałam cicho.
– Chciałem tylko powiedzieć… Jeśli byś chciała… To znaczy… Jeśli chcesz, żebym cię poprowadził…
Zamilkłam. W słuchawce zapadła cisza.
– To dla mnie zaszczyt – dodał po chwili.
Z jednej strony poczułam ulgę – może to znak? Może powinnam wybrać jego? Ale zaraz potem przyszło poczucie winy wobec Marka.
Wieczorem usiadłam z mamą na kanapie.
– Mamo, co byś zrobiła na moim miejscu?
Mama spojrzała na mnie ze smutkiem.
– Nie wiem, kochanie. Ale wiem jedno: Marek cię kocha jak własną córkę. Andrzej też cię kocha – na swój sposób. Ale to ty musisz zdecydować, co dla ciebie ważniejsze: więzy krwi czy więzi serca.
Przez kolejne dni unikałam rozmów z oboma ojcami. W pracy byłam rozkojarzona. Koleżanki pytały o suknię ślubną, o dekoracje – a ja myślałam tylko o tym jednym pytaniu.
W końcu zebrałam się na odwagę i zaprosiłam Marka na spacer po parku.
– Marek… – zaczęłam niepewnie. – Chciałam ci coś powiedzieć.
Spojrzał na mnie uważnie.
– Wiem o co chodzi – przerwał mi łagodnie. – Ela, nie musisz się tłumaczyć. Kocham cię jak własną córkę i zawsze będę przy tobie. Jeśli zdecydujesz się poprosić Andrzeja… Zrozumiem.
Łzy napłynęły mi do oczu.
– Ale ja nie chcę cię zranić…
Marek uśmiechnął się smutno.
– Najważniejsze jest twoje szczęście. Ja już swoje dostałem – miałem zaszczyt patrzeć jak dorastasz.
Objęłam go mocno i poczułam ulgę – ale też jeszcze większy ból.
Wieczorem napisałam do Andrzeja:
„Tato, chciałabym żebyś był ze mną w tym dniu. Ale chcę też, żeby Marek był obok. Czy możemy pójść razem?”
Odpisał po godzinie:
„To twój dzień, Elu. Jeśli tak czujesz – będę zaszczycony.”
W dniu ślubu szłam do ołtarza prowadzona przez dwóch ojców: po jednej stronie Andrzej, po drugiej Marek. Czułam ich dłonie ściskające moje ramiona – jeden trochę niepewnie, drugi z czułością i dumą.
Widziałam łzy w oczach mamy i wzruszenie Michała czekającego przy ołtarzu.
Po ceremonii podeszła do mnie ciocia:
– Ela, zrobiłaś coś pięknego. Pokazałaś wszystkim, że rodzina to nie tylko krew.
Dziś wiem jedno: czasem nie ma dobrych rozwiązań. Są tylko te nasze – wybrane sercem. Czy można kochać dwóch ojców jednocześnie? Czy każda rodzina musi być idealna? Co wy byście zrobili na moim miejscu?