„Kiedy matka dzwoni o świcie” – Opowieść o miłości, kontroli i wyborach

– Wstawaj, jeszcze śpisz? – głos Michała był cichy, ale wyraźnie spięty. – Mama dzwoniła. Pytała, czy zrobiłaś już śniadanie.

Leżałam na boku, z twarzą w poduszce, próbując zrozumieć, czy to żart. Ale nie – Michał patrzył na mnie poważnie, z tym swoim nieco zagubionym spojrzeniem. Była sobota, siódma rano. Za oknem szarówka, a ja miałam ochotę wrzasnąć.

– Michał, czy ty siebie słyszysz? – wycedziłam przez zęby. – Twoja mama dzwoni do ciebie o świcie, żeby sprawdzić, czy zrobiłam ci śniadanie?

– No… ona się martwi. Wiesz, że zawsze dbała o mnie…

Zacisnęłam pięści pod kołdrą. To nie był pierwszy raz. Od kiedy zamieszkaliśmy razem w jego kawalerce na Pradze, jego matka była obecna w naszym życiu bardziej niż ja sama. Dzwoniła codziennie – czasem kilka razy dziennie. Pytała, czy Michał się wyspał, czy ma czyste skarpetki, czy zjadł obiad. A teraz jeszcze śniadanie.

Poznaliśmy się na urodzinach wspólnej znajomej – Magdy. Michał od razu mnie zauroczył. Był zabawny, inteligentny, miał w sobie coś z chłopca, który nigdy nie dorósł. Lubiłam to w nim – wtedy wydawało mi się to urocze. Teraz zaczynało mnie przerażać.

Pierwsze tygodnie były cudowne. Chodziliśmy na spacery po Starym Mieście, piliśmy wino na schodach pod Zamkiem Królewskim, śmialiśmy się do łez. Michał opowiadał mi o swoim dzieciństwie w bloku na Bródnie, o tym, jak mama zawsze była dla niego wszystkim – ojciec odszedł, gdy miał pięć lat. Współczułam mu i rozumiałam jego przywiązanie do matki. Ale nie sądziłam, że to przywiązanie będzie tak… duszące.

Z czasem zaczęły się drobne spięcia. Kiedy gotowałam obiad, Michał potrafił zadzwonić do mamy i pytać ją o przepis na rosół – mimo że gotowałam go od lat. Gdy kupowałam nowe zasłony do mieszkania, musiał najpierw pokazać je mamie przez kamerę. Nawet wybór pościeli konsultował z nią przez Messengera.

Pewnego dnia wróciłam z pracy wcześniej i zastałam go w kuchni z telefonem przy uchu.

– Tak, mamo… Tak, ona już wróciła… Tak, powiedziała „dzień dobry”…

Stałam w progu i patrzyłam na niego z niedowierzaniem.

– Michał, możesz mi powiedzieć, co tu się dzieje?

– Mama chciała wiedzieć, czy już jesteś…

– A nie możesz jej po prostu powiedzieć później? Musisz relacjonować jej każdą minutę naszego życia?

Wzruszył ramionami i spuścił wzrok.

Wieczorami coraz częściej kładłam się spać z uczuciem ciężaru na piersi. Zaczęłam unikać wspólnych spotkań z jego rodziną – jego matka patrzyła na mnie jak na intruza. Kiedyś podczas obiadu u nich powiedziała:

– Wiesz, Elu, Michał zawsze lubił schabowe tak jak ja robię. Może nauczę cię kiedyś?

Uśmiechnęłam się sztucznie i skinęłam głową. W środku gotowało się we mnie.

Michał nie widział problemu. Twierdził, że mama po prostu chce dobrze.

– Przecież ona nas kocha – powtarzał.

Ale ja czułam się coraz bardziej osaczona.

Pewnego wieczoru zadzwoniła moja mama.

– Eluś, wszystko w porządku? Jakoś rzadziej dzwonisz ostatnio…

Nie wytrzymałam i opowiedziałam jej wszystko. O telefonach matki Michała, o tym, że czuję się jak służąca we własnym domu.

– Kochanie – westchnęła mama – musisz z nim porozmawiać poważnie. Jeśli on nie postawi granic swojej matce teraz, to nigdy tego nie zrobi.

Wiedziałam, że ma rację. Ale bałam się tej rozmowy.

Następnego dnia wieczorem usiedliśmy razem przy stole.

– Michał… Musimy pogadać.

Spojrzał na mnie z niepokojem.

– O co chodzi?

– O twoją mamę. O to wszystko… Ja tak nie mogę żyć. Czuję się jakbyśmy byli we trójkę w tym związku.

Zamilkł na chwilę.

– Ela… Ja nie chcę cię stracić. Ale mama jest dla mnie ważna…

– Ja też jestem ważna! – przerwałam mu drżącym głosem. – Chcę być twoją partnerką, a nie dodatkiem do twojej mamy!

Patrzył na mnie długo w milczeniu.

– Spróbuję z nią pogadać…

Ale nic się nie zmieniło. Następnego dnia rano znów zadzwoniła jego mama:

– Michałku, Ela zrobiła ci już śniadanie? Pamiętaj, żeby założyć czapkę!

Czułam się jak w złym śnie.

Zaczęłam coraz częściej wychodzić z domu – spotykałam się z Magdą, chodziłam na długie spacery po Saskiej Kępie. Zastanawiałam się: czy naprawdę chcę tak żyć? Czy jestem gotowa walczyć o ten związek?

Pewnego dnia wróciłam do mieszkania i zobaczyłam Michała siedzącego przy stole z głową w dłoniach.

– Ela… Mama miała dziś atak paniki. Powiedziała mi przez telefon, że boi się zostać sama…

Poczułam litość i bezsilność jednocześnie.

– Michał… A co ze mną? Ja też jestem sama w tym wszystkim!

Nie odpowiedział.

Wieczorem spakowałam kilka rzeczy i pojechałam do mamy na Mokotów. Potrzebowałam oddechu.

Przez kilka dni Michał dzwonił i pisał wiadomości:

– Ela, wróć… Przepraszam… Spróbuję coś zmienić…

Ale wiedziałam już, że on nie potrafi postawić granic swojej matce. A ja nie chciałam być tą trzecią w ich relacji.

Po tygodniu spotkaliśmy się jeszcze raz w kawiarni na Placu Zbawiciela.

– Ela… Kocham cię. Ale nie wiem, jak to zrobić inaczej…

Patrzyłam na niego ze łzami w oczach.

– Może kiedyś będziesz gotowy dorosnąć i żyć swoim życiem…

Wyszłam z kawiarni ze ściśniętym sercem i poczuciem ulgi jednocześnie.

Czasem myślę: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy warto było walczyć o ten związek? A może są rzeczy silniejsze od miłości?

A wy? Co byście zrobili na moim miejscu?