Gdybyś nie rozpieściła swojej córki, wciąż bylibyście razem – opowieść polskiej teściowej o rodzinnych ranach, które nie chcą się zagoić

– Jadwiga, nie mieszaj się! – usłyszałam głos Tomka, mojego syna, kiedy po raz kolejny próbowałam załagodzić napiętą sytuację w ich mieszkaniu. Stałam w kuchni, ściskając w dłoni kubek z herbatą, który drżał tak mocno, że kilka kropel spadło na podłogę. Z salonu dobiegały podniesione głosy Tomka i Magdy, jego żony.

– Tomek, nie możesz tak do mnie mówić! – Magda była bliska płaczu. – Twoja mama cały czas się wtrąca! Nawet nie mogę sama zdecydować, jak wychowywać Zosię!

Zosia, moja ukochana wnuczka, siedziała skulona przy stole, bawiąc się kawałkiem plasteliny. Miała tylko sześć lat, a już widziała więcej łez niż powinna.

W tamtej chwili poczułam się jak intruz we własnej rodzinie. Chciałam dobrze – zawsze chciałam dobrze. Przecież to ja pomagałam Magdzie po porodzie, gotowałam obiady, sprzątałam, zostawałam z Zosią, kiedy oni szli do pracy. Ale z każdym kolejnym miesiącem czułam, jak dystans między mną a Magdą rośnie.

Pamiętam dzień, kiedy wszystko się zaczęło psuć. Była niedziela, obiad u nas w domu. Magda przyszła z Zosią spóźniona i od progu rzuciła: – Przepraszam, ale Zosia nie chciała założyć sukienki. Pozwoliłam jej zostać w dresie.

– Ależ Magdo – powiedziałam wtedy łagodnie – u nas zawsze wszyscy ubierają się odświętnie na niedzielny obiad.

Magda spojrzała na mnie z wyrzutem. – To tylko dziecko. Nie chcę jej zmuszać.

Tomek milczał. Już wtedy widziałam w jego oczach zmęczenie i bezradność.

Z czasem zaczęły się kłótnie o drobiazgi: o to, czy Zosia może jeść słodycze przed obiadem, o to, czy powinna chodzić na balet czy na piłkę nożną. Magda twierdziła, że pozwalam Zosi na wszystko i przez to jest rozpieszczona. Ja uważałam, że dzieciństwo powinno być szczęśliwe.

Pewnego wieczoru zadzwonił do mnie Tomek. Był roztrzęsiony.

– Mamo, ja już nie wiem, co robić. Magda mówi, że jeśli się nie zmienię i nie przestanę cię słuchać, odejdzie ode mnie.

Serce mi ścisnęło. – Synku, ja tylko chcę wam pomóc…

– Ale ty nie pomagasz! Ty wszystko komplikujesz! – wykrzyczał i rozłączył się.

Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym, gdzie popełniłam błąd. Czy naprawdę byłam zbyt obecna? Czy powinnam była trzymać się z daleka?

Kilka tygodni później Tomek spakował walizki i wyprowadził się do mnie. Magda została sama z Zosią. Przez pierwsze dni płakał po nocach jak dziecko. Próbowałam go pocieszyć, ale czułam się winna. To przeze mnie ich rodzina się rozpadła?

Po kilku miesiącach Magda zadzwoniła do mnie.

– Jadwigo – jej głos był zimny jak lód – jeśli jeszcze raz spróbujesz kontaktować się z Zosią poza ustalonymi wizytami, zgłoszę to do sądu.

Zadrżałam cała. Przecież Zosia była dla mnie wszystkim! Nie mogłam pogodzić się z myślą, że widuję ją tylko co drugi weekend.

Tomek zamknął się w sobie. Przestał wychodzić z domu, rzucił pracę. Czułam jego żal i gniew skierowany do mnie.

– Gdybyś nie rozpieściła Zosi, gdybyś nie wtrącała się w nasze sprawy… Może bylibyśmy jeszcze razem – powiedział pewnego wieczoru przez łzy.

Nie miałam już siły walczyć. Przestałam dzwonić do Magdy, przestałam proponować pomoc. Każdy dzień był dla mnie walką z poczuciem winy i samotnością.

Czasami spotykam Magdę na ulicy. Odwraca wzrok. Zosia udaje, że mnie nie widzi. A ja wracam do pustego mieszkania i pytam siebie: czy naprawdę byłam tak złą matką? Czy można kochać za bardzo?

Dziś wiem jedno: rodzina to delikatna materia. Czasem wystarczy jedno słowo za dużo, jeden gest nie w porę…

Czy mogłam postąpić inaczej? Czy każda teściowa jest skazana na rolę tej złej? Może wy mi powiecie…