„Wybrałam siebie po sześćdziesiątce. Czy to egoizm?” – Historia Marii z Wrocławia, która po latach małżeństwa postanowiła zawalczyć o własne szczęście

– Mamo, nie możesz tego zrobić! – głos Kasi drżał, a jej oczy błyszczały łzami. Stała w progu mojego pokoju, ściskając w dłoniach kubek z herbatą, jakby to była ostatnia rzecz, która trzyma ją przy rzeczywistości.

Patrzyłam na nią, na moją jedyną córkę, która zawsze była moją dumą i radością. Ale teraz widziałam w niej nie tylko dorosłą kobietę, ale też zagubione dziecko, które nie rozumie, dlaczego jej świat zaczyna się chwiać. Wzięłam głęboki oddech, próbując powstrzymać łzy.

– Kasiu, ja już nie mogę tak żyć – powiedziałam cicho. – Przez czterdzieści lat byłam żoną twojego ojca. Przez czterdzieści lat gotowałam mu obiady, prałam koszule, słuchałam jego narzekań i znosiłam jego milczenie. A kiedy ty wyjechałaś na studia do Warszawy, zostałam z nim sama. I wtedy dopiero poczułam, jak bardzo jestem samotna.

Kasia usiadła na brzegu łóżka. – Ale przecież tata cię kocha… On po prostu nie umie tego okazywać.

Prychnęłam gorzko. – Kocha? Może kiedyś… Ale przez ostatnie lata nawet nie zapytał, jak się czuję. Wracał z pracy, rzucał torbę w kąt i siadał przed telewizorem. Nawet w święta nie potrafił powiedzieć nic ciepłego. Ile razy prosiłam go o pomoc przy remoncie kuchni? Ile razy mówiłam, że jestem zmęczona? Zawsze słyszałam tylko: „Zaraz”, „Poczekaj”, „Nie mam czasu”.

W pokoju zapadła cisza. Słychać było tylko tykanie starego zegara po dziadku. Przypomniałam sobie, jak kiedyś ten dom tętnił życiem – śmiechem dzieci, zapachem świeżo upieczonego chleba, rozmowami do późna w nocy. Teraz był tylko pusty.

– Mamo… – Kasia ścisnęła moją dłoń. – A co ze mną? Co z rodziną?

– Ty masz swoje życie – odpowiedziałam spokojnie. – Masz męża, dzieci, pracę. Ja przez lata byłam tylko dodatkiem do czyjegoś życia. Teraz chcę być główną bohaterką własnej historii.

Nie spałam tej nocy. Przewracałam się z boku na bok, wsłuchując się w ciszę mieszkania. W głowie kłębiły mi się wspomnienia: pierwszy taniec z Andrzejem na studniówce, narodziny Kasi, wspólne wakacje nad Bałtykiem… Ale potem wszystko zaczęło się rozmywać. Andrzej coraz częściej znikał w pracy, a ja zostawałam sama z obowiązkami i troskami.

Pamiętam dzień, kiedy pierwszy raz pomyślałam o rozwodzie. Było lato, upał lał się z nieba, a ja szorowałam podłogę w kuchni. Andrzej siedział na balkonie z piwem i gazetą. Poprosiłam go o pomoc – spojrzał na mnie z irytacją i powiedział: „Przecież ty masz więcej czasu”. Wtedy poczułam się niewidzialna.

Przez kolejne lata próbowałam rozmawiać, prosić, tłumaczyć. Chodziliśmy nawet do poradni małżeńskiej, ale Andrzej uważał, że to strata czasu. „Po co grzebać w przeszłości?” – powtarzał.

Kiedy Kasia wyjechała na studia, zostałam sama z jego milczeniem. Zaczęłam chodzić na spacery po parku Szczytnickim, zapisałam się na zajęcia z jogi dla seniorów. Tam poznałam Halinę – wdowę po lekarzu, która nauczyła mnie, że życie po sześćdziesiątce może być piękne. To ona pierwsza powiedziała mi: „Maria, masz prawo być szczęśliwa”.

Decyzja o rozwodzie dojrzewała we mnie miesiącami. Bałam się reakcji rodziny, sąsiadów, nawet własnej córki. W naszej kamienicy rozwód to wciąż temat tabu – „Co ludzie powiedzą?”, „Jak to tak po tylu latach?”. Ale pewnego dnia spojrzałam w lustro i zobaczyłam zmęczoną kobietę zgaszonymi oczami. Zrozumiałam wtedy, że jeśli teraz nie zawalczę o siebie, już nigdy nie będę szczęśliwa.

Rozmowa z Andrzejem była krótka i bolesna.

– Chcę rozwodu – powiedziałam stanowczo.

Spojrzał na mnie zdziwiony, jakby nie wierzył własnym uszom.

– Zwariowałaś? Po tylu latach?

– Tak. Bo przez te wszystkie lata byłam sama. I już nie chcę być niewidzialna.

Nie krzyczał. Nie błagał. Po prostu wzruszył ramionami i wyszedł z pokoju.

Przez kolejne tygodnie czułam się jak na huśtawce emocji – raz byłam pewna swojej decyzji, innym razem ogarniał mnie strach i poczucie winy. Kasia dzwoniła codziennie, próbując mnie przekonać do zmiany zdania.

– Mamo, przecież tata jest już stary… Kto się nim zajmie?

– On zawsze dbał tylko o siebie – odpowiedziałam gorzko. – Teraz czas, żebym ja zadbała o siebie.

Najtrudniejsze były rozmowy z rodziną. Siostra zarzucała mi egoizm: „Maria, kobieta powinna trwać przy mężu do końca”. Mama płakała: „Co ludzie powiedzą?”. Nawet sąsiadka spod trójki patrzyła na mnie jak na wyrodną żonę.

Ale ja wiedziałam swoje. Zaczęłam chodzić na spotkania klubu seniora, zapisałam się na kurs tańca towarzyskiego i zaczęłam uczyć się angielskiego online – bo zawsze marzyłam o podróży do Londynu.

Największą zmianą była jednak relacja z Kasią. Początkowo była pełna żalu i niezrozumienia. Ale pewnego dnia przyszła do mnie ze swoim synkiem Antosiem.

– Mamo… Przepraszam cię – powiedziała cicho. – Zawsze myślałam o tobie jako o mamie i żonie taty… Zapomniałam, że jesteś też kobietą.

Objęłyśmy się mocno i obie płakałyśmy długo.

Dziś mija rok od mojego rozwodu. Czuję się wolna i szczęśliwa jak nigdy dotąd. Mam nowe przyjaciółki, plany i marzenia. Czasem jeszcze boli mnie serce na myśl o przeszłości, ale wiem jedno: warto było zawalczyć o siebie.

Czy to egoizm wybrać własne szczęście po sześćdziesiątce? A może właśnie teraz mam prawo być najważniejsza dla samej siebie? Co wy o tym myślicie?