Nie spiesz się z małżeństwem, Lili! – Ucieczka panny młodej spod kontroli rodziny narzeczonego
– Lili, pamiętaj, żeby nie patrzeć w lewo, kiedy będziesz wchodzić do kościoła. To przynosi pecha – powiedziała teściowa, poprawiając mi welon z taką siłą, że aż zabolało mnie czoło. Stałam w przedpokoju jej mieszkania, wśród zapachu świeżo pieczonego sernika i ciężkiego perfumu, który zawsze przyprawiał mnie o ból głowy. Moja mama siedziała cicho na kanapie, jakby nie chciała przeszkadzać w tym przedstawieniu.
Od tygodni czułam się jak aktorka w cudzym spektaklu. Ślub miał być moim dniem, a tymczasem każdy szczegół – od koloru serwetek po wybór orkiestry – był decyzją rodziny Michała. Michał… On zawsze powtarzał: „Kochanie, mama wie najlepiej. Nie warto się sprzeczać.” Ale czy naprawdę wiedziała? Czy wiedziała, że od tygodni nie śpię po nocach, bo boję się, że już nigdy nie będę mogła oddychać pełną piersią?
– Lili, musisz założyć tę bransoletkę. To rodzinna pamiątka – dodała teściowa, podając mi ciężki złoty łańcuszek. – Wszystkie kobiety w naszej rodzinie ją nosiły w dniu ślubu.
– Ale ja… – zaczęłam niepewnie.
– Nie ma ale! – przerwała mi ostro. – Chcesz być częścią naszej rodziny czy nie?
Spojrzałam na Michała, który stał obok i patrzył w telefon. Nawet nie podniósł wzroku. Wtedy poczułam, jakby ktoś ścisnął mnie za gardło. Czy to naprawdę jest życie, którego chcę? Czy jestem gotowa poświęcić siebie dla świętego spokoju?
Wróciłam do swojego mieszkania późnym wieczorem. Mama została na noc u cioci, a ja miałam chwilę ciszy tylko dla siebie. Usiadłam na łóżku i zaczęłam płakać. Cicho, żeby nikt nie usłyszał. Przypomniałam sobie dzieciństwo – jak biegałam po łąkach pod Krakowem, jak marzyłam o podróżach i wolności. Gdzie się podziała ta dziewczyna? Kiedy zamieniłam swoje marzenia na czyjeś oczekiwania?
Telefon zadzwonił nagle. To była Magda, moja przyjaciółka jeszcze z liceum.
– Lili, wszystko gotowe na wielki dzień? – zapytała z entuzjazmem.
– Magda… Ja nie wiem, czy dam radę – wyszeptałam.
– Co się dzieje? – jej głos natychmiast stał się poważny.
Opowiedziałam jej wszystko: o kontrolującej teściowej, o milczącym Michale, o tym, jak z każdym dniem czuję się coraz bardziej obca we własnym życiu.
– Lili, jeśli czujesz, że to nie jest to… jeszcze możesz się wycofać. Lepiej teraz niż później żałować – powiedziała stanowczo.
Te słowa krążyły mi w głowie całą noc. Przewracałam się z boku na bok, patrząc na sufit i próbując wyobrazić sobie przyszłość. Widziałam siebie przy stole wigilijnym u teściów, zawsze na drugim planie, zawsze z uśmiechem przyklejonym do twarzy. Widziałam siebie z dziećmi, które uczę milczenia i podporządkowania. Widziałam siebie starą i zgorzkniałą.
Następnego dnia rano zadzwoniłam do Michała.
– Musimy porozmawiać – powiedziałam.
Spotkaliśmy się w kawiarni na Rynku. Siedział naprzeciwko mnie z kubkiem kawy i wydawał się zniecierpliwiony.
– O co chodzi? – zapytał bez ogródek.
– Michał… Ja nie wiem, czy jestem gotowa na ten ślub. Czuję się… jakbym traciła siebie.
Westchnął głośno.
– Lili, przesadzasz. Każda panna młoda panikuje przed ślubem. Moja mama tylko chce dobrze.
– Ale ja nie chcę żyć według jej zasad! Chcę mieć coś do powiedzenia! Chcę być sobą!
Patrzył na mnie przez chwilę bez słowa.
– Jeśli naprawdę ci to przeszkadza… może powinnaś się zastanowić, czy chcesz być częścią tej rodziny – powiedział chłodno.
Wyszłam z kawiarni z poczuciem ulgi i strachu jednocześnie. Wiedziałam już, co muszę zrobić.
Wieczorem spakowałam walizkę i pojechałam do Magdy. Siedziałyśmy razem na balkonie jej mieszkania na Podgórzu i patrzyłyśmy na światła miasta.
– Myślisz, że zrobiłam dobrze? – zapytałam cicho.
– Lili, zrobiłaś to, co było dla ciebie najlepsze. Masz prawo do własnego życia – odpowiedziała spokojnie.
Następnego dnia zadzwoniłam do mamy Michała i powiedziałam jej prawdę. Że nie mogę wyjść za mąż tylko dlatego, że tak wypada. Że chcę być szczęśliwa na własnych warunkach.
Krzyczała przez telefon. Groziła mi wstydem przed całą rodziną i „zmarnowaną szansą”. Ale ja już byłam wolna.
Minęły trzy miesiące od tamtego dnia. Czasem budzę się w nocy z lękiem: co by było, gdybym została? Ale potem patrzę na siebie w lustrze i widzę dziewczynę, która odzyskała oddech.
Czy żałuję? Nie. Bo lepiej być samotną niż żyć cudzym życiem. Czasem zastanawiam się tylko: ile kobiet codziennie wybiera milczenie zamiast wolności? Ilu z nas brakuje odwagi powiedzieć „nie”, zanim będzie za późno?