„Nie masz prawa mnie oceniać!” – Moja historia z warszawskiego tramwaju, która zmieniła moje spojrzenie na ludzi

– Proszę pani, powinna pani założyć maseczkę! – wykrzyknąłem, czując jak krew pulsuje mi w skroniach. Tramwaj numer 22 był pełen ludzi, a ja stałem naprzeciwko starszej kobiety, która uparcie trzymała maseczkę pod brodą. Był środek pandemii, a ja właśnie wracałem z pracy w biurze rachunkowym na Ochocie.

Spojrzała na mnie zaskoczona, a potem jej twarz stężała. – Młody człowieku, niech się pan zajmie sobą – odpowiedziała cicho, ale stanowczo.

Wszyscy wokół zaczęli się nam przyglądać. Poczułem, jak narasta we mnie gniew. Może to przez zmęczenie, może przez frustrację ostatnich miesięcy – ciągłe zamknięcie, praca zdalna, samotność w wynajmowanym mieszkaniu na Woli. Moja mama dzwoniła codziennie, pytając, czy jem regularnie i czy nie czuję się chory. Ojciec od lat nie żył, a brat wyjechał do Anglii i kontaktował się tylko od święta.

– To przez takich jak pani pandemia się nie kończy! – podniosłem głos. – Myśli pani tylko o sobie!

Kobieta spojrzała na mnie z wyrzutem. – Synu, nie wiesz nic o moim życiu – powiedziała cicho. – Oddycham ciężko przez tę maseczkę. Mam astmę. Ale pan wie lepiej, prawda?

Zamilkłem na chwilę. Ludzie zaczęli szeptać między sobą. Ktoś z tyłu rzucił: – Daj jej spokój! Inny: – Ma rację, wszyscy powinniśmy nosić maseczki!

Czułem się osaczony. W głowie miałem obraz mojej babci, która zmarła rok wcześniej na COVID-19. Nie mogłem nawet pożegnać się z nią w szpitalu. Może dlatego tak bardzo mnie to poruszyło? Może dlatego nie potrafiłem odpuścić?

– Przepraszam, ale to dla naszego wspólnego dobra – powiedziałem już ciszej.

Starsza pani odwróciła wzrok i spojrzała przez okno. Tramwaj zatrzymał się na Placu Zawiszy. Wysiadła powoli, opierając się na lasce. Przez chwilę miałem ochotę pobiec za nią i przeprosić, ale coś mnie powstrzymało.

Resztę drogi spędziłem w milczeniu. Wysiadłem przy Dworcu Centralnym i ruszyłem pieszo do domu. W głowie wciąż słyszałem jej słowa: „Nie wiesz nic o moim życiu”.

Wieczorem zadzwoniła mama.
– Jak tam dzień?
– W porządku – skłamałem.
– Słyszałam w radiu, że znów wzrosła liczba zakażeń… Uważaj na siebie.
– Wiem, mamo.

Chciałem jej powiedzieć o tym, co wydarzyło się w tramwaju, ale nie potrafiłem. Zamiast tego zapytałem o babcię.
– Myślisz czasem o niej?
– Codziennie – odpowiedziała mama cicho. – Była uparta, ale miała dobre serce.

Po rozmowie długo nie mogłem zasnąć. Przypomniałem sobie dzieciństwo: niedzielne obiady u babci na Pradze, zapach rosołu i jej opowieści o wojnie. Zawsze powtarzała: „Nie oceniaj ludzi po pozorach”.

Następnego dnia w pracy nie mogłem się skupić. Koleżanka z biura, Kasia, zauważyła moją niewyraźną minę.
– Coś się stało?
Opowiedziałem jej całą historię.
– Może ona naprawdę miała powód? – zapytała delikatnie. – Moja mama też ma astmę i ledwo oddycha w maseczce.
Poczułem się jeszcze gorzej.

Po pracy postanowiłem pojechać tą samą trasą tramwajem. Może ją spotkam? Może będę mógł przeprosić? Ale nie było jej. Przez kolejne dni wypatrywałem tej starszej pani, ale jakby zapadła się pod ziemię.

W końcu napisałem list – taki do nikogo i do wszystkich zarazem:
„Przepraszam za to, że oceniam ludzi po pozorach. Przepraszam za gniew i brak empatii. Każdy z nas niesie swój ciężar.”

List schowałem do kieszeni płaszcza i nosiłem ze sobą przez kilka tygodni. Za każdym razem, gdy widziałem kogoś bez maseczki albo zachowującego się inaczej niż oczekuję, przypominałem sobie tę scenę z tramwaju.

W domu coraz częściej rozmawiałem z mamą o babci i o tym, jak trudno jest być samemu w dużym mieście. Zrozumiałem też, że moja frustracja wynika nie tylko ze strachu przed chorobą, ale też z poczucia samotności i braku kontroli nad własnym życiem.

Minęły miesiące. Pandemia powoli wygasała, ludzie zdejmowali maseczki i wracali do normalności. Ale ja już byłem inny.

Czasem zastanawiam się: ile razy jeszcze ocenię kogoś pochopnie? Ile razy moje własne lęki sprawią, że skrzywdzę drugiego człowieka? Czy potrafimy naprawdę spojrzeć na siebie nawzajem bez uprzedzeń?

Może to właśnie jest najtrudniejsze – nauczyć się słuchać innych i wybaczać sobie własne błędy.