Nie kupię trzypokojowego mieszkania tylko po to, by mieszkać z teściową – historia o granicach, rodzinie i własnych marzeniach

– Nie rozumiem, dlaczego nie możemy po prostu kupić większego mieszkania i zamieszkać razem. Przecież to logiczne! – głos teściowej, pani Haliny, odbijał się echem w mojej głowie jeszcze długo po tej rozmowie.

Stałam w kuchni, patrząc przez okno na szare bloki Ursynowa. W rękach ściskałam kubek z zimną już herbatą. Bartek siedział przy stole, nerwowo bawiąc się kluczami od samochodu. Wiedziałam, że zaraz zacznie się kolejna runda tej samej rozmowy.

– Mamo, my naprawdę chcemy mieć coś swojego. – Bartek próbował być spokojny, ale widziałam, jak zaciska szczękę. – Poza tym masz przecież swoje mieszkanie na Ochocie, przestronne i wygodne. Po co ci przeprowadzka?

– Bo jestem sama! – wybuchła Halina. – Po śmierci ojca Bartka nie mam nikogo. Chcę być bliżej was, pomóc wam, a wy… Wy chcecie mnie zostawić samą jak psa!

Poczułam ukłucie winy, choć wiedziałam, że to nie moja wina. Od śmierci teścia minęły dwa lata, a Halina coraz częściej dzwoniła do nas z błahymi sprawami: „Nie mogę otworzyć słoika”, „Zepsuł mi się pilot”, „Czy moglibyście przyjechać na obiad?”. Z początku rozumiałam jej samotność, ale z czasem zaczęłam czuć się osaczona.

Kiedy Bartek zaproponował, żebyśmy kupili dwupokojowe mieszkanie na kredyt, poczułam ulgę. Wreszcie mieliśmy zacząć własne życie. Ale wtedy Halina zaproponowała, że pożyczy nam pieniądze na większe mieszkanie – pod warunkiem, że zamieszka z nami.

– To przecież inwestycja w przyszłość! – przekonywała. – Kiedy pojawią się dzieci, będę mogła wam pomagać. A wy nie będziecie musieli płacić za opiekunkę.

Bartek spojrzał na mnie pytająco. Wiedziałam, że jest rozdarty. Z jednej strony kochał matkę i czuł się za nią odpowiedzialny, z drugiej – obiecał mi kiedyś, że nigdy nie pozwoli, by ktoś ingerował w nasze życie.

Wieczorem leżałam w łóżku i nie mogłam zasnąć. Słyszałam cichy szloch Bartka w łazience. Wiedziałam, że cierpi. W końcu wyszedł i usiadł obok mnie.

– Nie chcę cię stracić – powiedział cicho. – Ale nie mogę zostawić mamy samej.

– Bartek… Ja też nie chcę być tą złą synową. Ale czy naprawdę musimy rezygnować z własnych marzeń? Czy nasze życie zawsze ma być kompromisem?

Następnego dnia pojechaliśmy obejrzeć trzypokojowe mieszkanie na Mokotowie. Halina była zachwycona: „Tu będzie moja sypialnia! A tu pokój dla wnuka!”. Ja czułam się coraz bardziej obca we własnych planach.

Po powrocie do domu wybuchłam:
– Bartek, ja tak nie chcę! Nie chcę żyć w wiecznym napięciu. Chcę mieć swój dom, swoje zasady! Czy to takie złe?

Bartek milczał długo. W końcu powiedział:
– Musimy jej powiedzieć prawdę.

Wieczorem usiedliśmy razem z Haliną przy stole.
– Mamo – zaczął Bartek – bardzo cię kochamy i chcemy być blisko ciebie. Ale musimy mieć własny dom. Potrzebujemy przestrzeni dla siebie jako małżeństwo.

Halina spojrzała na mnie z wyrzutem:
– To przez ciebie? To ty mnie nie chcesz!

Poczułam łzy napływające do oczu.
– Pani Halino… Ja panią szanuję i doceniam wszystko, co pani dla nas zrobiła. Ale proszę mi pozwolić być żoną dla Bartka. Proszę mi pozwolić być sobą.

Zapadła cisza. Halina wstała i wyszła bez słowa.

Przez kilka dni nie odbierała telefonu. Bartek był przybity, ja miałam wyrzuty sumienia. Ale po tygodniu zadzwoniła:
– Przepraszam was. Muszę się nauczyć żyć sama. Ale pamiętajcie… zawsze możecie na mnie liczyć.

Odetchnęłam z ulgą. Kupiliśmy dwupokojowe mieszkanie na Ursynowie. Czasem odwiedzamy Halinę na Ochocie – bywa trudno, ale przynajmniej mamy swoje miejsce na ziemi.

Często zastanawiam się: czy można być dobrą żoną i dobrą synową jednocześnie? Czy każda rodzina musi przejść przez taki konflikt? A może czasem trzeba po prostu zawalczyć o siebie?