Miłość na przekór wszystkiemu: Gdy matka nie akceptuje mojego wyboru

– Nie zgadzam się! – głos mamy przeszył ciszę jak nóż. – Nie będziesz z nim, słyszysz? Nie pozwolę ci zmarnować życia!

Stałam w kuchni, ściskając kubek z herbatą tak mocno, że aż bolały mnie palce. Paweł czekał w przedpokoju, słyszał każde słowo. Czułam, jak serce wali mi w piersi, a w gardle rośnie gula. Przez chwilę miałam ochotę po prostu uciec – wybiec z tego mieszkania, zostawić za sobą wszystko: mamę, Pawła, całą tę duszną atmosferę.

Ale nie mogłam. Byłam jej jedyną córką. Po tym, co przeszłyśmy razem, nie potrafiłam jej zostawić. A jednak…

Wszystko zaczęło się wiele lat temu. Miałam czternaście lat, kiedy tata oznajmił, że odchodzi. Pamiętam ten dzień jak przez mgłę – mama płakała w łazience, a ja siedziałam na podłodze pod drzwiami i słuchałam jej szlochu. Tata wrócił po kilku godzinach z nową kobietą. Przez dwa lata mieszkaliśmy wszyscy razem – ja, mama, tata i jego nowa partnerka, Barbara. To był koszmar.

Mama zamknęła się w sobie. Przestała rozmawiać z ludźmi, rzuciła pracę. Ja musiałam być silna za nas obie. Chodziłam do szkoły, gotowałam obiady, sprzątałam. Czułam się jak dorosła, choć miałam tylko czternaście lat.

W końcu mama zebrała się na odwagę i wyrzuciła tatę z mieszkania. Zostaliśmy same. Było ciężko – pieniędzy ledwo starczało na czynsz i jedzenie. Mama zaczęła pracować na dwa etaty: sprzątała u sąsiadów i dorabiała jako kasjerka w Biedronce. Ja uczyłam się pilnie, bo wiedziałam, że tylko dzięki dobrym wynikom dostanę się na studia i wyrwę nas z tej biedy.

Przez lata byłyśmy dla siebie wszystkim. Mama powtarzała: „Dla rodziców zrobi wszystko. Nie zauważysz, jak się do ciebie przeprowadzą”. Śmiałam się wtedy, nie rozumiejąc do końca tych słów.

Kiedy poznałam Pawła na studiach, świat nagle nabrał kolorów. Był inny niż wszyscy chłopcy – czuły, opiekuńczy, potrafił słuchać. Zakochałam się bez pamięci. Mama początkowo była zadowolona – cieszyła się, że mam kogoś bliskiego. Ale kiedy Paweł poprosił mnie o rękę i zaproponował wspólne mieszkanie, wszystko się zmieniło.

– On chce cię ode mnie zabrać! – krzyczała mama. – Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłam?

Próbowałam tłumaczyć:
– Mamo, przecież zawsze będziesz dla mnie najważniejsza…
– Kłamiesz! – przerywała mi w pół zdania. – Gdybyś mnie kochała, nie zostawiłabyś mnie samej!

Paweł był cierpliwy. Przychodził do nas na obiady, pomagał mamie w zakupach, naprawiał cieknący kran. Ale ona patrzyła na niego z niechęcią i chłodem.

Pewnego wieczoru usiedliśmy we trójkę przy stole.
– Pani Anno – zaczął Paweł spokojnie – bardzo mi zależy na pani córce. Chciałbym ją uszczęśliwić…
– A co ty możesz jej dać? – przerwała mu mama. – Masz własne mieszkanie? Stałą pracę? Rodziców na miejscu?

Paweł spuścił wzrok.
– Pracuję i wynajmuję kawalerkę…
– Wynajmujesz! – prychnęła mama. – Moja córka zasługuje na więcej!

Po tej rozmowie Paweł długo milczał. Widziałam w jego oczach smutek i bezradność.
– Może ona ma rację? – powiedział cicho. – Może nie jestem dla ciebie wystarczająco dobry…

Objęłam go mocno.
– Jesteś najlepszy na świecie. Tylko ona tego nie widzi.

Zaczęły się kłótnie. Mama coraz częściej wypominała mi wszystko: że ją zostawiam, że jestem niewdzięczna, że poświęciła dla mnie życie.
– Kiedyś zrozumiesz! – mówiła przez łzy. – Zostaniesz sama jak ja!

Czułam się rozdarta na pół. Z jednej strony kochałam mamę i wiedziałam, ile dla mnie zrobiła. Z drugiej – chciałam żyć własnym życiem, kochać Pawła i być szczęśliwa.

W końcu podjęliśmy decyzję: wyprowadzamy się razem. Mama nie przyszła nawet pomachać mi na pożegnanie. Stała w oknie z zasłoniętą firanką.

Pierwsze tygodnie były trudne. Dzwoniła codziennie:
– Jak możesz spać spokojnie? Ja tu sama umieram ze smutku!
– Mamo…
– Nie mów do mnie! Nie masz już matki!

Płakałam nocami w poduszkę. Paweł tulił mnie i powtarzał:
– Daj jej czas…

Minęły miesiące. Mama przestała dzwonić. Wysyłała tylko krótkie SMS-y: „Żyjesz?”. Odpowiadałam zawsze: „Tak, mamo”.

W pracy radziłam sobie coraz lepiej, Paweł dostał awans i mogliśmy pozwolić sobie na małe przyjemności: kino, kolację w restauracji raz na jakiś czas. Ale w moim sercu ciągle była rana.

W Wigilię postanowiłam odwiedzić mamę. Stałam pod drzwiami z opłatkiem w ręku i drżącym sercem nacisnęłam dzwonek.

Otworzyła po dłuższej chwili.
– Czego chcesz? – zapytała chłodno.
– Przyszłam złożyć ci życzenia…

Patrzyłyśmy na siebie przez chwilę w milczeniu.
– Wejdź już…

Usiadłyśmy przy stole. Mama była chudsza niż zwykle, miała podkrążone oczy.
– Źle wyglądasz…
– A jak mam wyglądać? Sama tu siedzę jak palec!

Podałam jej opłatek.
– Mamo… Przepraszam cię za wszystko…

Łzy popłynęły mi po policzkach.
– Ja też cię przepraszam – wyszeptała mama i pierwszy raz od miesięcy przytuliła mnie mocno.

Od tamtej pory powoli odbudowujemy naszą relację. Mama zaakceptowała Pawła – może nie do końca szczerze, ale przynajmniej już nie patrzy na niego jak na wroga.

Czasem zastanawiam się: czy można być szczęśliwym bez poczucia winy? Czy każda miłość musi być okupiona cierpieniem?

A wy? Jak poradzilibyście sobie na moim miejscu?