Między marzeniami a oczekiwaniami: Historia Leny i elektroniki
— Lena, czy ty naprawdę oszalałaś? — głos mamy przeszył ciszę w naszym małym mieszkaniu na warszawskim Mokotowie. Stałam w progu salonu, trzymając w rękach nowiutkie pudełko z laptopem, na który odkładałam pieniądze przez ostatnie trzy lata. Tata spojrzał na mnie spod krzaczastych brwi, a brat Michał tylko przewrócił oczami, jakby chciał powiedzieć: „Znowu ona ze swoimi fanaberiami”.
W tej chwili poczułam, jakby cały mój świat się zatrzymał. Przez tyle miesięcy odmawiałam sobie wszystkiego — nowych butów, wyjść do kina, nawet kawy na mieście z koleżankami. Każda złotówka lądowała w słoiku z napisem „Marzenie”. Marzenie o lepszym życiu, o pracy zdalnej, o możliwości nauki i rozwoju. W mojej głowie to nie był tylko komputer — to była przepustka do innego świata.
— Lena, przecież mamy w domu komputer! — mama nie dawała za wygraną. — Po co ci kolejny? I to taki drogi? Mogłaś pomyśleć o czymś pożytecznym dla wszystkich!
Chciałam odpowiedzieć, że ten stary komputer ledwo działa, że dzielimy go na cztery osoby, że nie mogę na nim pracować ani się uczyć. Ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Zamiast tego poczułam łzy napływające do oczu. Czy naprawdę jestem taka samolubna?
Wróciłam do swojego pokoju i zamknęłam drzwi. Usiadłam na łóżku i patrzyłam na pudełko. Przypomniałam sobie wszystkie wieczory spędzone na liczeniu drobnych, wszystkie rozmowy z koleżankami o tym, jak technologia zmienia życie. Dla nich nowy laptop był czymś normalnym — dla mnie był symbolem nadziei.
Mój brat Michał wszedł bez pukania.
— Serio, Lena? Tyle kasy na komputer? — zapytał z ironią. — Myślisz, że to cię zbawi?
— Nie rozumiesz… — zaczęłam cicho.
— Wiesz co? Może gdybyś pomogła trochę więcej w domu zamiast siedzieć z nosem w książkach i marzyć o nie wiadomo czym, to rodzice by cię bardziej szanowali.
Zamknęłam oczy. Każde jego słowo bolało bardziej niż poprzednie. Czy naprawdę moje marzenia są tak nieważne? Czy muszę zawsze wybierać między sobą a rodziną?
Następnego dnia mama nie odzywała się do mnie przez cały poranek. Tata tylko rzucał krótkie spojrzenia znad gazety. Atmosfera była gęsta jak mgła nad Wisłą jesienią. W pracy czułam się jeszcze gorzej — koleżanki opowiadały o nowych telefonach, planach na wakacje, a ja nie miałam odwagi wspomnieć o swoim zakupie.
Wieczorem usiadłam przy biurku i pierwszy raz włączyłam nowy laptop. Ekran rozświetlił mój pokój ciepłym światłem. Poczułam ulgę i radość — przez chwilę byłam tylko ja i moje marzenie. Zaczęłam pisać list motywacyjny do wymarzonej pracy zdalnej. Palce tańczyły po klawiaturze, a serce biło szybciej z każdą linijką tekstu.
Nagle usłyszałam cichy płacz mamy za ścianą. Zamarłam. Czy naprawdę aż tak ją zraniłam? Czy to możliwe, że moje szczęście kosztuje innych tyle smutku?
Kilka dni później podczas obiadu tata odezwał się pierwszy:
— Lena… Wiem, że ci zależało na tym komputerze. Ale musisz zrozumieć, że nie wszystko w życiu można mieć od razu. My też mamy swoje potrzeby.
Spojrzałam na niego ze łzami w oczach.
— Tato, ja nie chcę wam nic zabierać. Chciałam tylko… mieć coś swojego. Coś, co pozwoli mi się rozwijać.
Mama westchnęła ciężko.
— Może powinniśmy więcej rozmawiać… — powiedziała cicho. — Może nie rozumiemy twoich marzeń tak dobrze, jak myśleliśmy.
Przez kolejne tygodnie atmosfera powoli się rozluźniała. Pomagałam więcej w domu, starałam się być bardziej obecna dla rodziny. Ale wieczorami wracałam do swojego pokoju i pracowałam nad sobą — uczyłam się nowych rzeczy, pisałam maile, szukałam pracy.
W końcu dostałam odpowiedź: zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną do firmy IT. Byłam tak szczęśliwa, że chciało mi się płakać i śmiać jednocześnie. Pokazałam maila rodzicom — tym razem uśmiechnęli się szczerze.
— Widzisz? Może jednak warto było… — powiedział tata z dumą.
Ale w głębi serca czułam niepokój. Czy musiałam przejść przez tyle bólu i niezrozumienia, żeby móc realizować własne marzenia? Dlaczego tak trudno jest pogodzić swoje pragnienia z oczekiwaniami innych?
Czasem patrzę na swój laptop i zastanawiam się: czy szczęście zawsze musi kosztować tyle łez? Czy można być wiernym sobie i jednocześnie nie ranić tych, których kochamy najbardziej?