Lustro, które nie kłamie: Moja walka o prawdziwe piękno w świecie pozorów
– Znowu to robisz, Martyna. – Głos mamy przeszył ciszę kuchni jak nóż. – Ile razy mam ci powtarzać, że powinnaś bardziej o siebie dbać? Popatrz na siebie!
Stałam przy zlewie, z rękami zanurzonymi w zimnej wodzie, szorując talerze po niedzielnym obiedzie. W lustrze nad kuchennym blatem widziałam swoje odbicie: rozczochrane włosy, cienie pod oczami, szara cera. Mama patrzyła na mnie z dezaprobatą, jakby każda moja niedoskonałość była jej osobistą porażką.
– Mamo, ja po prostu jestem zmęczona – odpowiedziałam cicho, ale ona już odwracała się na pięcie.
Od dziecka słyszałam, że powinnam być ładniejsza, szczuplejsza, bardziej zadbana. W podstawówce koleżanki śmiały się z moich odstających uszu i piegów. W liceum chłopcy wybierali zawsze te dziewczyny, które nosiły markowe ubrania i miały perfekcyjny makijaż. Ja? Ja byłam tą „fajną koleżanką”, która zawsze słuchała i nigdy nie była zapraszana na randki.
Kiedy dostałam się na studia do Warszawy, obiecałam sobie, że wszystko się zmieni. Kupiłam nowe ciuchy na wyprzedaży w Złotych Tarasach, nauczyłam się robić makijaż z tutoriali na YouTube. Przez chwilę nawet uwierzyłam, że mogę być kimś innym. Ale lustro w wynajmowanym pokoju na Pradze nigdy nie kłamało – widziałam w nim tylko dziewczynę, która desperacko próbuje dopasować się do świata.
Najgorsze przyszło podczas rodzinnych świąt. Babcia spojrzała na mnie znad barszczu i powiedziała: – Martynka, ty to chyba nigdy chłopaka nie znajdziesz z takim wyglądem. – Wszyscy się zaśmiali, a ja poczułam, jakby ktoś wylał mi na głowę kubeł zimnej wody.
Po powrocie do Warszawy zamknęłam się w sobie. Przestałam wychodzić ze znajomymi, unikałam spojrzeń w lustro. Zaczęłam obsesyjnie przeglądać Instagram – piękne dziewczyny z idealnymi ciałami i życiem jak z bajki. Czułam się coraz gorzej.
Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie Ola, moja współlokatorka:
– Martyna, idziemy dziś na imprezę do Kamila. Musisz wyjść z tej nory!
– Nie mam ochoty – burknęłam.
– Przestań! Ubierz się ładnie i chodź. – Jej głos był stanowczy.
Dałam się namówić. Włożyłam czarną sukienkę i zrobiłam mocny makijaż. Na imprezie wszyscy byli piękni i pewni siebie. Stałam pod ścianą z kieliszkiem wina, czując się jak intruz. Wtedy podszedł do mnie Bartek – chłopak z roku, którego zawsze podziwiałam za jego luz i poczucie humoru.
– Cześć Martyna! – uśmiechnął się szeroko. – Fajnie cię widzieć poza uczelnią.
– Dzięki… – odpowiedziałam niepewnie.
– Wiesz co? Zawsze wydawałaś mi się inna niż reszta. Masz w sobie coś prawdziwego.
Zatkało mnie. Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć. Bartek rozmawiał ze mną przez całą imprezę, śmialiśmy się i żartowaliśmy. Po raz pierwszy od dawna poczułam się… widziana.
Następnego dnia napisał do mnie wiadomość: „Dzięki za wczoraj. Chciałbym cię lepiej poznać.”
Zaczęliśmy się spotykać. Bartek był inny niż wszyscy – nie oceniał mnie po wyglądzie, nie komentował moich ubrań ani makijażu. Kiedy pewnego dnia zobaczył mnie bez makijażu, powiedział tylko:
– Jesteś piękna taka, jaka jesteś.
Nie uwierzyłam mu od razu. Wciąż miałam w głowie głosy mamy, babci, koleżanek z podstawówki. Ale Bartek był cierpliwy. Pokazał mi świat poza Instagramem – spacery po Łazienkach, wspólne gotowanie pierogów, rozmowy do późna w nocy o marzeniach i lękach.
Pewnego dnia odwiedziłam rodziców. Mama spojrzała na mnie krytycznie:
– Przytyłaś trochę?
Zamiast się rozpłakać lub pokłócić, spojrzałam jej prosto w oczy:
– Mamo, jestem szczęśliwa. I to jest najważniejsze.
Po raz pierwszy poczułam ulgę. Przestałam walczyć z lustrem i zaczęłam szukać piękna w sobie – w swoim śmiechu, pasjach, relacjach z ludźmi. Zrozumiałam, że prawdziwe piękno to nie jest to, co widzą inni – to jest to, co czujemy sami ze sobą.
Dziś wiem jedno: świat będzie zawsze próbował nas zmieniać i oceniać według własnych standardów. Ale czy warto żyć cudzym życiem? Czy nie lepiej odnaleźć siebie i pokochać to odbicie w lustrze – nawet jeśli nie jest idealne?
Czasem patrzę na swoje odbicie i pytam: „Czy naprawdę muszę być kimś innym, żeby zasłużyć na miłość?” Może największą odwagą jest być sobą – mimo wszystko?