Kiedy dzieci Piotra dowiedziały się, że mieszkamy razem: Od tej pory nie mamy chwili spokoju
– Mamo, jak możesz to robić? – głos Agaty drżał od złości i rozczarowania. Stała w progu naszego mieszkania, zaciśnięte pięści i łzy w oczach. – Przecież tata nie żyje nawet dwa lata! A ty już mieszkasz z obcym facetem?
Wstrzymałam oddech. Piotr stał za mną, cicho, jakby chciał zniknąć. Przez chwilę miałam ochotę uciec do łazienki i zamknąć się na klucz, ale wiedziałam, że to nie rozwiąże niczego. Spojrzałam na córkę – moją ukochaną Agatę, która zawsze była moją podporą, a teraz patrzyła na mnie jak na zdrajczynię.
– Agata, wiem, że to dla ciebie trudne… – zaczęłam cicho.
– Nie! Nie wiesz! – przerwała mi. – Ty po prostu chcesz być szczęśliwa, a ja… ja już nie mam rodziny!
Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego. Przecież przez tyle lat byłam sama. Po śmierci męża czułam się jak cień człowieka. Dopiero Piotr przywrócił mi wiarę w siebie i w to, że jeszcze mogę być kochana. Ale czy naprawdę miałam prawo do szczęścia kosztem własnych dzieci?
Piotr objął mnie delikatnie ramieniem. Wiedziałam, że on też nie ma lekko. Jego synowie – Tomek i Michał – od początku patrzyli na mnie z niechęcią. Kiedy dowiedzieli się, że ich ojciec zamieszkał ze mną, zaczęły się telefony pełne wyrzutów, a nawet groźby, że „nie będą go odwiedzać” i „nie chcą mieć nic wspólnego z tą kobietą”.
Pewnego wieczoru usiedliśmy z Piotrem przy kuchennym stole. On milczał, bawiąc się kubkiem herbaty. Ja nie mogłam powstrzymać łez.
– Może to wszystko nie ma sensu? – szepnęłam. – Może powinniśmy się rozstać? Dla nich…
Piotr spojrzał na mnie z bólem.
– Maria, ja cię kocham. Ale nie wiem, czy mam siłę walczyć z własnymi dziećmi. Tomek przestał odbierać moje telefony. Michał napisał mi wczoraj, że „zdradziłem mamę”.
Zamilkliśmy oboje. W powietrzu wisiała cisza gęsta od żalu i poczucia winy.
Następnego dnia zadzwoniła Agata.
– Mamo, musimy porozmawiać. Sama.
Spotkałyśmy się w kawiarni na rogu. Siedziała już przy stoliku, nerwowo mieszając kawę.
– Wiesz, że tata był dla mnie wszystkim – zaczęła bez ogródek. – Ale widzę, że ty… ty naprawdę go kochasz? Tego Piotra?
Zaskoczyła mnie tym pytaniem. Przez chwilę milczałam.
– Tak – odpowiedziałam w końcu. – Kocham go. I chciałabym, żebyś go poznała naprawdę.
Agata spuściła wzrok.
– To nie jest takie proste. Ja… boję się, że cię stracę.
Chwyciłam jej dłoń.
– Nigdy cię nie stracę. Jesteś moją córką. Ale muszę też myśleć o sobie.
Wróciłam do domu z ciężkim sercem. Piotr siedział na kanapie i czytał gazetę. Usiadłam obok niego.
– Może powinniśmy spróbować wszyscy razem? Kolacja? – zaproponowałam niepewnie.
Piotr wzruszył ramionami.
– Spróbować można… Ale nie wiem, czy to coś da.
Zadzwoniłam do Agaty i zaprosiłam ją na niedzielny obiad. Poprosiłam też Piotra, żeby zaprosił swoich synów.
W niedzielę od rana czułam napięcie w powietrzu. Gotowałam rosół i piekłam szarlotkę – tak jak dawniej, gdy cała rodzina była razem. O trzynastej zadzwonił dzwonek do drzwi. Najpierw przyszła Agata z narzeczonym Pawłem. Chwilę później pojawił się Tomek z żoną i Michał sam.
Atmosfera była lodowata. Każdy unikał mojego wzroku. Piotr próbował żartować, ale nikt się nie śmiał.
W końcu Michał nie wytrzymał:
– Tato, dlaczego nam to robisz? Mama jeszcze żyje w tym domu! A ty już masz nową rodzinę?
Piotr pobladł.
– Michał… Twoja mama odeszła pięć lat temu. Przez ten czas byłem sam…
Tomek wtrącił się ostro:
– Ale my istniejemy! My też jesteśmy twoją rodziną!
Agata spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
– Mamo… ja naprawdę próbuję zrozumieć…
Wtedy nie wytrzymałam.
– Czy wy myślicie, że nam jest łatwo? Że nie tęsknimy za waszymi rodzicami? Że nie mamy wyrzutów sumienia? Ale życie toczy się dalej! Chcemy być szczęśliwi – czy to naprawdę takie złe?
Zapadła cisza. Paweł odchrząknął i powiedział cicho:
– Może powinniście dać im czas…
Po obiedzie wszyscy wyszli szybko, bez słowa pożegnania. Zostałam z Piotrem sama przy stole pełnym niedojedzonego jedzenia i pustych talerzy.
– Może rzeczywiście powinniśmy poczekać… – powiedział Piotr smutno.
Minęły tygodnie pełne napięcia i milczenia. Agata dzwoniła rzadziej, Tomek i Michał prawie wcale się nie odzywali do Piotra. Czułam się rozdarta między miłością do dzieci a potrzebą bliskości z Piotrem.
Pewnego wieczoru Agata przyszła niespodziewanie.
– Mamo… przepraszam – powiedziała cicho. – Chciałam tylko powiedzieć, że… chyba muszę dorosnąć do twojego szczęścia.
Objęłyśmy się długo i płakałyśmy obie.
Nie wiem, czy kiedyś będzie normalnie. Czy dzieci Piotra zaakceptują mnie jako część jego życia? Czy moje dzieci pogodzą się z tym, że ich mama znów kocha?
Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy mam prawo być szczęśliwa, jeśli inni przez to cierpią? Czy miłość po pięćdziesiątce zawsze musi być tak trudna?