„Córka mówi, że jestem toksyczna. A ja po prostu za nią tęsknię”: Historia Krystyny, która nie umie przestać kochać za bardzo

– Aniu, dlaczego nie odbierasz ode mnie telefonu? – mój głos drżał, gdy po raz kolejny nagrywałam się na jej poczcie głosowej. Była już 21:30, a ja od rana nie miałam od niej żadnej wiadomości. W głowie kłębiły mi się najczarniejsze scenariusze: może coś się stało? Może miała wypadek? Może leży gdzieś sama, a ja nawet o tym nie wiem?

Odkąd Ania wyprowadziła się do Warszawy, czuję się jakby ktoś wyrwał mi serce. Przez 31 lat byłyśmy tylko we dwie. Mąż odszedł, kiedy Anka miała sześć lat. Zostawił nas bez słowa wyjaśnienia, bez alimentów, bez wsparcia. Musiałam być dla niej wszystkim: matką, ojcem, przyjaciółką, powierniczką. I chyba za bardzo wzięłam to sobie do serca.

Pamiętam, jak jeszcze dwa lata temu siedziałyśmy razem przy stole w naszej kuchni w Olsztynie. Ania opowiadała mi o swoich planach na przyszłość – chciała wyjechać do stolicy, zrobić karierę, być niezależna. Uśmiechałam się wtedy i kiwałam głową, ale w środku czułam, jakby ktoś ściskał mnie za gardło. Bałam się tej samotności. Bałam się, że zostanę sama z tymi wszystkimi lękami.

– Mamo, muszę spróbować – mówiła wtedy Ania. – Nie chcę całe życie siedzieć w Olsztynie i żałować, że nie spróbowałam czegoś więcej.

– Rozumiem, kochanie – odpowiedziałam cicho. Ale czy naprawdę rozumiałam? Czy nie próbowałam jej zatrzymać pod pretekstem troski?

Kiedy wyjechała, dzwoniłam do niej codziennie. Najpierw odbierała z entuzjazmem, opowiadała o pracy w agencji reklamowej, o nowych znajomych. Ale z czasem zaczęła odbierać coraz rzadziej. Pisała krótkie SMS-y: „Mamo, mam spotkanie”, „Zadzwonię później”, „Jestem zmęczona”.

Zaczęłam czuć się jak intruz w jej życiu. Ale przecież jestem jej matką! Czy to źle, że się martwię? Że chcę wiedzieć, czy zjadła obiad? Czy nie jest jej zimno?

Kilka tygodni temu przyjechała na weekend. Przygotowałam jej ulubione pierogi z kapustą i grzybami. Chciałam, żeby poczuła się jak w domu. Ale już przy stole zaczęło się coś psuć.

– Mamo, mogłabyś przestać mnie wypytywać o wszystko? – powiedziała nagle zirytowana.

– Przecież tylko pytam…

– Ale pytasz o wszystko! Z kim się spotykam, co jem, gdzie chodzę… Czuję się jakbyś mnie kontrolowała!

Zatkało mnie. Przez chwilę nie mogłam wydusić z siebie słowa.

– Aniu… Ja po prostu się martwię.

– Wiem! Ale to już przesada! – krzyknęła i wybiegła z kuchni.

Zostałam sama przy stole z talerzem pierogów i łzami w oczach. Czy naprawdę jestem taka zła? Czy to źle, że kocham ją za bardzo?

Od tamtej pory nasze rozmowy są coraz rzadsze i coraz bardziej napięte. Ostatnio powiedziała mi przez telefon:

– Mamo, musisz przestać się tak wtrącać. To jest toksyczne.

Toksyczne… To słowo dźwięczy mi w głowie jak wyrok. Przecież całe życie poświęciłam dla niej! Nie miałam nikogo poza nią. Nie wychodziłam z koleżankami do kina, nie jeździłam na wakacje – wszystko było podporządkowane Ani. A teraz ona mówi mi, że jestem toksyczna?

Próbuję sobie znaleźć jakieś zajęcia. Chodzę na nordic walking z sąsiadką Haliną, czasem pójdę do biblioteki albo na zakupy do Biedronki. Ale to wszystko jest takie puste bez Ani.

Czasem łapię się na tym, że siedzę wieczorami przy oknie i patrzę na ulicę, jakby miała zaraz wrócić do domu jak wtedy, gdy była dzieckiem i wracała ze szkoły.

W zeszłym tygodniu zadzwoniła do mnie sąsiadka z bloku naprzeciwko:

– Krysiu, wszystko u ciebie dobrze? Wyglądasz ostatnio na przygnębioną.

Uśmiechnęłam się smutno:

– Wszystko dobrze, Zosiu… Po prostu tęsknię za córką.

A ona pokiwała głową ze zrozumieniem:

– Dzieci muszą kiedyś odejść. Ale my też musimy nauczyć się żyć dla siebie.

Łatwo powiedzieć…

Wczoraj zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do Ani jeszcze raz.

– Aniu… Przepraszam cię, jeśli czujesz się przeze mnie osaczona. Ja po prostu… nie umiem inaczej. Całe życie byłaś moim światem.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Wiem mamo… Ale ja też chcę mieć swoje życie. Chcę być dorosła i samodzielna.

– Rozumiem – wyszeptałam i poczułam łzy napływające do oczu.

Po tej rozmowie długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok i myślałam: czy naprawdę można kochać za bardzo? Czy to możliwe, że moja troska stała się dla niej ciężarem?

Dziś rano patrzyłam w lustro na swoje zmarszczki i siwe włosy. Zastanawiałam się: kim jestem bez Ani? Czy potrafię jeszcze żyć dla siebie?

Może powinnam spróbować…

Czy można nauczyć się kochać mniej? Czy to źle tęsknić za własnym dzieckiem? A może Wy też czasem czujecie się samotni wśród najbliższych?