Chciałam tylko pomóc, a wszystko się zawaliło… Czy można kochać i nie ranić jednocześnie?
— Mamo, co ty robisz w naszej łazience?!
Głos Eli przeszył ciszę jak nóż. Stałam z rękawiczkami na rękach, ścierką w jednej dłoni i butelką płynu do czyszczenia w drugiej. Zamarłam. Woda jeszcze kapała z umywalki, którą właśnie szorowałam. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu.
— Chciałam tylko… — zaczęłam nieśmiało, ale Ela już była przy mnie, jej twarz czerwona ze złości.
— Nie prosiłam cię o pomoc! To jest mój dom! — krzyknęła, a jej głos odbił się echem od kafelków.
Poczułam się jak dziecko przyłapane na czymś złym. Przecież chciałam dobrze. Przecież zawsze tak robiłam — pomagałam, sprzątałam, gotowałam. Tak mnie wychowano. Mama powtarzała: „Rodzina jest od tego, żeby sobie pomagać”.
Ale Ela nie była moją córką. Była żoną mojego syna, Piotra. Od dwóch lat mieszkali razem w tym nowym mieszkaniu na Pradze. Często narzekała na zmęczenie po pracy, a ja widziałam, jak brakuje jej czasu na wszystko. Chciałam ulżyć jej choć trochę. Zawsze myślałam, że to doceni.
— Ela… ja tylko…
— Nie! — przerwała mi ostro. — Nie chcę, żebyś tu sprzątała! To jest moja przestrzeń! Czuję się jakbyś mnie oceniałą!
Zrobiło mi się gorąco. Oceniała? Nigdy nie przyszło mi to do głowy. Przecież sama wiem, jak trudno pogodzić pracę z domem. Ale ona patrzyła na mnie z takim wyrzutem, że poczułam się winna wszystkiego: jej zmęczenia, bałaganu, nawet własnej obecności.
Piotr wszedł do łazienki, przyciągnięty hałasem.
— Co się dzieje?
Ela spojrzała na niego ze łzami w oczach.
— Twoja mama znowu mnie wyręcza! Nie mogę już tego znieść!
Piotr spojrzał na mnie bezradnie. W jego oczach widziałam zmęczenie i coś jeszcze — może rozczarowanie? A może po prostu miał dość tych wiecznych napięć między mną a Elą?
— Mamo… — zaczął cicho — Ela ma rację. To jej dom. Może lepiej…
Nie dokończył. Opuściłam głowę i wyszłam z łazienki. Ręce mi drżały. Czułam się upokorzona i niepotrzebna.
W kuchni usiadłam przy stole i patrzyłam w okno na szare bloki. Przypomniałam sobie czasy, gdy Piotr był mały. Wszystko robiłam sama: praca, dom, dziecko. Nikt mi nie pomagał. Marzyłam wtedy o tym, żeby ktoś podał mi rękę. Dlatego teraz chciałam być tą osobą dla Eli.
Ale ona tego nie chciała.
Wieczorem wróciłam do domu. Mój mąż, Andrzej, spojrzał na mnie pytająco.
— Coś się stało?
Pokręciłam głową.
— Znowu się pokłóciłyście?
Westchnęłam ciężko.
— Chciałam tylko posprzątać łazienkę…
Andrzej milczał przez chwilę.
— Może Ela chce być samodzielna? Może czuje się przez ciebie kontrolowana?
Zabolało mnie to. Czy naprawdę jestem taka? Czy moja troska jest dla innych ciężarem?
Przez następne dni Piotr nie dzwonił. Ela też nie odzywała się na Messengerze. Czułam się jak trędowata. W pracy nie mogłam się skupić; koleżanki pytały, czy wszystko w porządku.
W końcu zebrałam się na odwagę i napisałam do Eli:
„Przepraszam. Nie chciałam cię zranić. Chciałam tylko pomóc.”
Odpisała dopiero po dwóch dniach:
„Wiem, ale musisz zrozumieć — chcę mieć kontrolę nad swoim domem. Potrzebuję przestrzeni.”
Czy to znaczyło, że nie jestem już potrzebna? Że moje miejsce jest gdzie indziej? Przez całe życie byłam matką — opiekunką, organizatorką, tą od rozwiązywania problemów. Teraz miałam być tylko gościem?
Spotkaliśmy się dopiero po miesiącu — na urodzinach Piotra. Atmosfera była napięta; rozmowy urywały się, gdy wchodziłam do pokoju. Ela była uprzejma, ale chłodna.
Po obiedzie podeszła do mnie i powiedziała cicho:
— Wiem, że chcesz dobrze. Ale muszę nauczyć się radzić sobie sama. Jeśli będę potrzebować pomocy — poproszę.
Patrzyłyśmy na siebie długo. W jej oczach zobaczyłam strach i determinację — taką samą, jaką ja miałam kiedyś.
Może właśnie o to chodzi? Może muszę nauczyć się być obok — nie przed nią?
Wieczorem długo siedziałam w fotelu i myślałam o tym wszystkim. Czy można kochać i nie ranić jednocześnie? Czy troska zawsze musi być odbierana jako kontrola? A może to ja muszę nauczyć się nowych granic?
Czasem zastanawiam się: czy naprawdę można być matką dorosłego dziecka bez poczucia straty? Czy miłość musi boleć? Co wy o tym myślicie?