Brat, którego nie znałam: Gorzka cena rodzinnych zobowiązań

— Nie wierzę, że to naprawdę on — pomyślałam, patrząc na ekran telefonu. Wiadomość od Bartka pojawiła się nagle, po latach ciszy. „Cześć, Anka. Czy moglibyśmy się spotkać? Muszę z tobą porozmawiać.” Słowa, które kiedyś wyczekiwałam z nadzieją, teraz wywołały we mnie tylko niepokój i złość. Przez siedem lat nie odezwał się ani razu. Siedem lat samotności, odkąd tata umarł i zostawił mnie z obietnicą Bartka: „Zawsze będę przy tobie, Aniu.”

Pamiętam tamten dzień jak przez mgłę. Tata leżał w szpitalnym łóżku, a ja ściskałam jego rękę. Bartek stał obok, sztywny, jakby nie chciał dopuścić do siebie tego, co się dzieje. „Bartek, obiecaj mi, że zaopiekujesz się siostrą” — powiedział tata cicho. Bartek skinął głową, ale jego wzrok był gdzieś daleko. Po pogrzebie jeszcze przez chwilę był obecny — pomógł mi załatwić sprawy w urzędzie, przyjechał na kilka dni do naszego mieszkania w Łodzi. Potem po prostu zniknął.

Przez pierwsze miesiące dzwoniłam do niego codziennie. Czasem odbierał, czasem nie. Zawsze miał wymówkę: praca, dziewczyna, wyjazd. W końcu przestałam próbować. Musiałam nauczyć się żyć sama — gotować, płacić rachunki, radzić sobie z żałobą i samotnością. Miałam wtedy szesnaście lat i świat wydawał mi się ogromny i wrogi.

Teraz mam dwadzieścia trzy lata. Skończyłam studia, pracuję w bibliotece na Retkini i wynajmuję małe mieszkanie na Bałutach. Mam kilku znajomych, czasem spotykam się z Magdą na kawę albo idę do kina z Michałem. Nauczyłam się nie liczyć na nikogo poza sobą.

A teraz Bartek wraca jak duch przeszłości i chce „porozmawiać”.

Spotkaliśmy się w kawiarni przy Piotrkowskiej. Przyszedł spóźniony, jak zawsze. Wyglądał starzej — siwe pasma we włosach, zmęczone oczy. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu.

— Cześć, Anka — powiedział cicho.

— Cześć — odpowiedziałam chłodno.

— Wiem, że długo się nie odzywałem…

— Siedem lat — przerwałam mu. — Siedem lat to nie jest „długo”, Bartek. To całe moje dorosłe życie.

Spuścił wzrok. Przez chwilę bawił się łyżeczką od kawy.

— Wiem. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Po śmierci taty… po prostu nie umiałem sobie poradzić. Uciekłem.

— A ja musiałam sobie poradzić — powiedziałam ostro. — Sama.

Zamilkliśmy. W kawiarni rozbrzmiewała cicha muzyka, ktoś śmiał się przy sąsiednim stoliku.

— Anka… — zaczął po chwili. — Straciłem pracę. Rozstałem się z Martą. Nie mam gdzie mieszkać. Potrzebuję pomocy.

Poczułam, jak coś we mnie pęka. Przez tyle lat byłam dla niego nikim, a teraz nagle jestem potrzebna? Przypomniały mi się wszystkie samotne wieczory, kiedy płakałam w poduszkę i marzyłam o tym, żeby ktoś mnie przytulił i powiedział, że wszystko będzie dobrze.

— Chcesz u mnie zamieszkać? — zapytałam powoli.

Skinął głową.

— Na jakiś czas… dopóki nie stanę na nogi.

Zacisnęłam dłonie na filiżance.

— Dlaczego miałabym ci pomóc? — zapytałam cicho.

Bartek spojrzał na mnie błagalnie.

— Bo jesteśmy rodziną… Bo cię zawiodłem i chcę to naprawić…

Wróciłam do domu roztrzęsiona. Przez całą noc nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się wspomnienia: tata w szpitalu, puste mieszkanie po jego śmierci, Bartek znikający bez słowa… I teraz on — bezdomny, przegrany, proszący o pomoc.

Następnego dnia zadzwoniła Magda.

— I co zrobisz? — zapytała bez ogródek.

— Nie wiem… Część mnie chce mu pomóc. Ale druga część jest wściekła i boi się, że znowu mnie zrani.

— Masz prawo być ostrożna — powiedziała Magda. — Ale może to szansa na odbudowanie waszej relacji?

Przez kolejne dni chodziłam jak struta. W pracy byłam rozkojarzona, w domu nie mogłam znaleźć sobie miejsca. W końcu napisałam do Bartka: „Możesz zamieszkać u mnie przez miesiąc. Potem zobaczymy.”

Przeprowadził się tydzień później. Było niezręcznie — jakbyśmy byli obcymi ludźmi pod jednym dachem. Bartek próbował być miły: gotował obiady, sprzątał kuchnię, czasem pytał o moją pracę albo znajomych. Ale między nami wisiało niewypowiedziane napięcie.

Pewnego wieczoru wróciłam do domu wcześniej niż zwykle i usłyszałam rozmowę Bartka przez telefon:

— Tak, mieszkam u siostry… Nie wiem, czy długo mnie tu zniesie… Tak, wiem, zawaliłem… Ale ona jest silniejsza ode mnie…

Zrobiło mi się żal Bartka po raz pierwszy od lat. Może naprawdę był słabszy? Może tata postawił przed nim zadanie ponad jego siły?

Tego wieczoru usiedliśmy razem przy stole.

— Bartek… Dlaczego tak naprawdę mnie zostawiłeś? — zapytałam cicho.

Spojrzał na mnie ze łzami w oczach.

— Bałem się odpowiedzialności… Bałem się ciebie zawieść… I zawiodłem jeszcze bardziej.

Siedzieliśmy długo w milczeniu. W końcu powiedziałam:

— Może oboje potrzebujemy czasu… Ale jeśli mamy być rodziną, musimy zacząć od nowa.

Nie wiem jeszcze, czy potrafię mu wybaczyć wszystko. Ale wiem jedno: czasem rodzina to nie tylko więzy krwi, ale wybór — czy chcemy być razem mimo bólu i rozczarowań.

Czy powinnam dać Bartkowi drugą szansę? Czy można odbudować coś, co zostało tak bardzo zniszczone? Może każdy z nas nosi swoje rany inaczej…