Odrzuciłam własną matkę: Historia, która podzieliła moją rodzinę na zawsze

– Nie chcę jej widzieć! – krzyknęłam, chowając się za plecami babci. Miałam wtedy sześć lat, a mój głos drżał od gniewu i strachu. W przedpokoju pachniało wilgocią i starym mydłem, a na wycieraczce stała Ona – moja matka, której nie widziałam od trzech lat. Jej oczy były czerwone od płaczu, a dłonie nerwowo ściskały pasek torebki.

– Marysiu, proszę… – wyszeptała, robiąc krok w moją stronę. – Chciałam tylko zobaczyć, jak urosłaś. Tęskniłam za tobą każdego dnia.

Babcia Zosia stanęła między nami jak tarcza. – Pani tu nie jest mile widziana. Marysia już wszystko przeżyła. Niech pani odejdzie.

Patrzyłam na matkę przez łzy. Wspomnienia wracały falami: jej krzyk w kuchni, trzask zamykanych drzwi, zapach alkoholu unoszący się wieczorami po mieszkaniu. Potem nagłe zniknięcie. Zostałam z babcią i dziadkiem, którzy próbowali posklejać moje roztrzaskane serce.

– Marysiu, kochanie… – Matka wyciągnęła do mnie rękę. Cofnęłam się jeszcze bardziej.

– Nie chcę cię! – wykrzyczałam z całych sił. – Zostaw mnie!

To był moment, który podzielił moją rodzinę na zawsze. Matka odeszła ze spuszczoną głową, a ja poczułam ulgę i ból jednocześnie. Babcia przytuliła mnie mocno.

– Dobrze zrobiłaś, dziecko – szepnęła. – Ona nie jest dla ciebie.

Ale czy naprawdę dobrze zrobiłam? Przez kolejne lata żyłam w cieniu tej decyzji. W szkole byłam cicha i zamknięta w sobie. Unikałam rozmów o rodzinie. Kiedy koleżanki opowiadały o mamach piekących ciasta czy pomagających w lekcjach, milczałam. W domu babcia starała się być wszystkim naraz: matką, ojcem, przyjaciółką. Ale jej zmęczone oczy zdradzały, ile ją to kosztuje.

Czasem słyszałam, jak nocami płacze w kuchni. Dziadek próbował ją pocieszać:

– Zosiu, ona już nie wróci. Musimy żyć dalej.

Ale babcia nie potrafiła wybaczyć córce tego, co nam zrobiła. Ja też nie umiałam.

Minęły lata. Skończyłam liceum z wyróżnieniem, dostałam się na studia pedagogiczne w Krakowie. Tam poznałam Pawła – spokojnego chłopaka z Nowej Huty, który miał ciepłą rodzinę i nigdy nie rozumiał mojego chłodu wobec własnej matki.

– Może powinnaś jej wybaczyć? – pytał czasem delikatnie.

– Nie masz pojęcia, co przeszłam – odpowiadałam ostro.

Z Pawłem zamieszkaliśmy razem. Urodził się nasz syn, Michałek. Kiedy pierwszy raz trzymałam go na rękach, poczułam coś dziwnego: tęsknotę za matką. Czy ona też tak mnie kiedyś tuliła? Czy płakała ze szczęścia?

Któregoś dnia zadzwonił telefon. Numer nieznany.

– Halo?

Po drugiej stronie usłyszałam cichy głos:

– Marysiu… To ja. Mama.

Zamarłam. Przez chwilę nie mogłam oddychać.

– Skąd masz mój numer?

– Od twojej babci… Błagam, pozwól mi cię zobaczyć. Chcę poznać wnuka…

Rzuciłam słuchawką o stół. Paweł patrzył na mnie z troską.

– Może to czas na rozmowę?

Nie odpowiedziałam. Przez kolejne dni byłam rozdrażniona i płaczliwa. Michałek patrzył na mnie wielkimi oczami i tulił się mocno.

W końcu zebrałam się na odwagę i pojechałam do babci.

– Babciu… Mama dzwoniła.

Babcia pobladła.

– Nie wpuszczaj jej do swojego życia, Marysiu. Ona cię skrzywdzi.

Ale ja już nie byłam tą samą dziewczynką co kiedyś. Chciałam zrozumieć. Chciałam wiedzieć, dlaczego odeszła.

Umówiłyśmy się w kawiarni przy Plantach. Kiedy weszłam do środka, zobaczyłam ją od razu: postarzałą kobietę o smutnych oczach i drżących dłoniach.

– Marysiu… – wyszeptała.

Usiadłam naprzeciwko niej, czując jak serce wali mi jak młotem.

– Dlaczego mnie zostawiłaś? – zapytałam bez ogródek.

Matka spuściła wzrok.

– Byłam chora… Alkohol zabrał mi wszystko: ciebie, rodziców, siebie samą. Próbowałam wrócić do was tyle razy… Ale zawsze słyszałam tylko zamykane drzwi.

Poczułam gniew i żal jednocześnie.

– A ja? Ja miałam sześć lat! Potrzebowałam cię!

Łzy popłynęły jej po policzkach.

– Wiem… I nigdy sobie tego nie wybaczę.

Siedziałyśmy długo w milczeniu. W końcu powiedziała:

– Jestem trzeźwa od pięciu lat. Chciałabym choć trochę naprawić to, co zepsułam…

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Wyszłam z kawiarni roztrzęsiona, z głową pełną pytań bez odpowiedzi.

Wieczorem patrzyłam na śpiącego Michałka i myślałam: czy potrafię być lepszą matką niż ona? Czy umiem wybaczyć?

Od tamtej pory spotykamy się czasem na spacerach z Michałkiem. To trudne rozmowy pełne łez i niedopowiedzeń. Babcia nigdy jej nie wybaczyła – do dziś nie chce słyszeć o córce.

A ja? Żyję rozdarta między lojalnością wobec babci a potrzebą pojednania z matką. Każde spotkanie otwiera stare rany, ale też daje nadzieję na nowy początek.

Czasem pytam siebie: czy można naprawdę wybaczyć przeszłość? Czy dziecko ma prawo odrzucić własną matkę? A może każdy zasługuje na drugą szansę?