Była idealna, a stała się moim największym bólem. Historia o miłości, która przerodziła się w cierpienie.

— Dlaczego mi to zrobiłaś, Agnieszko? — zapytałem, patrząc na nią przez łzy, które paliły mnie pod powiekami. Stała przy oknie w naszym małym mieszkaniu na Zaspie, z ramionami skrzyżowanymi na piersi, jakby chciała się odgrodzić od wszystkiego, co między nami było. W powietrzu unosił się zapach kawy, którą jeszcze godzinę temu razem piliśmy, śmiejąc się z głupich żartów. Teraz cisza była gęsta, a ja czułem, jakby ktoś ścisnął mnie za gardło.

Gdy pierwszy raz zobaczyłem Agnieszkę na przystanku tramwajowym przy Hucisku, pomyślałem, że to kobieta z moich snów – delikatna, subtelna, z oczami, w których ukrywały się całe światy. Miała na sobie niebieski płaszcz i szalik w kratę. Uśmiechnęła się do mnie nieśmiało, gdy zapytałem o drogę do najbliższej kawiarni. To był początek. Szybko się zbliżyliśmy. Oprowadzałem ją po ulubionych miejscach w Gdańsku: spacerowaliśmy po Starym Mieście, karmiliśmy mewy na Motławie, gotowaliśmy w domu proste dania i śmialiśmy się z drobiazgów. Byłem pewien: to ta jedyna.

Moja mama od razu ją polubiła. — Wreszcie ktoś cię ustatkuje, Michał — żartowała przy niedzielnym obiedzie. Ojciec był bardziej powściągliwy, ale widziałem błysk aprobaty w jego oczach. Agnieszka była ciepła, troskliwa, zawsze gotowa pomóc. Z czasem zaczęliśmy planować wspólną przyszłość: wynajęliśmy mieszkanie, rozmawialiśmy o dzieciach i kredycie na własne M. Wszystko wydawało się takie proste.

Ale potem zaczęły pojawiać się rysy. Najpierw drobne nieporozumienia: jej nagłe wyjścia wieczorami „do koleżanki”, coraz częstsze rozmowy przez telefon, które ucinała, gdy tylko wchodziłem do pokoju. Próbowałem nie zwracać na to uwagi — przecież każdy potrzebuje przestrzeni. Ale pewnego wieczoru wróciła późno, z rozmazanym makijażem i oczami pełnymi łez.

— Co się stało? — zapytałem z troską.
— Nic ważnego — odpowiedziała szybko i zamknęła się w łazience.

Od tamtej pory coś się zmieniło. Przestaliśmy rozmawiać tak jak dawniej. Czułem, że oddala się ode mnie z każdym dniem. Zacząłem podejrzewać najgorsze, ale nie miałem odwagi zapytać wprost. Może bałem się odpowiedzi?

Pewnego dnia znalazłem w jej torebce list — krótki, napisany męskim charakterem pisma: „Tęsknię za tobą. Nie mogę się doczekać naszego spotkania”. Serce mi zamarło. Przez chwilę stałem jak sparaliżowany, a potem usiadłem na podłodze w kuchni i płakałem jak dziecko.

Kiedy wieczorem wróciła do domu, nie wytrzymałem:
— Kim jest Paweł? — zapytałem cicho.
Zbladła.
— Skąd wiesz?
— Znalazłem list.

Usiadła naprzeciwko mnie i długo milczała. W końcu zaczęła mówić: o tym, że czuje się samotna, że nie potrafi już ze mną rozmawiać tak jak kiedyś. Że Paweł pojawił się przypadkiem — kolega z pracy, który potrafił słuchać i rozumiał jej lęki. Że nie chciała mnie ranić.

— To dlaczego mnie zdradziłaś? — głos mi drżał.
— Nie wiem… Chciałam poczuć się ważna. Chciałam znów być szczęśliwa.

Wyszedłem wtedy z domu i długo błąkałem się po mieście. Przechodziłem obok miejsc, które kiedyś były nasze: kawiarnia przy Długiej, ławka nad Motławą, park Oliwski. Wszystko wydawało się inne — obce i zimne.

Przez kolejne tygodnie żyliśmy obok siebie jak współlokatorzy. Próbowaliśmy rozmawiać, ale każde słowo bolało bardziej niż milczenie. Moi rodzice nie wiedzieli nic — nie chciałem ich martwić. W pracy byłem cieniem samego siebie; koledzy pytali, czy wszystko w porządku, ale tylko machałem ręką.

Agnieszka próbowała naprawić to, co się stało. Pisała mi liściki zostawiane na lodówce: „Przepraszam”, „Kocham cię”, „Daj mi szansę”. Ale ja nie potrafiłem już zaufać. Każdy jej uśmiech wydawał mi się fałszywy; każde wyjście z domu budziło we mnie lęk.

W końcu podjęliśmy decyzję o rozstaniu. Spakowała swoje rzeczy w milczeniu; ja patrzyłem przez okno na szare niebo nad Gdańskiem i zastanawiałem się, gdzie popełniłem błąd.

Minęły miesiące. Czasem widuję ją na ulicy — zawsze spieszy się gdzieś z telefonem przy uchu. Podobno jest szczęśliwa z Pawłem. Ja próbuję ułożyć sobie życie na nowo: spotykam się ze znajomymi, wróciłem do biegania po plaży w Brzeźnie, zacząłem malować obrazy.

Ale czasem nocą budzę się zlany potem i słyszę jej głos: „Chciałam znów być szczęśliwa”.

Czy można wybaczyć zdradę? Czy można jeszcze kiedyś zaufać komuś tak mocno? A może prawdziwa miłość to tylko iluzja, którą sami sobie tworzymy?