Zaadoptowałam córkę mężczyzny, który mnie nie wybrał – historia Pauliny
— Paulina? To naprawdę ty? — usłyszałam za plecami głos, który kiedyś znałam na pamięć. Odwróciłam się powoli, czując, jak serce zaczyna mi walić. Stał przede mną Michał, ten sam Michał, którego kochałam całą sobą w liceum, a który wybrał inną. Teraz patrzył na mnie z lekkim uśmiechem i niedowierzaniem.
— Cześć, Michał — odpowiedziałam cicho, próbując ukryć drżenie w głosie. Wózek z moją córeczką stał tuż obok ławki. Mała spała spokojnie, a ja czułam się, jakby czas cofnął się o kilkanaście lat.
— Nie widzieliśmy się chyba od matury — powiedział, a ja skinęłam głową. Przez chwilę milczeliśmy, każde z nas próbowało znaleźć właściwe słowa. W końcu Michał spojrzał na wózek i zapytał: — To twoja córka?
Uśmiechnęłam się smutno. — Tak. Ale to nie jest taka zwykła historia. Chcesz posłuchać, jak zaadoptowałam córkę mężczyzny, który mnie nie wybrał?
Michał usiadł obok mnie na ławce. Przez chwilę patrzył na śpiącą dziewczynkę, potem na mnie. W jego oczach zobaczyłam ciekawość i coś jeszcze — może cień dawnego żalu?
— Pamiętasz Tomka? — zaczęłam powoli. — Byliście najlepszymi przyjaciółmi. Po liceum nasze drogi się rozeszły. Ty wyjechałeś na studia do Warszawy, ja zostałam w Poznaniu. Tomek został tutaj. Spotykaliśmy się czasem przypadkiem na mieście, aż pewnego dnia zaprosił mnie na kawę. Był już wtedy po rozwodzie, miał małą córeczkę, Zosię. Jego była żona wyjechała za granicę i zostawiła dziecko z nim.
Michał skinął głową, a ja poczułam, że muszę mówić dalej, bo jeśli się zatrzymam, nie będę miała odwagi dokończyć tej historii.
— Zaczęliśmy się spotykać coraz częściej. Zosia była cudowna — trochę nieśmiała, bardzo wrażliwa. Tomek był zmęczony życiem samotnego ojca. Pomagałam mu coraz częściej: odbierałam Zosię z przedszkola, gotowałam obiady, czytałam bajki na dobranoc. W końcu zamieszkaliśmy razem.
Przez chwilę patrzyłam na Michała i widziałam w jego oczach pytanie: „A co z nami?” Ale nie powiedział nic.
— Myślałam wtedy, że to jest właśnie moje przeznaczenie — kontynuowałam. — Że skoro nie mogłam być z tobą, to może los daje mi inną rodzinę. Tomek był dobrym człowiekiem, ale nigdy mnie nie kochał tak naprawdę. Byliśmy razem przez wygodę i z przyzwyczajenia. Zosia stała się dla mnie całym światem.
Zamilkłam na chwilę, bo w gardle ścisnęła mnie gula.
— Po dwóch latach Tomek poznał kogoś innego. Pewnego wieczoru powiedział mi prosto w oczy: „Paulina, nie mogę cię oszukiwać. Nigdy cię nie kochałem tak jak powinienem.” Spakował się i wyprowadził do niej. Zostawił mi Zosię na kilka dni „do czasu aż się urządzi”. Te kilka dni zamieniło się w tygodnie, potem miesiące.
Michał patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami.
— Próbowałam się z nim kontaktować — mówiłam dalej — ale Tomek coraz rzadziej odbierał telefony. W końcu przysłał mi maila: „Paulina, Zosia jest szczęśliwa z tobą. Nie chcę jej zabierać stabilizacji.” I tyle go widziałam.
Wzięłam głęboki oddech.
— Wtedy zaczęła się walka o adopcję. Urzędnicy pytali: „A gdzie ojciec? Dlaczego matka nie wraca?” Musiałam tłumaczyć wszystko od początku: że jestem tylko partnerką ojca, że biologiczna matka nie interesuje się dzieckiem od lat… Każda rozmowa była jak przesłuchanie. Zosia płakała nocami i pytała: „Czy ty też mnie zostawisz?”
Poczułam łzy pod powiekami.
— W końcu po roku sąd przyznał mi prawo do adopcji. Zosia oficjalnie stała się moją córką. Ale czasem patrzę na nią i widzę w jej oczach tę samą samotność, którą czułam przez całe życie.
Michał milczał długo.
— Paulina… Przepraszam — powiedział w końcu cicho. — Gdybym wtedy inaczej wybrał…
Uśmiechnęłam się smutno.
— Nie przepraszaj. Może tak miało być? Może właśnie dlatego musiałam przejść przez to wszystko? Ale czasem zastanawiam się… Czy można naprawdę pokochać dziecko, które przypomina o niespełnionej miłości? Czy można być szczęśliwym, jeśli ciągle ogląda się za siebie?
Spojrzałam na śpiącą Zosię i poczułam ukłucie nadziei.
Może odpowiedź znajdę dopiero wtedy, gdy przestanę szukać jej w przeszłości.