Samotność wśród bliskich: Historia Marii z Krakowa
— Mamo, przecież wiesz, że nie mamy miejsca — głos Agaty przez telefon był chłodny, niemal obcy. — Poza tym, dzieci mają szkołę, Tomek pracuje zdalnie, nie damy rady.
Siedziałam przy kuchennym stole, patrząc na filiżankę herbaty, która już dawno wystygła. Słowa córki dźwięczały mi w uszach jak echo. Próbowałam jeszcze raz:
— Agatko, ja nie potrzebuję wiele. Mogę spać na kanapie, mogę pomagać w domu…
— Mamo, proszę cię… — westchnęła ciężko. — Musimy kończyć. Oddzwonię później.
Nie oddzwoniła. Jak zwykle.
Odłożyłam telefon i spojrzałam przez okno na szare ulice Krakowa. Gdzieś w oddali słychać było tramwaj, dzieci bawiły się na podwórku. Kiedyś to ja byłam wśród nich — młoda mama, zawsze zajęta, zawsze potrzebna. Teraz miałam siedemdziesiąt lat i czułam się bardziej samotna niż kiedykolwiek.
Mój mąż zmarł pięć lat temu. Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Syn, Michał, mieszka w Warszawie. Dzwoni rzadko, zawsze w pośpiechu. Agata jest bliżej, ale jej życie toczy się własnym rytmem. Wnuki widuję tylko na zdjęciach przesyłanych przez WhatsAppa.
Czasem pytam siebie: gdzie popełniłam błąd? Czy byłam zbyt wymagająca? Czy za mało dawałam miłości? Przecież starałam się być dobrą matką. Gotowałam obiady, pomagałam przy lekcjach, tuliłam do snu. A teraz…
Wczoraj próbowałam porozmawiać z sąsiadką, panią Zofią. Ma osiemdziesiąt lat i też mieszka sama. Przyniosłam jej kawałek szarlotki.
— Pani Mario, dziękuję — uśmiechnęła się smutno. — Ale wie pani… czasem mam wrażenie, że już nikogo nie obchodzę.
Przytaknęłam tylko głową. Rozumiałyśmy się bez słów.
Wieczorami włączam radio albo telewizor, żeby choć przez chwilę poczuć czyjąś obecność. Czasem wyobrażam sobie, że ktoś dzwoni do drzwi — może Agata z wnukami? Może Michał przyjechał z Warszawy?
Ale to tylko wyobraźnia.
Kilka dni temu zebrałam się na odwagę i zapisałam do klubu seniora na Dębnikach. Bałam się jak dziecko przed pierwszym dniem w szkole. W drzwiach powitała mnie pani Basia — energiczna kobieta z siwymi włosami spiętymi w kok.
— Dzień dobry! Nowa twarz! — zawołała radośnie.
Poczułam ciepło w sercu. Może tu znajdę kogoś, kto mnie wysłucha?
Na pierwszych zajęciach rozmawialiśmy o dawnych czasach. Ktoś wspomniał o stanie wojennym, ktoś inny o pierwszej miłości. Śmialiśmy się i płakaliśmy na zmianę. Poczułam ulgę — nie jestem sama w tej samotności.
Po spotkaniu Basia zaproponowała kawę.
— Mario, opowiedz coś o sobie — zachęciła.
Zawahałam się. Czy powinnam mówić o tym, jak bardzo tęsknię za rodziną? Jak boli mnie odrzucenie?
— Mam dwoje dzieci — zaczęłam cicho. — Ale… rzadko się widujemy.
Basia skinęła głową ze zrozumieniem.
— Wiesz, ja też mam syna za granicą. Dzwoni raz na miesiąc. Czasem myślę, że łatwiej byłoby nie mieć nikogo niż czekać na telefon, który nie przychodzi.
Te słowa uderzyły mnie mocniej niż chciałam przyznać.
Wracając do domu czułam się lżejsza. Może nie jestem jedyna? Może to nie moja wina?
Następnego dnia zadzwonił Michał.
— Cześć mamo! Przepraszam, że tak rzadko dzwonię…
— Nic się nie stało — skłamałam.
— Wiesz… mamy teraz dużo pracy. Może przyjedziemy na święta?
Może. To słowo zawisło między nami jak mgła.
Wieczorem długo patrzyłam na zdjęcia rodziny stojące na komodzie. Uśmiechnięte twarze sprzed lat. Dzieci trzymające mnie za rękę, mój mąż całujący mnie w policzek.
Czy to wszystko już minęło? Czy naprawdę jestem tylko wspomnieniem dla tych, których kocham najbardziej?
W klubie seniora zaczęłam prowadzić warsztaty z pieczenia ciast. Okazało się, że mam talent do organizowania ludzi wokół stołu. Śmiejemy się razem, dzielimy przepisami i historiami z życia.
Pani Zofia przyszła na jedno ze spotkań.
— Pani Mario, dzięki pani znów poczułam się potrzebna — powiedziała cicho.
Może właśnie o to chodzi? Może sens życia to dawać innym to, czego sami pragniemy najbardziej?
Czasem wieczorami płaczę z tęsknoty za rodziną. Ale coraz częściej czuję wdzięczność za te małe chwile bliskości z ludźmi wokół mnie.
Czy samotność jest karą czy szansą? Czy można nauczyć się być szczęśliwym mimo pustki w sercu?
Może odpowiedź kryje się gdzieś między filiżanką herbaty a uśmiechem sąsiadki…