Została tylko jedna – historia Ilony
Już zmierzchało za oknem, a mamy wciąż nie było. Siedziałam przy stole, kręcąc kółkami wózka, i czułam, jak narasta we mnie niepokój. Wzięłam telefon do ręki i wykręciłam numer mamy. – „Abonent chwilowo niedostępny” – usłyszałam obcy, zimny głos automatu. Spojrzałam bezradnie na komórkę. Przypomniałam sobie, że na koncie zostało mi ledwie kilka złotych. Wyłączyłam ją, żeby oszczędzać baterię. Mama poszła do sklepu po chleb i mleko, jak co dzień. Ale nigdy nie wracała tak długo.
Siedziałam w ciszy, słuchając tykania zegara i odgłosów z klatki schodowej. Każdy szelest sprawiał, że serce podskakiwało mi do gardła. Próbowałam się uspokoić, powtarzając sobie, że pewnie spotkała sąsiadkę i rozmawiają o czymś ważnym. Ale minęła już godzina, potem druga. Zaczęło się ściemniać na dobre. Z kuchni dochodził zapach niedojedzonej zupy pomidorowej, którą mama zostawiła dla mnie na kolację.
W końcu zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do cioci Basi. – Cześć, Ilonko – odezwała się jej ciepła barwa głosu. – Co się stało? – Mamy nie ma już bardzo długo… poszła do sklepu i nie wraca… – wyszeptałam, czując jak łzy napływają mi do oczu. – Spokojnie, kochanie. Zaraz przyjadę – obiecała ciocia.
Czekałam jeszcze pół godziny, zanim usłyszałam dźwięk domofonu. Ciocia Basia weszła do mieszkania z troską wymalowaną na twarzy. Przytuliła mnie mocno. – Może coś się stało z telefonem twojej mamy? – próbowała mnie uspokoić, ale widziałam w jej oczach niepokój.
Zadzwoniłyśmy razem na policję. Dyżurny zapisał wszystko i powiedział, że będą szukać mamy. Potem ciocia została ze mną na noc. Leżałam w łóżku, patrząc w sufit i słysząc jej ciche rozmowy przez telefon w kuchni. Mówiła coś o szpitalach, o tym, że mama ostatnio była bardzo zmęczona.
Rano przyszli policjanci. Zadawali pytania: kiedy ostatni raz widziałam mamę, czy miała jakieś problemy, czy ktoś jej groził. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Mama była zawsze taka silna… Odkąd tata odszedł do innej kobiety, zostałyśmy same. Mama pracowała na dwa etaty jako pielęgniarka i sprzątaczka w szkole, żebym miała na rehabilitację i nowe książki.
Przez kolejne dni mieszkanie było pełne ludzi – policjantów, sąsiadek, cioci Basi i jej męża wujka Marka. Każdy pytał o coś innego: czy mama miała długi? Czy kłóciłyśmy się ostatnio? Czy zauważyłam coś dziwnego? Czułam się jak przesłuchiwana przestępczyni.
Najgorsze były noce. Leżałam sama w łóżku i słyszałam w głowie głos mamy: „Ilonko, dasz sobie radę. Jesteś dzielna.” Ale ja nie czułam się dzielna. Bałam się wyjść z domu nawet na balkon. Bałam się świata bez mamy.
Po tygodniu przyszło pismo z sądu rodzinnego: do czasu odnalezienia mamy opiekę nade mną przejmuje ciocia Basia. Widziałam łzy w jej oczach, kiedy podpisywała dokumenty. – Wszystko będzie dobrze, Ilonko – powtarzała mi codziennie.
Ale nic nie było dobrze. W szkole wszyscy wiedzieli o mojej sytuacji. Szeptali za moimi plecami: „To ta dziewczyna z wózka… Jej matka zniknęła…” Nauczyciele patrzyli na mnie ze współczuciem albo udawali, że nic się nie stało.
Pewnego dnia po lekcjach podeszła do mnie Magda z klasy. – Ilona… jeśli chcesz pogadać… to ja… – zaczęła nieśmiało. Spojrzałam na nią z wdzięcznością, ale nie potrafiłam wydusić słowa.
Wieczorami ciocia Basia próbowała mnie pocieszać: – Twoja mama wróci… Może po prostu musiała odpocząć… Może coś ją przerosło…
Ale ja wiedziałam, że mama nigdy by mnie nie zostawiła bez słowa.
Minął miesiąc. Policja znalazła jej torebkę nad Wisłą. W środku były klucze do mieszkania i portfel z dokumentami. Nie znaleziono jednak żadnych śladów po mamie.
Wtedy zaczęły się plotki: że uciekła za granicę, że miała romans, że może zrobiła coś strasznego…
Ciocia Basia coraz częściej płakała po nocach. Ja zamknęłam się w sobie zupełnie.
Pewnego dnia przyszło wezwanie do szkoły dla cioci Basi – dyrektorka chciała porozmawiać o mojej sytuacji. Siedziałyśmy razem w gabinecie dyrektorki Nowakowej.
– Ilona jest bardzo zamknięta w sobie… Martwimy się o nią… Może powinna porozmawiać z psychologiem szkolnym? – zaproponowała pani Nowakowa.
Nie chciałam rozmawiać z nikim obcym o tym, co czuję.
Ale pewnej nocy miałam sen: widziałam mamę stojącą na brzegu rzeki i machającą do mnie z uśmiechem. Obudziłam się z krzykiem.
Od tego dnia zaczęłam pisać listy do mamy. Codziennie wieczorem siadałam przy biurku i opisywałam jej wszystko: jak minął dzień w szkole, co powiedziała Magda, jak bardzo za nią tęsknię.
Z czasem zaczęłam rozmawiać z psychologiem szkolnym panią Martą. Była cierpliwa i nie zadawała trudnych pytań. Pozwoliła mi płakać i milczeć tyle, ile potrzebowałam.
Minęły trzy miesiące od zaginięcia mamy. Nauczyłam się sama robić zakupy przez internet, gotować proste dania na kuchence elektrycznej i dbać o siebie najlepiej jak potrafiłam.
Ciocia Basia mówiła: – Jesteś taka silna… Twoja mama byłaby dumna.
Ale ja czułam się tylko pusta w środku.
Czasem myślę: dlaczego to właśnie mnie spotkało? Dlaczego zostałam tylko jedna?
Czy można nauczyć się żyć bez osoby, która była całym twoim światem?
Może ktoś z was zna odpowiedź…