Zaczęłam podejrzewać, że mąż ma romans. Ale kiedy zaczęłam go śledzić, odkryłam, że prowadzi zupełnie inne życie

— Gdzie byłeś? — zapytałam, starając się, by mój głos nie drżał. Stałam w kuchni, z rękami opartymi o blat, a w powietrzu unosił się zapach pieczonego chleba i… czegoś jeszcze. Obcego.

Marek spojrzał na mnie zaskoczony, jakby nie spodziewał się, że jeszcze nie śpię. — Przecież mówiłem, że musiałem zostać dłużej w pracy. Nowy projekt, szef naciska.

Nie wierzyłam mu. Od miesięcy czułam, że coś jest nie tak. Mój mąż, od zawsze uporządkowany i przewidywalny, nagle zaczął znikać z domu pod różnymi pretekstami. Wracał późno, czasem przynosił na ubraniach obcy zapach, nie ten znany mi od lat — kawa, papierosy, słodkie perfumy? Przez lata byliśmy sobie bliscy, choć nie było już w nas tej młodzieńczej namiętności. Byliśmy raczej partnerami w codzienności niż kochankami. Ale ufałam mu. Do czasu.

Zaczęłam go śledzić. Najpierw nieśmiało — sprawdzałam jego telefon, szukałam śladów w mediach społecznościowych. Nic. Potem zaczęłam podążać za nim po pracy. Czułam się jak bohaterka taniego kryminału: ciemny płaszcz, kaptur na głowie, serce bijące jak oszalałe. Wstydziłam się siebie, ale ciekawość i strach były silniejsze.

Pewnego wieczoru Marek wyszedł z pracy wcześniej niż zwykle. Wsiadł do tramwaju numer 8 i pojechał na drugi koniec miasta — do dzielnicy, której zawsze unikał. Siedziałam kilka rzędów za nim, udając obojętność. Wysiadł przy starym kinie „Kosmos”, przeszedł przez ulicę i zniknął w bramie kamienicy.

Czekałam godzinę. Dwie. W końcu wyszedł — nie sam. Towarzyszył mu młody chłopak, może dwadzieścia lat. Szli blisko siebie, rozmawiali cicho. Marek położył mu rękę na ramieniu. Poczułam lodowaty dreszcz.

Wróciłam do domu przed nim. Całą noc nie spałam. W głowie kłębiły mi się myśli: czy to jego syn? Kochanek? Ktoś z rodziny? Następnego dnia Marek był jak zwykle uprzejmy i spokojny. Zapytał, czy zrobię mu kawę.

— Kim był ten chłopak? — wyrzuciłam z siebie nagle.

Zamarł z filiżanką w dłoni.

— O czym ty mówisz?

— Widziałam cię wczoraj przy kinie „Kosmos”.

Przez chwilę patrzył na mnie bez słowa. Potem usiadł ciężko przy stole.

— To nie jest tak, jak myślisz — zaczął cicho.

— To powiedz mi, jak jest! — krzyknęłam.

Marek milczał długo. W końcu spojrzał mi prosto w oczy.

— To mój syn.

Zatkało mnie.

— Jak to… twój syn?

— Zanim cię poznałem… miałem krótki romans z dziewczyną z liceum. Nie wiedziałem o dziecku aż do zeszłego roku. Ona zmarła na raka, chłopak został sam. Znalazł mnie przez Facebooka.

Siedziałam jak sparaliżowana. Przez tyle lat żyliśmy razem, a on miał drugie życie? Syn? Tajemnica sprzed lat?

— Dlaczego mi nie powiedziałeś?

— Bałem się… Bałem się wszystkiego: twojej reakcji, tego jak to wpłynie na naszą rodzinę, na dzieci…

Wybuchłam płaczem. Wszystko we mnie pękło: podejrzenia o zdradę, strach przed samotnością, poczucie zdrady i upokorzenia.

Przez kolejne dni Marek spał na kanapie w salonie. Unikaliśmy się wzrokiem. Nasze dzieci — Ania i Kuba — wyczuwały napięcie, ale nie zadawały pytań.

W pracy byłam cieniem samej siebie. Koleżanka z biura, Kasia, zapytała:

— Coś się stało? Wyglądasz jakbyś nie spała od tygodnia.

Chciałam jej powiedzieć wszystko, ale tylko pokręciłam głową.

Wieczorami siedziałam sama w kuchni i rozmyślałam: co dalej? Czy potrafię wybaczyć Markowi? Czy chcę żyć z kimś, kto przez tyle lat ukrywał przede mną tak ważną część swojego życia?

Kilka dni później zadzwoniła do mnie teściowa.

— Słyszałam, że u was coś się dzieje — zaczęła bez ogródek.

— Marek ma syna z innego związku — powiedziałam bez emocji.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

— Wiedziałam o tym — przyznała w końcu cicho.

Poczułam się zdradzona po raz drugi. Nawet ona wiedziała! Czy wszyscy wokół mnie żyli w kłamstwie?

Wieczorem Marek przyszedł do kuchni.

— Musimy porozmawiać — powiedział stanowczo.

Usiadł naprzeciwko mnie i długo milczał.

— Chcę być ojcem dla tego chłopaka — powiedział w końcu. — Ale nie chcę cię stracić. Kocham cię.

Patrzyłam na niego i widziałam człowieka zagubionego, przestraszonego, ale też odpowiedzialnego za swoje błędy.

— A ja? Co ze mną? Co z naszymi dziećmi?

— Chcę być ojcem dla wszystkich moich dzieci — odpowiedział cicho.

Nie wiedziałam, co robić. Czułam się rozdarta między gniewem a współczuciem dla tego chłopaka — niewinnego w całej tej sytuacji.

Minęły tygodnie pełne napięcia i rozmów do późna w nocy. W końcu zgodziłam się poznać syna Marka — Michała.

Był cichy, nieśmiały, patrzył na mnie z lękiem i nadzieją jednocześnie.

— Przepraszam panią za wszystko — powiedział cicho podczas pierwszego spotkania.

Poczułam łzy pod powiekami.

— Nie masz za co przepraszać — odpowiedziałam szczerze.

Z czasem zaczęliśmy budować nową rzeczywistość: trudną, pełną niedopowiedzeń i żalu, ale też nadziei na przebaczenie i akceptację.

Czasami patrzę na Marka i zastanawiam się: czy można naprawdę wybaczyć taką tajemnicę? Czy rodzina to tylko krew i wspólne nazwisko? A może to coś więcej?

Czy wy bylibyście w stanie wybaczyć taką zdradę? Jak daleko można się posunąć w imię miłości i rodziny?