Za Daleko: Prawda, Która Wyszła na Jaw podczas Naszego Wyjazdu na Wieś
— Nie wierzę, że to zrobiłaś! — głos Pawła odbił się echem od starych, drewnianych ścian naszego nowego domu na wsi. Stałam przy oknie, patrząc na rozległe pole za domem, gdzie jeszcze rano biegały dzieci. W powietrzu unosił się zapach świeżo skoszonej trawy i… czegoś jeszcze — czegoś ciężkiego, duszącego, czego nie potrafiłam nazwać.
Kupiliśmy ten dom spontanicznie. Paweł zawsze marzył o miejscu, gdzie mógłby uciec od miejskiego zgiełku, a ja — o ogrodzie pełnym kwiatów i ciszy. Gdy tylko zobaczyliśmy ogłoszenie, nie zastanawialiśmy się długo. „To będzie nasz azyl”, powtarzał Paweł. Zaprosiliśmy dzieci i jego mamę, panią Jadwigę, na pierwszy wspólny weekend. Miało być sielsko, rodzinnie — a wyszło zupełnie inaczej.
Już pierwszego wieczoru czułam napięcie. Jadwiga kręciła się po kuchni, poprawiała wszystko po mnie, komentowała każdy mój ruch. „Ziemniaki trzeba gotować w osolonej wodzie, Aniu, inaczej są bez smaku” — rzuciła z uśmiechem, który bardziej przypominał grymas. Próbowałam się nie przejmować. Wiedziałam, że trudno jej oddać kontrolę, zwłaszcza nad synem i wnukami.
Następnego dnia Paweł zabrał dzieci na spacer do lasu. Zostałyśmy same z Jadwigą. Siedziałyśmy przy stole, a ona nagle zaczęła mówić o przeszłości Pawła — o tym, jak bardzo się zmienił od czasu naszego ślubu. „On był taki spokojny, zanim cię poznał. Teraz ciągle gdzieś pędzi. Może ta wieś go uspokoi?” — powiedziała z nutą wyrzutu.
Poczułam ukłucie w sercu. Zawsze miałam wrażenie, że Jadwiga mnie nie akceptuje. Ale tego dnia jej słowa były ostrzejsze niż zwykle. Próbowałam zmienić temat, zaproponowałam herbatę. Wtedy zadzwonił telefon — Paweł. „Mamo, możesz przyjść do lasu? Zosia się przewróciła i płacze” — usłyszałam przez głośnik. Jadwiga natychmiast wybiegła z domu.
Zostałam sama. Chciałam się przewietrzyć i poszłam na strych po koc. Tam znalazłam starą skrzynię — pewnie zostawioną przez poprzednich właścicieli. Otworzyłam ją z ciekawości i zobaczyłam stos listów związanych czerwoną wstążką. Jeden z nich był adresowany do… Jadwigi.
Nie mogłam się powstrzymać. Otworzyłam kopertę i zaczęłam czytać. List był od mężczyzny o imieniu Andrzej — pisał o miłości, o wspólnych planach na przyszłość i… o dziecku. „Nie mogę się doczekać, aż nasz syn będzie biegał po tym ogrodzie” — czytałam ze ściśniętym gardłem.
Wróciłam do kuchni z listem w ręku. Jadwiga wróciła chwilę później, cała roztrzęsiona po spacerze z dziećmi.
— Co to jest? — zapytałam cicho, pokazując jej kopertę.
Zbladła. Przez chwilę patrzyła na mnie bez słowa, potem usiadła ciężko przy stole.
— To nie twoja sprawa — powiedziała ostro.
— Ale to dotyczy Pawła? — zapytałam drżącym głosem.
Jadwiga spuściła wzrok.
— Andrzej nie był ojcem Pawła… Ale bardzo tego chciał — wyszeptała po chwili ciszy.
Zamarłam. Przez głowę przelatywały mi setki myśli.
— Więc kto jest ojcem Pawła?
Jadwiga zaczęła płakać. Opowiedziała mi historię sprzed lat: była młoda, zakochana w Andrzeju, ale rodzina zmusiła ją do ślubu z innym mężczyzną — Pawłem seniorem. Andrzej wyjechał za granicę, a ona została sama z tajemnicą.
— Paweł nigdy się nie dowiedział… Myślałam, że to już nie ma znaczenia — mówiła przez łzy.
W tym momencie do domu wrócił Paweł z dziećmi. Zobaczył nas obie zapłakane i natychmiast poczuł, że coś jest nie tak.
— Co się stało? — zapytał zaniepokojony.
Spojrzałam na Jadwigę. Wiedziałam, że to nie moja tajemnica do wyjawienia. Ale ona skinęła głową.
— Muszę ci coś powiedzieć… — zaczęła drżącym głosem.
Wieczór zamienił się w koszmar. Paweł słuchał w milczeniu wyznania matki. Jego twarz była kamienna; tylko dłonie drżały mu lekko na kolanach.
— Więc całe życie żyłem w kłamstwie? — zapytał cicho.
Jadwiga próbowała go objąć, ale odsunął się gwałtownie.
— Dlaczego mi to zrobiłaś? Dlaczego nigdy mi nie powiedziałaś?
Nie spałam tej nocy ani minuty. Siedziałam przy oknie i patrzyłam na ciemność za szybą. Paweł zamknął się w pokoju dzieci; Jadwiga płakała w swoim pokoju na piętrze.
Rano dom był cichy jak nigdy wcześniej. Nikt nie miał ochoty na śniadanie ani rozmowy. Paweł spakował rzeczy swoje i dzieci; powiedział tylko: „Muszę to przemyśleć” i wyszedł bez słowa pożegnania.
Zostałyśmy z Jadwigą same w pustym domu na wsi, który miał być naszym azylem, a stał się miejscem rozbicia rodziny.
Czy można odbudować zaufanie po takim wyznaniu? Czy sekrety z przeszłości zawsze muszą niszczyć teraźniejszość? Czasem zastanawiam się, czy lepiej było nie wiedzieć prawdy…