Upadłam na rodzinny obiad, bo mój mąż nie pomagał mi z naszą córeczką – Czy to koniec naszej rodziny?

– Magda, możesz mi podać sól? – usłyszałam głos teściowej, ale ręce mi drżały tak bardzo, że ledwo trzymałam widelec.

Spojrzałam na Michała, który siedział naprzeciwko mnie, spokojnie krojąc schabowego. Nasza córeczka, Zosia, leżała w wózku obok stołu i zaczynała marudzić. Od rana tylko ja ją przewijałam, karmiłam, tuliłam. Michał nawet nie zapytał, czy potrzebuję pomocy. Wszyscy wokół rozmawiali, śmiali się, a ja czułam się jak duch – niewidzialna i przezroczysta.

– Michał, możesz ją na chwilę wziąć? – wyszeptałam, czując jak łzy napływają mi do oczu.

– Teraz? Przecież jem – odpowiedział cicho, nawet nie patrząc na mnie.

Zosia zaczęła płakać głośniej. Teściowa spojrzała na mnie z dezaprobatą.

– Magda, dziecko płacze. Może powinnaś ją uspokoić?

Wstałam, choć nogi miałam jak z waty. Wzięłam Zosię na ręce i próbowałam ją ukołysać. Czułam się jakby ktoś wyssał ze mnie całą energię. Od tygodni spałam po dwie godziny na dobę. Michał tłumaczył się pracą, zmęczeniem, a ja… ja już nie miałam siły.

– Może byś się w końcu ogarnęła – szepnęła mi do ucha szwagierka, przechodząc obok. – Każda matka daje radę.

Poczułam, jak świat wiruje. Zosia płakała coraz głośniej. Wszyscy patrzyli na mnie z irytacją albo litością. Nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami. Ostatnie co pamiętam to dźwięk upadającego talerza i krzyk teściowej:

– Magda! Co się dzieje?!

Obudziłam się na kanapie w salonie. Nad sobą zobaczyłam twarz mamy.

– Kochanie, wszystko w porządku? – zapytała z troską.

Chciałam odpowiedzieć, ale głos ugrzązł mi w gardle. Michała nie było w pobliżu. Zosia leżała w ramionach mojej mamy i spała spokojnie.

– Przepraszam… – wyszeptałam.

– Za co ty przepraszasz? – mama pogłaskała mnie po włosach. – To nie twoja wina.

Ale czułam się winna wszystkiemu: że nie daję rady, że jestem słaba, że zawiodłam jako matka i żona.

Po chwili do pokoju wszedł Michał. Stanął w drzwiach, skrzyżował ręce na piersi.

– Magda, musisz bardziej o siebie dbać. Nie możesz tak po prostu padać przy stole – powiedział chłodno.

Zacisnęłam pięści.

– Może gdybyś mi pomógł z Zosią…

– Przesadzasz. Każda kobieta przez to przechodzi. Moja mama wychowała trójkę dzieci i nigdy nie narzekała.

Poczułam, jak coś we mnie pęka. Chciałam krzyczeć, płakać, uciec stąd jak najdalej. Ale byłam zbyt słaba nawet na łzy.

Wieczorem wróciliśmy do domu. Michał poszedł do swojego gabinetu i zamknął drzwi. Siedziałam sama w salonie z Zosią na rękach i patrzyłam na jej maleńką twarzyczkę. Była taka bezbronna…

Telefon zadzwonił po raz trzeci tego wieczoru. To była moja przyjaciółka Ania.

– Magda, słyszałam od twojej mamy co się stało…

Nie wytrzymałam i zaczęłam płakać.

– Ja już nie daję rady… On mnie nie widzi… Nie słyszy…

– Musisz z nim porozmawiać. Albo poprosić o pomoc kogoś bliskiego. Sama się wykończysz – mówiła Ania spokojnie.

Ale jak rozmawiać z kimś, kto uważa twoje zmęczenie za fanaberię?

Następnego dnia rano Michał wyszedł do pracy bez słowa. Zosia płakała od świtu. Próbowałam ją uspokoić, ale sama byłam wrakiem człowieka. W końcu zadzwoniłam do mamy:

– Mamo… możesz przyjechać?

Przyjechała po godzinie i od razu przejęła Zosię.

– Magda, musisz odpocząć. Idź się położyć.

Zasnęłam natychmiast i spałam kilka godzin bez przerwy. Kiedy się obudziłam, mama siedziała przy stole z kubkiem herbaty.

– Kochanie… musisz coś zmienić. Michał nie może cię tak zostawiać samą.

Wiedziałam o tym doskonale. Ale jak mu to powiedzieć? Jak przekonać go, że jestem na skraju wytrzymałości?

Wieczorem zebrałam się na odwagę. Kiedy Zosia zasnęła, poszłam do gabinetu Michała.

– Musimy porozmawiać – powiedziałam stanowczo.

Spojrzał na mnie znad laptopa.

– O czym?

– O nas. O tym, że nie daję rady sama z dzieckiem. Potrzebuję cię.

Westchnął ciężko.

– Magda… Pracuję cały dzień. Też jestem zmęczony.

– Ale ja nie mam nawet chwili dla siebie! Nie śpię po nocach! Nie pamiętam kiedy ostatni raz jadłam ciepły posiłek!

Widziałam w jego oczach irytację pomieszaną z bezradnością.

– Może przesadzasz…

Wtedy coś we mnie pękło.

– Nie przesadzam! Jeśli nic się nie zmieni… nie wiem czy dam radę dalej tak żyć!

Zamilkł na chwilę i spuścił wzrok.

– Dobrze… Postaram się bardziej pomagać – powiedział cicho.

Ale wiedziałam, że to tylko słowa rzucone na wiatr.

Minęły tygodnie. Michał czasem przewinął Zosię albo pobujał ją przez chwilę, ale większość obowiązków nadal była na mojej głowie. Coraz częściej myślałam o rozwodzie. Bałam się tej decyzji – dla siebie, dla Zosi… Ale czy można budować rodzinę na samotności?

Pewnego wieczoru usiadłam przy oknie z kubkiem zimnej herbaty i patrzyłam na śpiącą Zosię. W głowie kłębiły mi się pytania: Czy jestem złą matką? Czy powinnam walczyć o ten związek? Czy lepiej być samotną matką niż samotną żoną?

Napisałam do Ani: „Nie wiem już co robić”.
Odpisała: „Zasługujesz na szczęście”.

Czy naprawdę zasługuję? Czy każda kobieta musi wybierać między własnym zdrowiem a rodziną? Czy ktoś jeszcze czuje się tak samotny wśród najbliższych?