„Przez lata byłam gospodynią na każde zawołanie. Aż któregoś dnia po prostu przestałam odbierać telefon”: Teraz naprawdę wiem, co to znaczy mieć czas tylko dla siebie

– Bożena, gdzie są moje klucze?! – głos męża przebił się przez ścianę łazienki, gdzie próbowałam choć przez chwilę pobyć sama.

– Mamo, nie widziałaś mojego zeszytu do matmy? – córka wpadła do kuchni, trzaskając drzwiami.

– Bożenko, a może byś mi zrobiła herbaty? – teściowa z pokoju obok, jak zwykle z pretensją w głosie.

Ile razy jeszcze usłyszę swoje imię wypowiadane z oczekiwaniem? Ile razy jeszcze będę musiała rzucać wszystko, bo ktoś czegoś ode mnie chce? Przez lata byłam gospodynią na każde zawołanie. Zawsze gotowa, zawsze pod ręką. Nawet nie wiem, kiedy przestałam być osobą, a stałam się funkcją. Przestałam być Bożeną – stałam się „mamą”, „żoną”, „synową”.

Mój dzień wyglądał zawsze tak samo. Pobudka o szóstej rano, śniadanie dla wszystkich. Mąż – Zbyszek – lubił jajecznicę na boczku, córka – Kasia – owsiankę z jabłkiem. Teściowa – pani Halina – tylko herbatę z cytryną i dwie kromki chleba z masłem. Potem szybkie sprzątanie, pranie, zakupy. Praca na pół etatu w bibliotece była moją jedyną odskocznią, ale nawet tam dzwonił telefon: „Bożena, kup ziemniaki”, „Bożena, odbierz Kasię z korepetycji”, „Bożena, Halina źle się czuje”.

Pamiętam dzień, kiedy wszystko zaczęło się zmieniać. Był listopad, szaro i zimno. Wracałam z pracy zmęczona i zobaczyłam Zbyszka siedzącego przed telewizorem. Kasia była w swoim pokoju, słuchawki na uszach. Teściowa spała. W kuchni sterta naczyń, w łazience brudne ręczniki. Poczułam nagle taki ciężar na piersi, że musiałam usiąść. Przez chwilę patrzyłam na swoje dłonie – popękane od mycia naczyń, szorstkie od prania. I wtedy zadzwonił telefon.

– Bożena? – głos mojej matki. – Mogłabyś mi zrobić zakupy? I przy okazji zajrzeć do apteki?

Nie odpowiedziałam od razu. Po raz pierwszy w życiu miałam ochotę powiedzieć: „Nie mogę”. Ale powiedziałam: „Dobrze, mamo”.

Tamtego wieczoru nie mogłam zasnąć. Leżałam w łóżku obok Zbyszka i słuchałam jego chrapania. Myślałam o tym, kiedy ostatni raz ktoś zapytał mnie: „A jak ty się czujesz?” Nie pamiętałam.

Następnego dnia rano znów usłyszałam swoje imię. Zbyszek nie mógł znaleźć koszuli. Kasia zapomniała o zadaniu domowym. Teściowa chciała jechać do lekarza. Wyszłam z domu bez śniadania i pojechałam do pracy. W bibliotece było cicho i spokojnie. Siedziałam między regałami i czytałam fragmenty książek, których nigdy nie miałam czasu przeczytać do końca.

Po południu zadzwoniła matka:

– Bożena, gdzie jesteś? Czekam na te zakupy!

Patrzyłam na telefon i nagle poczułam coś dziwnego. Nie odebrałam. Po raz pierwszy w życiu nie odebrałam telefonu od matki.

Wieczorem Zbyszek zapytał:

– Byłaś u twojej mamy?

– Nie – odpowiedziałam cicho.

Spojrzał na mnie zdziwiony:

– Co się stało?

– Jestem zmęczona – powiedziałam tylko.

Przez następne dni coraz częściej nie odbierałam telefonu. Najpierw od matki, potem od teściowej, potem nawet od Kasi. Zaczęli się niepokoić.

– Mamo, wszystko w porządku? – Kasia przyszła do mnie wieczorem.

– Tak, tylko chcę trochę odpocząć.

– Ale przecież zawsze nam pomagałaś…

– Właśnie dlatego jestem zmęczona.

Zbyszek był coraz bardziej zirytowany:

– Bożena, co ci odbiło? Przecież zawsze wszystko ogarniałaś!

– Może właśnie dlatego już nie chcę.

W domu zaczęło być nerwowo. Kasia próbowała przejąć część obowiązków, ale szybko się poddała. Zbyszek chodził obrażony, teściowa narzekała głośniej niż zwykle.

Pewnego dnia usiadłam przy stole i powiedziałam:

– Od dziś każdy odpowiada za siebie. Ja już nie będę waszą służącą.

Zapadła cisza.

– Co to znaczy? – spytała teściowa z niedowierzaniem.

– To znaczy, że jeśli chce pani herbaty, to proszę sobie zrobić. Jeśli Zbyszek nie znajdzie koszuli – niech sam ją wypierze. Kasia – masz 17 lat, możesz sama zrobić sobie śniadanie.

Zrobiło się bardzo cicho. Przez kilka dni panował chaos. Nikt nie wiedział, co robić. Zbyszek chodził w tej samej koszuli przez trzy dni, Kasia jadła płatki na sucho, teściowa piła zimną wodę zamiast herbaty.

Ale ja po raz pierwszy od lat poczułam spokój.

Zaczęłam wychodzić na spacery sama ze sobą. Siadałam w parku na ławce i patrzyłam na ludzi. Kupiłam sobie książkę i czytałam ją powoli, delektując się każdą stroną. Poszłam do kina sama – pierwszy raz w życiu! Kupiłam sobie nową sukienkę i poszłam do fryzjera.

Po kilku tygodniach dom zaczął funkcjonować inaczej. Zbyszek nauczył się gotować makaron i prać koszule. Kasia zaczęła sprzątać swój pokój bez przypominania. Teściowa… no cóż, teściowa nadal narzekała, ale już ciszej.

Matka zadzwoniła ponownie:

– Bożena… czy coś się stało?

– Nie mamo. Po prostu chcę mieć trochę czasu dla siebie.

– Ale przecież zawsze byłaś taka pomocna…

– Już nie jestem tą samą osobą.

Zaczęłyśmy rozmawiać inaczej. Matka zaczęła pytać mnie o moje sprawy. O to, jak się czuję.

Dziś mam 59 lat i dopiero teraz naprawdę wiem, co to znaczy mieć czas tylko dla siebie. Co to znaczy zjeść obiad powoli, w ciszy. Usłyszeć własne myśli, wyjść z domu nie po to, by załatwiać cudze sprawy.

Czasem patrzę na swoje dłonie – już mniej popękane, bardziej zadbane – i myślę: ile lat życia oddałam innym? Czy naprawdę tak musiało być? Czy każda kobieta musi przejść tę samą drogę?

A może wystarczy wcześniej przestać odbierać telefon?

Czy wy też kiedyś poczuliście się niewidzialni we własnym domu?