Miłość, która nie wystarczyła – historia Lejli i Pawła
– Paweł, proszę cię, nie zostawiaj nas teraz! – głos Lejli drżał, a jej oczy błyszczały od łez. Stałam w kuchni, przyciskając do piersi kubek z herbatą, czując się jak intruz w ich własnym domu. Paweł stał przy drzwiach, z kluczami w dłoni, gotów wyjść.
– Lejla, ja… ja nie mogę. Nie jestem gotowy na to dziecko. Przepraszam – odpowiedział cicho, unikając jej wzroku.
To był pierwszy raz, kiedy zobaczyłam Pawła takiego – zagubionego, przestraszonego, jakby nagle cały świat runął mu na głowę. Lejla osunęła się na krzesło, a ja poczułam, jak serce ściska mi się z bólu.
Kilka dni wcześniej spotkałam Lejlę na przystanku tramwajowym. Pchała wózek z małą Zosią i wyglądała na zupełnie nieobecną. Zawołałam ją po imieniu, a ona spojrzała na mnie z takim smutkiem, że od razu wiedziałam – coś jest nie tak.
– Cześć, Anka – powiedziała cicho. – Dawno się nie widziałyśmy.
– Wszystko w porządku? – zapytałam, choć odpowiedź była oczywista.
Lejla wzruszyła ramionami i spojrzała na Zosię. – Chodźmy gdzieś usiąść.
Usiadłyśmy w pobliskiej kawiarni. Lejla zaczęła opowiadać. O tym, jak Paweł od początku nie był pewien ojcostwa. Jak cieszył się na wieść o ciąży, ale im bliżej było porodu, tym bardziej się oddalał. Jak po narodzinach Zosi coraz częściej wychodził z domu pod pretekstem pracy czy spotkań ze znajomymi.
– Myślałam, że to minie – mówiła Lejla, bawiąc się łyżeczką od kawy. – Że jak zobaczy Zosię, wszystko się zmieni. Ale on… on nie potrafi jej nawet przytulić.
Wróciły do mnie wspomnienia z ich ślubu – Paweł trzymający Lejlę za rękę, oboje uśmiechnięci i zakochani. Wydawali się tacy szczęśliwi. Ale życie szybko zweryfikowało ich marzenia.
– Rozmawiałaś z nim? – zapytałam ostrożnie.
– Codziennie próbuję. On mówi, że się stara, ale widzę po nim… On się boi. Mówi, że nie jest gotowy być ojcem. Że nie wie, czy kiedykolwiek będzie.
Wróciłam do domu z ciężkim sercem. Przez kolejne dni myślałam o Lejli i Pawle niemal bez przerwy. W końcu postanowiłam ich odwiedzić – może mogłam jakoś pomóc?
I wtedy byłam świadkiem tej sceny w kuchni.
Paweł wyszedł trzaskając drzwiami. Lejla siedziała bez ruchu, a ja podeszłam i objęłam ją ramieniem.
– Nie wiem już co robić – wyszeptała. – Kocham go, ale nie mogę być matką i ojcem jednocześnie.
Zosia zaczęła płakać w pokoju obok. Lejla otarła łzy i poszła do niej. Patrzyłam na nią z podziwem i współczuciem jednocześnie – była taka silna, choć sama czuła się zupełnie bezradna.
Przez kolejne tygodnie byłam dla Lejli wsparciem. Rozmawiałyśmy godzinami przez telefon, spotykałyśmy się na spacerach z dziećmi. Paweł pojawiał się coraz rzadziej w domu. Czasem wracał późno w nocy, czasem znikał na całe weekendy.
Pewnego dnia Lejla zadzwoniła do mnie zapłakana.
– Anka, on powiedział, że chce rozwodu.
Pojechałam do niej natychmiast. Siedziałyśmy razem na kanapie, a ona opowiadała mi o ostatniej rozmowie z Pawłem.
– Powiedział, że mnie kocha, ale nie potrafi być ojcem. Że czuje się uwięziony i musi odejść zanim całkiem się rozpadnie.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Jak można kochać kogoś i jednocześnie go zostawić? Jak można nie pokochać własnego dziecka?
Lejla musiała podjąć decyzję – walczyć o rodzinę za wszelką cenę czy pozwolić Pawłowi odejść? Jej rodzice byli wściekli na Pawła.
– To tchórz! – krzyczał jej ojciec przez telefon. – Jak on może tak was zostawić?
Matka Lejli próbowała ją przekonać do powrotu do rodzinnego domu w Lublinie.
– Tu zawsze będziesz miała wsparcie. Nie musisz być sama.
Ale Lejla nie chciała wracać do przeszłości. Chciała walczyć o swoje życie w Warszawie.
Z czasem Paweł zaczął pojawiać się jeszcze rzadziej. Przysyłał pieniądze na Zosię, ale unikał kontaktu z córką. Lejla próbowała tłumaczyć Zosi (gdy ta trochę podrosła), że tata ją kocha, tylko jest bardzo zajęty pracą.
Widziałam jak bardzo ją to boli – każda rozmowa o Pawle była jak rozdrapywanie świeżej rany.
Minęły miesiące. Lejla powoli zaczęła układać sobie życie na nowo. Znalazła pracę w bibliotece osiedlowej, zapisała Zosię do żłobka. Czasem spotykałyśmy się wieczorami przy winie i rozmawiałyśmy o wszystkim – o dzieciach, pracy, samotności.
– Wiesz co jest najgorsze? – zapytała kiedyś Lejla. – Że czasem mam żal do Zosi… Bo przez nią Paweł odszedł. A potem nienawidzę siebie za te myśli.
Przytuliłam ją mocno.
– To nie twoja wina ani jej wina. To Paweł nie dorósł do bycia ojcem.
Lejla długo walczyła z poczuciem winy i żalu. Ale z czasem nauczyła się żyć dla siebie i dla córki.
Pewnego dnia spotkałyśmy Pawła przypadkiem na ulicy. Był z nową partnerką. Spojrzał na nas krótko i spuścił wzrok.
Lejla tylko westchnęła.
– Już go nie kocham – powiedziała cicho. – Ale zawsze będę żałować tego, co mogło być.
Dziś Lejla jest silniejsza niż kiedykolwiek. Zosia rośnie otoczona miłością matki i dziadków. Paweł czasem dzwoni z życzeniami na urodziny córki, ale już nigdy nie wrócił do ich życia naprawdę.
Patrzę na Lejlę i zastanawiam się: ile kobiet w Polsce przechodzi przez podobne piekło? Ile rodzin rozpada się przez strach przed odpowiedzialnością? Czy miłość naprawdę wystarczy, by uratować rodzinę?
A wy? Co byście zrobili na miejscu Lejli? Czy można wybaczyć komuś ucieczkę od ojcostwa? Czy warto walczyć o rodzinę za wszelką cenę?