Matka, która nie umie odejść – historia o miłości, kontroli i granicach

– Aniu, nie możesz pozwolić dzieciom tyle siedzieć przy komputerze! – głos mamy rozbrzmiał w kuchni ostrym tonem, który znałam od dziecka. Stała przy zlewie, z rękami wciśniętymi w biodra, jakby zaraz miała wydać wyrok. Spojrzałam na nią zmęczonym wzrokiem, czując jak narasta we mnie irytacja. Była u nas od tygodnia, a ja miałam wrażenie, że to już wieczność.

Mój mąż, Tomek, próbował zachować spokój. – Mamo, pozwól im trochę odpocząć po szkole – powiedział łagodnie. Ale ona tylko prychnęła i zaczęła wyliczać: – Za moich czasów dzieci pomagały w domu! Ty, Aniu, już w ich wieku gotowałaś obiady i sprzątałaś po całej rodzinie!

Zacisnęłam zęby. Wiedziałam, że zaraz zacznie się kolejna kłótnia. Od śmierci babci mama została sama w naszym rodzinnym domu pod Łodzią. Tęskniła za nami, rozumiem to. Ale od kiedy przeprowadziłam się do Tomasza i urodziłam dzieci, jej obecność stała się coraz bardziej przytłaczająca. Najpierw odwiedzała nas raz na miesiąc, potem coraz częściej. W końcu zaczęła przyjeżdżać na tygodnie, a nawet miesiące.

Nie potrafiłam jej odmówić. Wychowałam się bez ojca, tylko z nią i babcią. Byłyśmy sobie bardzo bliskie. Po śmierci babci mama zamknęła się w sobie, a ja czułam się odpowiedzialna za jej szczęście. Ale teraz… teraz czułam się jakby ktoś powoli dusił mnie poduszką.

– Aniu, nie zapomnij, że jutro masz zebranie w szkole! – zawołała z przedpokoju, kiedy próbowałam usiąść z książką na chwilę spokoju.
– Wiem, mamo – odpowiedziałam przez zaciśnięte zęby.

Wieczorem usiedliśmy z Tomkiem w sypialni. – Kochanie, musimy coś z tym zrobić – powiedział cicho. – Dzieci są zestresowane, ja też… Ty już prawie nie śpisz.
– Wiem – wyszeptałam. – Ale jak mam jej powiedzieć, żeby wróciła do siebie? Przecież jest sama…
– Ale my też jesteśmy rodziną. Musisz postawić granice.

Nie spałam tej nocy prawie wcale. Przewracałam się z boku na bok, słysząc w głowie głos mamy: „Za moich czasów…”, „Nie umiesz wychować dzieci…”, „Tomek powinien więcej zarabiać…”. Czułam się winna i bezsilna jednocześnie.

Następnego dnia rano mama znów zaczęła swoje: – Aniu, dzieci są za chude! Powinnaś gotować im więcej mięsa! I dlaczego nie chodzisz z nimi do kościoła co niedzielę?
– Mamo, proszę…
– Co proszę? Ja chcę dla was dobrze! Gdyby nie ja, nie miałabyś tego wszystkiego!

Wybuchłam płaczem. – Mamo! Przestań! Nie mogę już tego słuchać!
Mama spojrzała na mnie jak na obcą osobę. – Jak możesz tak mówić do własnej matki?
Tomek wszedł do kuchni i objął mnie ramieniem. – Pani Zofio, proszę dać Ani trochę przestrzeni.
Mama odwróciła się na pięcie i zamknęła w pokoju gościnnym.

Dzieci patrzyły na mnie przestraszone. Najstarsza córka, Ola, podeszła i przytuliła mnie mocno. – Mamo, nie płacz…

Wieczorem mama wyszła ze swojego pokoju z walizką w ręku.
– Wyjeżdżam jutro rano – powiedziała chłodno. – Nie będę wam przeszkadzać.
Poczułam ulgę i jednocześnie ogromne poczucie winy. Czy naprawdę byłam tak złą córką?

Po jej wyjeździe dom stał się cichszy. Dzieci znów się śmiały, Tomek żartował przy kolacji. Ale ja nie mogłam przestać myśleć o mamie siedzącej samotnie w naszym starym domu pod Łodzią.

Kilka dni później zadzwoniła.
– Aniu… przepraszam. Może rzeczywiście trochę przesadziłam… Ale tak bardzo za wami tęsknię…
– Mamo… ja też tęsknię. Ale musisz pozwolić mi żyć po swojemu.
– Spróbuję…

Nie wiem, czy to się uda. Czy można nauczyć się stawiać granice komuś, kogo kocha się najbardziej na świecie? Czy jestem egoistką, chcąc chronić własną rodzinę przed nadmierną kontrolą matki? Czasem zastanawiam się: czy można być dobrą córką i jednocześnie dobrą matką dla własnych dzieci? Co wy byście zrobili na moim miejscu?