Dzieci Usiadły do Kolacji: Dzień, Którego Nikt Nie Pamięta

– Znowu spóźniona! – krzyknęła Ola, trzaskając talerzem o stół. – Zawsze musimy na ciebie czekać, mamo!

Zatrzymałam się w progu kuchni, z torbą pełną zakupów i sercem ściśniętym jak nigdy wcześniej. W powietrzu wisiała cisza, którą przerywał tylko szum gotującej się zupy. Stałam tam przez chwilę, patrząc na moje dzieci: Olę, która miała już siedemnaście lat i coraz częściej patrzyła na mnie z wyrzutem, oraz Michała, trzynastolatka z wiecznie spuszczonym wzrokiem. Mój mąż, Andrzej, siedział przy stole z gazetą, udając, że nie słyszy napięcia.

– Przepraszam – powiedziałam cicho, stawiając torbę na podłodze. – Miałam dłużej w pracy. Szefowa poprosiła mnie o zostanie po godzinach.

Ola przewróciła oczami. – Zawsze masz wymówkę. A potem się dziwisz, że nie chcemy z tobą rozmawiać.

Michał spojrzał na mnie ukradkiem. W jego oczach widziałam coś, czego nie potrafiłam nazwać – może smutek, może rozczarowanie. Andrzej odchrząknął i odłożył gazetę.

– Dajcie spokój matce – mruknął. – Pracuje dla nas wszystkich.

Ale Ola już wstała od stołu i wyszła do swojego pokoju, trzaskając drzwiami tak mocno, że aż zadrżały szyby w kredensie po babci. Michał siedział cicho, dłubiąc widelcem w ziemniakach.

Usiadłam ciężko na krześle. Przez chwilę nikt się nie odzywał. Czułam, jak narasta we mnie gniew i bezsilność. Przecież robiłam wszystko dla nich. Pracowałam w dwóch miejscach – rano w urzędzie gminy, po południu dorabiałam jako księgowa w małej firmie transportowej. Odkładałam każdy grosz na ich przyszłość. A jednak… coś poszło nie tak.

– Michałku, zjesz jeszcze trochę? – zapytałam łagodnie.

Wzruszył ramionami.

– Nie jestem głodny.

Andrzej spojrzał na mnie z wyrzutem. – Może powinnaś mniej pracować, a więcej być w domu? Dzieci cię potrzebują.

Zacisnęłam usta. Ile razy już to słyszałam? Ile razy musiałam tłumaczyć, że bez mojej pracy nie byłoby nowych butów dla Oli ani korepetycji z matematyki dla Michała? Andrzej zarabiał niewiele jako kierowca autobusu miejskiego. Wszystko było na mojej głowie: rachunki, szkoła dzieci, zakupy, sprzątanie.

Po kolacji poszłam do pokoju Oli. Stała przy oknie, patrząc na ciemniejące niebo nad blokowiskiem.

– Ola… – zaczęłam niepewnie.

– Nie chcę rozmawiać – rzuciła przez ramię.

Usiadłam na brzegu łóżka.

– Wiem, że jesteś zła. Ale robię to wszystko dla was. Chcę, żebyście mieli lepsze życie niż ja.

Ola odwróciła się gwałtownie.

– A czy ktoś cię o to prosił? Chcę tylko, żebyś była w domu! Żebyś mnie wysłuchała! Nawet nie wiesz, co się u mnie dzieje!

Zatkało mnie. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu.

– To powiedz mi… Proszę.

Ale Ola już płakała cicho, odwrócona do ściany. Wyszłam z pokoju ze ściśniętym gardłem.

Noc była niespokojna. Słyszałam przez ścianę ciche szlochy Oli i ciężki oddech Andrzeja. Michał spał niespokojnie; rano znalazłam go skulonego pod kołdrą jak małe dziecko.

W pracy nie mogłam się skupić. Myśli krążyły wokół domu jak natrętne muchy. Wróciłam wcześniej niż zwykle. W przedpokoju panowała cisza; tylko z pokoju Oli dobiegały stłumione dźwięki muzyki.

Zadzwonił telefon. To była wychowawczyni Michała.

– Pani Anno… Musimy porozmawiać o synu. Michał od kilku tygodni jest zamknięty w sobie, nie odrabia prac domowych, unika kontaktu z rówieśnikami…

Słuchałam jej słów jak przez mgłę. Co się stało z moimi dziećmi? Kiedy przestałam je rozumieć?

Wieczorem próbowałam porozmawiać z Michałem.

– Synku… Co się dzieje?

Wzruszył ramionami i spuścił głowę.

– Nic…

– Wiem, że coś jest nie tak. Możesz mi powiedzieć wszystko.

Milczał długo, aż w końcu wyszeptał:

– W szkole mnie wyzywają… Bo jestem cichy… Bo nie mam markowych rzeczy jak inni…

Serce mi pękło. Przytuliłam go mocno.

– Jesteś najważniejszy na świecie – powiedziałam drżącym głosem.

Tego wieczoru długo siedziałam przy jego łóżku. Gładziłam go po włosach jak wtedy, gdy był mały i bał się burzy.

Następnego dnia Ola wróciła ze szkoły później niż zwykle. Miała rozmazany makijaż i czerwone oczy.

– Co się stało? – zapytałam z niepokojem.

– Nic cię to nie obchodzi – syknęła i zamknęła się w łazience.

Andrzej wrócił zmęczony i rozdrażniony. Rzucił torbę w kąt i usiadł przed telewizorem bez słowa.

Wieczorem usiedliśmy wszyscy do kolacji. Cisza była gęsta jak śmietana w barszczu. Nagle Ola wybuchła:

– Mam dość tego domu! Mam dość waszych kłótni! Mam dość udawania!

Michał zaczął płakać cicho pod nosem.

Andrzej zerwał się od stołu:

– Dość tego! Każdy zamyka się w swoim świecie! Nikt ze sobą nie rozmawia!

Wybiegłam do kuchni i rozpłakałam się nad zlewem. Czułam się bezradna jak nigdy dotąd. Czy naprawdę wszystko robiłam źle?

Minęły tygodnie pełne napięcia i niedopowiedzeń. Ola coraz częściej znikała z domu na całe popołudnia; Michał zamykał się w swoim pokoju z komputerem; Andrzej milczał lub wybuchał gniewem o byle co.

Aż nadszedł ten dzień – dzień, którego nikt nie pamięta dokładnie, ale który zmienił wszystko.

Była sobota. Szykowałam obiad; Ola miała wrócić ze spotkania z koleżankami. Michał grał na komputerze; Andrzej naprawiał coś przy samochodzie pod blokiem.

Nagle zadzwonił domofon. Głos sąsiadki był przerażony:

– Pani Aniu! Proszę szybko zejść na dół! Coś się stało Oli!

Serce mi stanęło. Zbiegłam po schodach boso, potykając się o własne nogi. Na chodniku leżała Ola – blada, z rozciętą skronią i zakrwawioną ręką. Obok niej stały dwie dziewczyny; jedna płakała histerycznie.

Pogotowie przyjechało szybko. W szpitalu dowiedziałam się prawdy: Ola pokłóciła się z koleżankami, wybiegła na ulicę bez patrzenia i potrącił ją rowerzysta. Na szczęście obrażenia nie były poważne – kilka szwów na głowie i ręce – ale szok był ogromny.

Siedziałam przy jej łóżku całą noc. Gdy spała, trzymałam ją za rękę i płakałam cicho do poduszki.

Rano przyszła pielęgniarka:

– Musi pani zadbać o córkę… Ale też o siebie. Dzieci czują wszystko bardziej niż nam się wydaje.

Wróciliśmy do domu kilka dni później. Michał rzucił się Oli na szyję; Andrzej długo milczał, potem tylko powiedział:

– Przepraszam was wszystkich…

Od tamtej pory wiele się zmieniło. Zaczęliśmy rozmawiać – naprawdę rozmawiać. Chodzić razem na spacery po parku; gotować wspólnie obiady; śmiać się z głupich żartów Michała; słuchać opowieści Oli o jej marzeniach i lękach.

Ale tamten dzień… Dzień, którego nikt nie chce pamiętać… Pozostawił blizny głębsze niż te na ręce Oli.

Czasem patrzę na moje dzieci przy stole i pytam siebie: czy naprawdę można być dobrą matką? Czy wystarczy kochać najmocniej na świecie? A może czasem trzeba po prostu być obok… nawet jeśli świat wali się na głowę?