Co teraz zrobić? Ojciec przyszłej synowej powitał nas pijany: Dlaczego mój syn wybrał najgorszą możliwą opcję

– Mamo, proszę, tylko nie zaczynaj – wyszeptał Bartek, kiedy wysiadaliśmy z samochodu pod blokiem na Pradze. Jego głos drżał, a ja czułam, jak serce wali mi w piersi. Wiedziałam, że to spotkanie będzie trudne, ale nie spodziewałam się, że aż tak.

Weszliśmy na klatkę schodową. Blok był stary, ściany obdrapane, na schodach śmierdziało wilgocią i papierosami. Bartek szedł pierwszy, a ja za nim, z mężem tuż obok. Próbowałam nie patrzeć na graffiti na ścianach i nie myśleć o tym, że moja przyszła synowa pochodzi z takiego miejsca. „Nie oceniaj książki po okładce”, powtarzałam sobie w myślach, ale czułam narastający niepokój.

Drzwi otworzyła nam dziewczyna – drobna, z podkrążonymi oczami i nieśmiałym uśmiechem. – Dzień dobry, pani Anno, panie Marku. Zapraszam – powiedziała cicho. To była Ola.

Weszliśmy do środka. W mieszkaniu panował chaos – wszędzie porozrzucane ubrania, na stole puste butelki po piwie i niedojedzone kanapki. Z kuchni dobiegał głośny śmiech i bełkotliwy głos.

– Ola! Kto przyszedł? – rozległo się nagle. Po chwili w drzwiach stanął mężczyzna w rozpiętej koszuli, z czerwonymi oczami i butelką wódki w ręku. – Ooo! Goście! – wykrzyknął i zatoczył się w naszym kierunku.

Zamarłam. Bartek spuścił wzrok. Mój mąż ścisnął mi dłoń tak mocno, że aż zabolało.

– To moi rodzice – wyszeptała Ola, patrząc na nas przepraszająco.

– Aaa, to wy jesteście tymi szczęściarzami! – zaśmiał się jej ojciec i podszedł do Bartka. – No to co, napijemy się? – zaproponował, machając butelką.

– Dziękujemy, jesteśmy samochodem – odpowiedział mój mąż chłodno.

Przez chwilę panowała niezręczna cisza. Ola próbowała ratować sytuację, proponując kawę i ciasto. Jej matka siedziała w kącie pokoju, milcząca, z papierosem w ręku. Widać było, że jest przyzwyczajona do takich scen.

Rozmowa nie kleiła się. Ojciec Oli co chwilę przerywał nam głupimi żartami albo opowiadał historie z wojska, których nikt nie chciał słuchać. Bartek był spięty jak struna. Ja czułam narastającą złość i rozczarowanie.

Po godzinie wymieniliśmy uprzejmości i wyszliśmy. W samochodzie nikt się nie odzywał. Dopiero gdy dojechaliśmy do domu, wybuchłam:

– Bartek! Jak możesz wiązać się z kimś z takiej rodziny? Przecież widziałeś, co tam się dzieje! Ojciec pijak, matka jak cień człowieka!

Bartek spojrzał na mnie ze łzami w oczach.

– Mamo… Ola nie jest swoim ojcem. Ona całe życie walczy o normalność. To dzięki niej skończyłem studia, to ona mnie wspierała…

– Ale czy ty rozumiesz, co cię czeka? – przerwałam mu. – Z takimi teściami? Z takim bagażem?

Mój mąż próbował łagodzić sytuację:

– Aniu, daj spokój. Może Ola naprawdę jest inna…

Ale ja nie mogłam przestać myśleć o tym upokorzeniu. O tym, jak bardzo różnimy się od tej rodziny. Przecież zawsze marzyłam o tym, żeby Bartek miał lepsze życie niż my! Żeby nie musiał walczyć o każdy dzień…

Przez kolejne dni atmosfera w domu była napięta. Bartek zamykał się w swoim pokoju albo wychodził do Oli. Ja nie mogłam spać po nocach. W pracy opowiedziałam koleżankom o tym spotkaniu.

– No widzisz – powiedziała Basia – czasem dzieci wybierają zupełnie inaczej niż byśmy chcieli.

– Ale przecież on zasługuje na coś lepszego! – żaliłam się.

– Może Ola jest właśnie tym „lepszym”? – odpowiedziała cicho Kasia.

Zaczęłam obserwować Bartka i Olę uważniej. Widziałam, jak bardzo ją kocha. Jak ona stara się być dla niego wsparciem. Ale widziałam też jej zmęczenie, smutek w oczach, kiedy wracała od rodziców.

Pewnego wieczoru Bartek wrócił późno. Był blady i roztrzęsiony.

– Mamo… Tata Oli pobił ją dzisiaj. Musiała uciekać z domu…

Poczułam lodowaty dreszcz na plecach.

– Gdzie ona jest?

– U nas… Śpi w moim pokoju. Nie mogłem jej zostawić samej…

Poszłam do jej pokoju. Ola leżała skulona pod kocem, cicho płakała.

– Olu…

Podniosła głowę i spojrzała na mnie z rozpaczą.

– Przepraszam… Nie chciałam robić problemów…

Usiadłam obok niej i pogładziłam ją po włosach. Po raz pierwszy zobaczyłam w niej nie tylko dziewczynę z „tamtej” rodziny, ale po prostu skrzywdzone dziecko.

Przez następne dni Ola mieszkała u nas. Pomagała mi w kuchni, rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. Zaczęłam ją lubić – naprawdę lubić. Była cicha, pracowita, wdzięczna za każdą drobnostkę.

Ale jej ojciec nie dawał za wygraną. Przychodził pod nasz blok, krzyczał przez domofon, groził Bartkowi. Musieliśmy wezwać policję.

W końcu Ola zdecydowała się zgłosić sprawę do sądu i zerwać kontakt z rodzicami. To była trudna decyzja – widziałam, jak bardzo ją to boli.

Bartek był przy niej cały czas. Ja też starałam się ją wspierać najlepiej jak umiałam.

Po kilku miesiącach sytuacja trochę się uspokoiła. Ola znalazła pracę w kawiarni, zaczęła studiować zaocznie pedagogikę. Bartek dostał awans w pracy.

Pewnego dnia usiedliśmy razem przy stole.

– Mamo… Chcemy się pobrać – powiedział Bartek nieśmiało.

Spojrzałam na nich oboje – młodych ludzi po przejściach, ale silnych i kochających się naprawdę.

– Jeśli jesteście pewni… To ja was pobłogosławię – powiedziałam cicho.

Na ślubie Oli nie było jej rodziców. Byliśmy tylko my i kilku przyjaciół Bartka oraz koleżanki Oli z pracy.

Patrzyłam na nich ze łzami w oczach i myślałam: „Może czasem trzeba przejść przez piekło, żeby znaleźć swoje miejsce na ziemi? Może to właśnie miłość jest tym lepszym wyborem?”

Czy potrafilibyście zaakceptować taką sytuację? Czy przeszłość powinna decydować o przyszłości naszych dzieci?