„Zostanę z tobą, jak dostaniesz emeryturę”: Historia jednej babci i jej wnuka

– Babciu, a kiedy w końcu dostaniesz tę emeryturę? – zapytał Kuba, nie odrywając wzroku od ekranu telefonu. Jego głos był obojętny, jakby pytał o pogodę.

Zamarłam. Siedziałam przy kuchennym stole, dłonie miałam mokre od zmywania naczyń. Przez chwilę nie wiedziałam, co odpowiedzieć. W mojej głowie kłębiły się myśli: „Czy naprawdę to jedyne, co go interesuje? Czy już nawet nie udaje, że chodzi mu o coś więcej?”

– Dlaczego pytasz? – wydusiłam z siebie cicho.

Kuba wzruszył ramionami. – Bo wtedy będziesz miała więcej kasy. Może kupisz mi nowego laptopa?

Zrobiło mi się słabo. Przez gardło przeszła mi gula żalu i rozczarowania. Przecież to ja go wychowywałam, odkąd jego matka wyjechała do Niemiec. To ja byłam przy nim, gdy miał gorączkę, gdy płakał po nocach za mamą, gdy pierwszy raz złamał rękę na boisku. To ja gotowałam mu obiady, prałam ubrania, pomagałam w lekcjach. A teraz… jestem tylko portfelem?

Wstałam powoli, starając się ukryć drżenie rąk. – Kuba, czy ty naprawdę myślisz tylko o pieniądzach?

Spojrzał na mnie z irytacją. – Nie zaczynaj znowu. Wszyscy mają lepiej ode mnie. Michał ma PlayStation 5, Ola nowego iPhone’a. A ja? Nawet nie mam porządnego komputera do szkoły.

Chciałam mu powiedzieć, że życie to nie wyścig na gadżety. Że liczy się coś więcej niż rzeczy. Ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Przypomniałam sobie własne dzieciństwo – biedne lata 60., kiedy cieszyliśmy się z kawałka czekolady na święta i nowej pary butów raz na dwa lata.

– Kuba…

– Daj spokój! – przerwał mi i wyszedł z kuchni trzaskając drzwiami.

Usiadłam ciężko na krześle. Poczułam się niewidzialna. Jakby cała moja miłość i poświęcenie nic nie znaczyły. Jakby bycie babcią sprowadzało się tylko do wypłat i prezentów.

Wieczorem zadzwoniła do mnie córka, Ania.

– Mamo, jak tam u was?

Słyszałam w jej głosie zmęczenie i tęsknotę. Pracowała jako opiekunka starszych osób w Monachium. Wyjechała „na chwilę”, a minęło już siedem lat.

– Dobrze… – skłamałam. – Kuba trochę marudzi, ale radzimy sobie.

– Wiem, że nie jest łatwo – westchnęła Ania. – Ale muszę tu zostać jeszcze trochę. Wiesz, ile kosztuje mieszkanie w Warszawie…

Zacisnęłam powieki. Tak bardzo chciałam jej powiedzieć prawdę: że jestem zmęczona, że czuję się samotna, że nie radzę sobie z Kubą. Ale nie chciałam jej martwić.

– Rozumiem, kochanie.

Po rozmowie długo siedziałam w ciemności. Wspominałam czasy, gdy Ania była mała – jej śmiech, pierwsze kroki, wspólne spacery po parku Skaryszewskim. Potem jej bunt w liceum, pierwsza miłość, rozczarowania… Zawsze byłam przy niej. A teraz ona jest daleko, a ja zostałam sama z chłopcem, który coraz bardziej oddala się ode mnie.

Następnego dnia Kuba wrócił ze szkoły naburmuszony.

– Znowu dostałem jedynkę z matmy – rzucił plecak na podłogę.

– Pomogę ci się pouczyć – zaproponowałam łagodnie.

– Nie trzeba! I tak nic nie rozumiesz z tych nowych rzeczy!

Zabolało mnie to bardziej niż chciałam przyznać. Przecież kiedyś ufał mi bezgranicznie. Kiedyś był moim małym chłopcem…

Wieczorem usłyszałam rozmowę Kuby przez telefon:

– No jasne, zostanę z babcią do emerytury! Jak zacznie dostawać kasę od państwa, to będziemy mieli luz! Może nawet pojedziemy gdzieś na wakacje…

Poczułam się upokorzona. Czy naprawdę jestem dla niego tylko bankomatem?

Przez kolejne dni chodziłam jak cień. Nie miałam siły gotować, sprzątać. Kuba tego nie zauważył – jadł kanapki przed komputerem, zamykał się w swoim pokoju.

Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie sąsiadka, pani Zofia.

– Bożenko, co się dzieje? Wyglądasz na bardzo przygnębioną.

Nie wytrzymałam i rozpłakałam się w słuchawkę.

– On mnie nie kocha… Jestem mu potrzebna tylko do pieniędzy…

Pani Zofia przyszła do mnie z herbatą i ciastkami.

– Dziecko drogie – powiedziała cicho – młodzi teraz są inni. Ale to nie znaczy, że twoja miłość poszła na marne.

Siedziałyśmy długo w milczeniu. Czułam się trochę lepiej – ktoś mnie wysłuchał.

Nazajutrz postanowiłam porozmawiać z Kubą szczerze.

– Kuba, musimy pogadać.

Spojrzał na mnie podejrzliwie.

– O czym?

– O nas. O tym, jak się czuję…

Przez chwilę milczał.

– Babciu…

– Wiem, że tęsknisz za mamą. Ja też za nią tęsknię. Ale jesteśmy tu razem i musimy się wspierać. Nie jestem tylko twoim bankomatem…

Kuba spuścił głowę.

– Przepraszam… Nie chciałem cię zranić.

Poczułam ulgę i smutek jednocześnie.

– Chciałabym, żebyś pamiętał o tym, co jest ważne…

Przez następne tygodnie próbowałam odbudować naszą relację. Gotowałyśmy razem obiady (czasem nawet mu smakowały), oglądaliśmy stare polskie filmy („Czterdziestolatek” rozbawił go bardziej niż myślałam), czasem rozmawialiśmy o szkole i jego planach na przyszłość.

Ale coś we mnie pękło na zawsze. Już nigdy nie patrzyłam na Kubę tak samo jak dawniej – bezwarunkowo i naiwnie. Wiedziałam już, że nawet największa miłość nie gwarantuje wdzięczności.

Czasem patrzę przez okno na szare bloki Grochowa i zastanawiam się: czy naprawdę warto było poświęcić wszystko dla rodziny? Czy mogłam żyć inaczej? Czy ktoś jeszcze pamięta o takich babciach jak ja?