Niebieska nitka – historia Wojtka i Magdy

Stałem pod jej oknem, zmarznięty do szpiku kości, ale nie czułem zimna. Patrzyłem w górę, na żółte światło sączące się przez firankę. Wiedziałem, że tam jest – Magda. Moja Magda. Czasem udawało mi się dostrzec jej sylwetkę, cień przesuwający się po pokoju. Wtedy serce waliło mi jak oszalałe. Wydawała mi się nieosiągalna, jakby była z innego świata. Zawsze powtarzałem sobie: „Jeszcze tylko chwilę, może wyjdzie na balkon, może mnie zobaczy”.

Zakochałem się w niej od pierwszego wejrzenia. Miała bladą, prawie przezroczystą skórę, przez którą prześwitywały delikatne, niebieskie żyłki na nadgarstkach. Kiedy pierwszy raz podała mi rękę na lekcji biologii, poczułem dreszcz. Ta niebieska nitka… Była jak znak, jakbyśmy byli połączeni czymś niewidzialnym. Szalałem za nią. Koledzy śmiali się ze mnie: „Wojtek, ty to masz fioła na punkcie tej Magdy!”. Ale ja wiedziałem swoje.

Wszystko zmieniło się na szkolnym balu. Stałem pod ścianą, patrząc jak Magda tańczy z Pawłem – najpopularniejszym chłopakiem w klasie. Czułem zazdrość i wstyd. Nagle ona podeszła do mnie. „Czemu nie tańczysz?” – zapytała cicho. „Nie umiem” – odpowiedziałem, a ona uśmiechnęła się tym swoim smutnym uśmiechem. „To chodź, nauczę cię”. I wtedy dotknęła mojej dłoni – tej samej, na której widziałem jej niebieską żyłkę. Przez chwilę świat przestał istnieć.

Po balu odprowadziłem ją do domu. Szliśmy w milczeniu, a ja czułem, że muszę coś powiedzieć, wyznać jej wszystko. Ale zabrakło mi odwagi. Zamiast tego zapytałem: „Dlaczego zawsze jesteś taka smutna?”. Zatrzymała się i spojrzała na mnie tak, jakby chciała coś powiedzieć, ale tylko pokręciła głową. „Nie zrozumiesz” – szepnęła.

W domu czekał na mnie ojciec. Był już pijany. „Gdzie się włóczysz?! Znowu z tą dziewuchą?!” – wrzasnął i rzucił we mnie pustą butelką po piwie. Matka próbowała go uspokoić, ale dostała w twarz. Wbiegłem do swojego pokoju i zamknąłem drzwi na klucz. Siedziałem na łóżku i płakałem w poduszkę. Myślałem o Magdzie i o tym, jak bardzo chciałbym ją zabrać stąd daleko.

Następnego dnia w szkole Magda była jeszcze bardziej zamknięta w sobie niż zwykle. Usiadła obok mnie na ławce i szeptem powiedziała: „Nie przychodź już pod moje okno”. Zamarłem. „Dlaczego?” – zapytałem z rozpaczą w głosie. „Mój ojciec cię widział. Powiedział, że jeśli jeszcze raz cię zobaczy, to…”. Urwała i spuściła wzrok.

Przez kolejne dni unikała mnie. Próbowałem do niej pisać, dzwonić, ale nie odpowiadała. W końcu zebrałem się na odwagę i poszedłem pod jej dom jeszcze raz. Stałem tam długo, aż w końcu zobaczyłem ją w oknie. Nasze spojrzenia spotkały się na sekundę – i wtedy zobaczyłem łzę spływającą po jej policzku.

Wróciłem do domu rozbity. Ojciec znowu był pijany i znowu wszczął awanturę. Tym razem nie wytrzymałem – krzyknąłem na niego, żeby zostawił nas w spokoju. Uderzył mnie pięścią w twarz tak mocno, że upadłem na podłogę. Matka płakała i błagała go o litość.

Następnego dnia nie poszedłem do szkoły. Leżałem w łóżku z rozciętą wargą i opuchniętym okiem. Myślałem o Magdzie i o tym, że oboje jesteśmy więźniami własnych domów – ona swojego ojca, ja swojego. Czy to jest dorosłość? Czy tak wygląda życie?

Po tygodniu spotkałem Magdę przypadkiem na przystanku autobusowym. Była blada jak zawsze, ale jej oczy były czerwone od płaczu. „Musimy uciec” – powiedziała nagle. „Nie dam już rady tak żyć”.

Zacząłem planować naszą ucieczkę – miałem trochę pieniędzy od babci, wiedziałem gdzie można wynająć tani pokój na obrzeżach miasta. Przez kilka dni żyliśmy tylko tą myślą – że uciekniemy razem i zaczniemy nowe życie.

Ale los był okrutny.

Dzień przed naszą ucieczką Magda nie przyszła do szkoły. Nie odbierała telefonu. Wieczorem dostałem wiadomość od jej koleżanki: „Magda jest w szpitalu”. Pobiegłem tam jak szalony.

Leżała na łóżku szpitalnym, pod kroplówką. Jej matka siedziała obok i płakała cicho do chusteczki. Lekarz powiedział mi później, że Magda próbowała odebrać sobie życie.

Świat mi się zawalił.

Przez kilka tygodni chodziłem do szpitala codziennie po lekcjach. Siedziałem przy jej łóżku i opowiadałem jej o wszystkim – o szkole, o pogodzie, o tym jak bardzo za nią tęsknię. Czasem otwierała oczy i patrzyła na mnie tym swoim smutnym spojrzeniem.

W końcu wypisali ją do domu. Ale już nigdy nie była taka sama.

Zerwała ze mną przez SMS-a: „Wojtek, nie mogę już tego ciągnąć. Ty masz swoje problemy, ja swoje. Musimy nauczyć się żyć osobno”.

Nie potrafiłem tego zrozumieć ani zaakceptować.

Minęły lata.

Dziś czasem mijam ją na ulicy – idzie szybko, patrzy przed siebie, jakby mnie nie widziała. Na jej nadgarstku nadal widzę tę niebieską nitkę żyłki.

Czasem myślę: czy gdybym wtedy był silniejszy, odważniejszy… czy moglibyśmy być razem? Czy można uciec od własnych demonów? Czy ta niebieska nitka zawsze będzie mnie łączyć z przeszłością?