Gdzie spędzasz swoje noce? Historia Wandy, która uciekła przed domem, ale nie przed sobą
— Wanda, gdzie spędzasz swoje noce? — głos mamy przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przy oknie, patrząc na rozświetlone latarnie za szybą. W powietrzu unosił się zapach smażonej cebuli i czegoś jeszcze — czegoś ciężkiego, co od miesięcy nie pozwalało mi oddychać.
Nie odpowiedziałam. Wiedziałam, że jeśli powiem prawdę, mama nie zrozumie. Zresztą, czy ja sama rozumiałam? Dlaczego ciągnęło mnie na dworce? Może dlatego, że pociągi nie czekają – odjeżdżają na czas, nawet gdy pasażer nie jest gotów. A może dlatego, że na peronach łatwiej było oddychać: zgiełk, ruch, obce twarze. Nikt nie patrzył zbyt długo. Nikt nie zadawał pytań. Wszystko było ulotne, jakby samo życie to tylko przesiadka.
— Wanda! — Mama podniosła głos. — Odpowiedz mi w końcu! Ojciec się martwi, ja się martwię…
Ojciec siedział przy stole, z gazetą rozłożoną jak tarcza. Udawał, że czyta, ale widziałam, jak jego palce nerwowo ściskają brzeg papieru. W domu od miesięcy panowała atmosfera napięcia — odkąd brat wyjechał do Anglii i przestał dzwonić, a ja zaczęłam wracać coraz później.
— Jestem już dorosła — powiedziałam cicho. — Nie muszę się tłumaczyć.
— Ale jesteś naszą córką! — wybuchła mama. — Nie możesz tak po prostu znikać! Co ludzie powiedzą?
Co ludzie powiedzą… To zawsze było najważniejsze. Kiedy miałam piętnaście lat i wróciłam do domu z rozmazanym makijażem po pierwszej imprezie, mama płakała całą noc. Kiedy dostałam się na studia w innym mieście, ojciec przez tydzień nie odzywał się do mnie słowem. Teraz miałam dwadzieścia cztery lata i wróciłam do rodzinnego domu po nieudanym związku i jeszcze bardziej nieudanej pracy w Warszawie. Zamiast wsparcia dostałam tylko pytania i pretensje.
Wyszłam z kuchni bez słowa. W korytarzu minęłam młodszą siostrę, Zosię. Patrzyła na mnie z mieszaniną podziwu i lęku.
— Wanda… — zaczęła niepewnie. — Możesz mnie kiedyś zabrać ze sobą?
Uśmiechnęłam się smutno.
— To nie jest miejsce dla ciebie.
Zosia nie wiedziała, że dworzec to nie tylko pociągi i podróże. To miejsce dla tych, którzy nie mają dokąd pójść albo nie chcą wracać tam, gdzie czeka ich tylko cisza i niezadane pytania.
Tamtej nocy znów wyszłam z domu po cichu. Przez chwilę stałam na schodach kamienicy, czując chłód na policzkach. Potem ruszyłam w stronę dworca PKP. Miasto spało, tylko gdzieniegdzie migały światła w oknach bloków. Na peronie było kilku bezdomnych, para studentów z plecakami i starsza kobieta z siatką pełną jabłek.
Usiadłam na ławce i zamknęłam oczy. Słuchałam stukotu kół pociągu towarowego gdzieś w oddali. Przypomniałam sobie dzieciństwo — jak tata zabierał mnie na dworzec oglądać parowozy. Wtedy wszystko wydawało się proste: pociągi przyjeżdżały i odjeżdżały, a my zawsze wracaliśmy razem do domu.
Teraz dom był miejscem, gdzie czułam się obca.
— Czekasz na kogoś? — zapytał nagle mężczyzna siedzący obok.
Otworzyłam oczy. Był w moim wieku, może trochę starszy. Miał zmęczone oczy i kurtkę z przetartymi łokciami.
— Nie — odpowiedziałam po chwili. — Po prostu… lubię tu być.
Uśmiechnął się smutno.
— Ja też kiedyś lubiłem dworce. Teraz już tylko tu śpię.
Spojrzałam na niego uważniej. Zauważyłam śpiwór wystający z torby i brudne buty.
— Przepraszam…
— Nie przepraszaj — przerwał mi. — Każdy ma swoje powody.
Zamilkliśmy na chwilę. Przez peron przeszedł patrol policji; mężczyzna skulił się w sobie.
— Boisz się ich? — zapytałam.
— Nie boję się — odpowiedział cicho. — Po prostu mam dość tłumaczenia się ludziom, dlaczego tu jestem.
Zrozumiałam go aż za dobrze.
Wróciłam do domu nad ranem. Mama czekała w kuchni z kubkiem herbaty.
— Wanda…
Nie patrzyła mi w oczy.
— Wiem, że ci ciężko — powiedziała nagle. — Ale my też nie umiemy już inaczej…
Usiadłam naprzeciwko niej. Przez chwilę milczałyśmy.
— Może powinniśmy spróbować jeszcze raz? — zapytała cicho.
Nie odpowiedziałam od razu. W głowie miałam obraz dworca: ludzi bez imion, pociągów bez celu, życia bez przystanku końcowego.
Czy można wrócić do domu, jeśli nigdy się go naprawdę nie miało? Czy można znaleźć swoje miejsce tam, gdzie nikt cię nie rozumie?
Czasem myślę, że jesteśmy jak pasażerowie na wiecznym peronie: czekamy na pociąg, który nigdy nie przyjedzie albo odjeżdża zanim zdążymy wsiąść. Może właśnie dlatego ciągnie mnie na dworce — bo tam nikt nie pyta o bagaż przeszłości.