Dwie Przyjaciółki po Sześćdziesiątce Wynajmują Dom – Życie Pisze Swój Scenariusz

– Basia, czy ty naprawdę myślisz, że to dobry pomysł? – zapytałam, patrząc na nią ponad kubkiem gorącej herbaty. Siedziałyśmy w mojej kuchni, a za oknem padał listopadowy deszcz. Basia wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się tym swoim przekornym uśmiechem, który zawsze mnie rozbrajał.

– A co mamy do stracenia, Haniu? Dzieci wyjechały, mężowie dawno odeszli – jeden do innej kobiety, drugi na tamten świat. Jesteśmy same. Wynajmiemy dom, zamieszkamy razem, a resztę pokoi oddamy lokatorom. Będzie śmiesznie, będzie kasa, nie będziemy się nudzić.

Nie byłam przekonana, ale Basia miała rację – samotność potrafi być gorsza niż najgorszy lokator. Przez lata przyzwyczaiłam się do ciszy w mieszkaniu, do rozmów z telewizorem i do tego, że nikt nie pyta, jak minął mi dzień. Może rzeczywiście czas coś zmienić?

Znalazłyśmy dom na obrzeżach Warszawy – stary, z ogrodem, trochę zaniedbany, ale z potencjałem. Wzięłyśmy kredyt na remont, podzieliłyśmy obowiązki: Basia miała zajmować się finansami i ogrodem, ja gotowaniem i kontaktami z lokatorami. Byłyśmy podekscytowane jak nastolatki przed pierwszym dniem szkoły.

Pierwszy lokator pojawił się już po tygodniu – pan Roman, wdowiec po siedemdziesiątce. Cichy, uprzejmy, zawsze z gazetą pod pachą. Potem przyszła młoda para studentów – Ania i Michał. Byli trochę hałaśliwi, ale wnosili do domu energię i śmiech. Wydawało się, że wszystko idzie zgodnie z planem.

Ale życie szybko zaczęło weryfikować nasze marzenia. Pan Roman zaczął narzekać na hałas studentów. Ania i Michał skarżyli się na zapach kapusty z mojej kuchni i na to, że Basia podlewa ogród o szóstej rano pod ich oknem. Zaczęły się drobne konflikty – ktoś nie pozmywał naczyń, ktoś zostawił otwarte drzwi do piwnicy.

Najgorsze przyszło jednak między mną a Basią. Zawsze byłyśmy blisko, ale nigdy nie mieszkałyśmy razem. Okazało się, że Basia jest pedantką – wszystko musiało być na swoim miejscu, a ja… cóż, byłam bardziej chaotyczna. Pewnego wieczoru usiadła naprzeciw mnie przy stole i powiedziała:

– Haniu, nie mogę już patrzeć na ten bałagan w kuchni! Ile razy mam ci mówić, żebyś nie zostawiała brudnych garnków?

Poczułam się jak dziecko karcone przez matkę. Odpowiedziałam ostrzej niż zamierzałam:

– Może sama spróbuj coś ugotować zamiast tylko narzekać!

Wybuchła kłótnia – pierwsza od lat naszej przyjaźni. Przez kilka dni nie odzywałyśmy się do siebie poza krótkimi zdaniami dotyczącymi rachunków czy zakupów.

W tym czasie pan Roman wyprowadził się bez słowa pożegnania. Ania i Michał zaczęli szukać innego mieszkania. Dom nagle opustoszał i zrobiło się jeszcze ciszej niż w moim dawnym mieszkaniu.

Któregoś wieczoru usiadłam w ogrodzie z kubkiem herbaty i spojrzałam na Basię przez okno kuchni. Wyglądała na zmęczoną i smutną. Pomyślałam wtedy o wszystkich naszych wspólnych latach – o wyjazdach nad morze, o śmiechu do łez przy winie, o tym, jak trzymała mnie za rękę po śmierci mojego męża.

Weszłam do kuchni i powiedziałam cicho:

– Przepraszam cię, Basiu. Chyba obie trochę przesadziłyśmy.

Basia spojrzała na mnie z ulgą i uśmiechnęła się smutno:

– Ja też przepraszam. Myślałam, że będzie łatwiej…

Usiadłyśmy razem przy stole i długo rozmawiałyśmy – o tym, jak trudno jest zacząć wszystko od nowa po sześćdziesiątce, jak bardzo boimy się samotności i jak łatwo jest zranić kogoś bliskiego w imię własnych lęków.

Postanowiłyśmy dać sobie jeszcze jedną szansę – nie tylko jako współlokatorki, ale przede wszystkim jako przyjaciółki. Zrezygnowałyśmy z wynajmowania pokoi obcym ludziom. Zamiast tego zaprosiłyśmy do siebie nasze wnuki na wakacje i zaczęłyśmy organizować spotkania dla sąsiadek w ogrodzie.

Dom znów wypełnił się śmiechem i rozmowami. Oczywiście dalej się sprzeczamy – Basia nadal narzeka na moje gotowanie, a ja na jej poranne podlewanie kwiatów – ale nauczyłyśmy się rozmawiać o swoich potrzebach i słuchać siebie nawzajem.

Czasem zastanawiam się, czy naprawdę można zacząć nowe życie po sześćdziesiątce? Czy przyjaźń jest silniejsza od codziennych problemów? Może najważniejsze to mieć obok siebie kogoś, kto rozumie nasze słabości i mimo wszystko zostaje…