Po 25 latach spotkałam swoją pierwszą miłość. Czy można zacząć od nowa, gdy życie już dawno się poukładało?
– Marta? To naprawdę ty? – usłyszałam za plecami głos, który znałam na pamięć, choć nie słyszałam go od dwudziestu pięciu lat. Zamarłam na środku zatłoczonego korytarza w urzędzie miasta, ściskając w dłoni teczkę z dokumentami rozwodowymi. Odwróciłam się powoli i zobaczyłam Pawła. Wyglądał inaczej – siwe pasma we włosach, zmarszczki wokół oczu – ale jego uśmiech był dokładnie taki sam jak wtedy, gdy miałam siedemnaście lat.
– Paweł… – wyszeptałam. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu. Wszystko wróciło: zapach jego kurtki, smak pierwszego pocałunku pod blokiem na Pradze, łzy po naszej ostatniej kłótni.
– Nie wierzę… – Paweł podszedł bliżej. – Co tu robisz?
Zamiast odpowiedzieć, poczułam jak łzy napływają mi do oczu. Wstydziłam się własnej słabości. Przecież miałam być silna – dla dzieci, dla siebie. Ale w tej chwili byłam znowu tamtą Martą sprzed lat, która wierzyła, że miłość jest na zawsze.
– Załatwiam sprawy rodzinne – wymamrotałam. – A ty?
– Przyszedłem odebrać akt urodzenia syna. – Uśmiechnął się smutno. – Życie…
Staliśmy tak przez chwilę w niezręcznej ciszy, aż Paweł zaproponował kawę. Zgodziłam się bez wahania, choć powinnam była wracać do domu. W kawiarni przy Placu Bankowym usiedliśmy naprzeciwko siebie i zaczęliśmy rozmawiać, jakby te wszystkie lata nie istniały.
– Myślisz czasem o tamtych czasach? – zapytał nagle Paweł.
– Codziennie – odpowiedziałam szczerze. – Ale potem patrzę na swoje życie i zastanawiam się, czy to wszystko miało sens.
Paweł westchnął. Opowiedział mi o swoim małżeństwie, które rozpadło się kilka lat temu, o synu, którego widuje tylko w weekendy, o pracy w firmie budowlanej i o tym, jak czasem czuje się samotny wśród ludzi.
– A ty? – zapytał cicho.
– Rozwodzę się – przyznałam. – Dzieci już dorosłe, dom pusty… Czasem myślę, że przegapiłam coś ważnego.
Wróciły wspomnienia: nasze spacery po Saskiej Kępie, wspólne wagary nad Wisłą, plany na przyszłość. Przypomniałam sobie też dzień, kiedy Paweł wyjechał do pracy do Niemiec i obiecał wrócić. Nie wrócił. Pisał listy coraz rzadziej, aż w końcu przestał pisać wcale.
– Dlaczego wtedy nie wróciłeś? – zapytałam nagle.
Paweł spuścił wzrok.
– Bałem się. Mój ojciec naciskał, żebym został za granicą i zarabiał pieniądze dla rodziny. Myślałem, że poczekasz… Ale potem dowiedziałem się, że wyszłaś za Marka.
Poczułam ukłucie żalu.
– Czekałam długo. Ale życie toczyło się dalej…
Rozmowa przeciągnęła się do wieczora. Wyszliśmy razem na ulicę i poczułam znajome ciepło jego dłoni na moim ramieniu. Przez chwilę świat wydawał się prosty jak kiedyś.
Przez kolejne tygodnie spotykaliśmy się coraz częściej: na spacerach po Łazienkach, w kinie Atlantic, w małych knajpkach na Powiślu. Rozmawialiśmy godzinami o wszystkim i o niczym. Moja córka Zosia zauważyła zmianę:
– Mamo, jesteś jakaś inna… Uśmiechasz się częściej.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Bałam się powiedzieć dzieciom prawdę. Bałam się reakcji rodziny – mojej matki, która zawsze powtarzała: „Nie rozdrapuj starych ran”.
Pewnego dnia Paweł zaproponował:
– Wyjedź ze mną na weekend do Kazimierza Dolnego. Po prostu… spróbujmy jeszcze raz.
Serce waliło mi jak oszalałe. Chciałam tego z całych sił, ale jednocześnie czułam lęk przed tym, co powiedzą inni. Przed tym, że znowu zostanę sama.
Zadzwoniła moja siostra Anka:
– Słyszałam o tobie i Pawle… Naprawdę chcesz zaczynać wszystko od nowa? Po tylu latach?
– Nie wiem… Może to szaleństwo – odpowiedziałam drżącym głosem.
– A dzieci? Co im powiesz?
Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym, ile razy rezygnowałam z siebie dla innych. Rano spojrzałam w lustro i zobaczyłam kobietę zmęczoną życiem, ale gotową jeszcze raz zawalczyć o szczęście.
Pojechałam z Pawłem do Kazimierza. Spacerowaliśmy po rynku, piliśmy grzane wino na ławce nad Wisłą. W pewnym momencie Paweł zatrzymał się i spojrzał mi głęboko w oczy:
– Marta… kochałem cię wtedy i kocham teraz. Wiem, że nie możemy cofnąć czasu, ale możemy spróbować jeszcze raz.
Poczułam łzy szczęścia i strachu jednocześnie. Zrozumiałam wtedy, że życie nie daje drugich szans bez powodu.
Dziś wiem jedno: nigdy nie jest za późno na miłość. Ale czy odważę się postawić wszystko na jedną kartę? Czy rodzina mi wybaczy? Czy dzieci zrozumieją?
Może szczęście to nie jest coś, co się znajduje raz na zawsze… Może trzeba mieć odwagę szukać go nawet wtedy, gdy wszyscy wokół mówią: „To już nie dla ciebie”.
A wy? Czy mieliście kiedyś odwagę zawalczyć o swoje szczęście mimo sprzeciwu bliskich? Czy warto ryzykować wszystko dla drugiej szansy?