Myślałam, że moja córka ma szczęśliwą rodzinę… dopóki ich nie odwiedziłam
– Weronika, dlaczego płaczesz? – zapytałam, ledwo przekroczyłam próg jej mieszkania. Była blada, z podkrążonymi oczami, a jej dłonie drżały, kiedy próbowała przywitać się ze mną i z ojcem.
Nie tak wyobrażałam sobie tę wizytę. Odkąd Weronika wyszła za Jakuba, rzadko się widywałyśmy. Tłumaczyła to pracą, obowiązkami, nowym życiem. Ale zawsze, gdy dzwoniłam, zapewniała, że wszystko jest w porządku. Że jest szczęśliwa. Że Jakub ją kocha, dba o nią, że są dla siebie stworzeni.
Pamiętam, jak pierwszy raz przyprowadziła go do domu. Był starszy o osiem lat, ale nie mieliśmy z mężem żadnych zastrzeżeń. Jakub od razu zrobił na nas dobre wrażenie – inteligentny, uprzejmy, kulturalny. Potrafił rozmawiać na każdy temat, żartował z moim mężem, a mnie komplementował za domowe ciasta. Widziałam, jak Weronika promienieje przy nim. Była zakochana, szczęśliwa, pełna nadziei na przyszłość.
Ale teraz, stojąc w ich przedpokoju, czułam, że coś jest nie tak. Weronika unikała mojego wzroku, a jej głos drżał, gdy zapraszała nas do salonu. Jakub pojawił się chwilę później – uśmiechnięty, elegancki, jak zawsze. Przywitał się z nami serdecznie, zaproponował kawę, opowiadał o pracy. Wszystko wydawało się normalne, ale atmosfera była napięta. Weronika siedziała cicho, jakby bała się odezwać.
– Weroniko, wszystko w porządku? – zapytałam jeszcze raz, kiedy Jakub wyszedł do kuchni.
– Tak, mamo, po prostu jestem zmęczona – odpowiedziała szybko, z wymuszonym uśmiechem.
Nie uwierzyłam jej. Znałam swoją córkę. Zawsze była otwarta, rozmowna, pełna energii. Teraz była cieniem samej siebie.
Wieczorem, kiedy Jakub wyszedł na spotkanie ze znajomymi, spróbowałam jeszcze raz z nią porozmawiać.
– Weroniko, powiedz mi prawdę. Co się dzieje?
Z początku milczała. Wpatrywała się w swoje dłonie, jakby szukała tam odpowiedzi. W końcu spojrzała na mnie oczami pełnymi łez.
– Mamo… ja nie wiem, co robić. On się zmienił. Po ślubie wszystko się zmieniło. Na początku był cudowny, troskliwy, opiekuńczy. Ale potem… zaczął mnie kontrolować. Najpierw drobiazgi – gdzie idę, z kim rozmawiam, co robię w pracy. Potem zaczął się złościć o wszystko. Krzyczał, wyzywał mnie od głupich, nieudolnych…
Zamarłam. Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę.
– Czy on cię… bije? – zapytałam szeptem.
Weronika pokręciła głową.
– Nie… jeszcze nie. Ale czasem mam wrażenie, że to tylko kwestia czasu. Ostatnio rzucił talerzem o ścianę, bo spóźniłam się z obiadem. Mówi, że jestem nic nie warta, że nikt mnie nie pokocha tak jak on…
Czułam, jak łzy napływają mi do oczu. Moja córka – ta sama Weronika, która zawsze była taka silna i niezależna – teraz siedziała przede mną złamana i przestraszona.
– Dlaczego mi nie powiedziałaś? – zapytałam drżącym głosem.
– Bałam się… Wstydziłam się. Myślałam, że to moja wina. Że może rzeczywiście jestem beznadziejna…
Przytuliłam ją mocno. Chciałam ją ochronić przed całym światem, ale czułam się bezradna.
– Musisz odejść, Weroniko. Nie możesz tak żyć.
– On mi groził… Powiedział, że jeśli odejdę, zabierze mi wszystko. Że nikt mi nie uwierzy.
Przez kolejne dni próbowałam przekonać ją do powrotu do domu. Mój mąż był w szoku, kiedy dowiedział się prawdy. Chciał natychmiast pojechać do Jakuba i „porozmawiać po męsku”, ale powstrzymałam go. Bałam się, że to tylko pogorszy sytuację.
Weronika zgodziła się na rozmowę z psychologiem. Pomogłam jej znaleźć wsparcie, zadzwoniłam do fundacji pomagającej kobietom w trudnych sytuacjach. Każdego dnia powtarzałam jej, że nie jest sama, że zawsze może na nas liczyć.
Ale Jakub był sprytny. Potrafił udawać idealnego męża przed sąsiadami i rodziną. Kiedy tylko pojawiał się ktoś obcy, Weronika musiała grać szczęśliwą żonę. Czułam się bezsilna wobec tej maskarady.
Pewnego wieczoru usłyszałam ich kłótnię przez drzwi sypialni. Jakub krzyczał na Weronikę za to, że rozmawiała ze mną zbyt długo przez telefon. Słyszałam trzask drzwi i płacz mojej córki. Wtedy podjęłam decyzję – musimy ją stamtąd zabrać.
Następnego dnia spakowałyśmy jej rzeczy pod pretekstem wyjazdu do sanatorium. Weronika była przerażona, ale wiedziała, że to jedyna szansa. Kiedy Jakub wrócił do pustego mieszkania, zadzwonił do mnie z groźbami i wyzwiskami. Zgłosiliśmy sprawę na policję.
Minęły już trzy miesiące od tamtego dnia. Weronika mieszka z nami, powoli wraca do siebie. Chodzi na terapię, zaczyna znów się uśmiechać. Ale trauma zostanie z nią na długo.
Często zastanawiam się, czy mogłam coś zrobić wcześniej. Czy powinnam była zauważyć sygnały? Czy mogłam ochronić własne dziecko przed takim cierpieniem?
Patrzę na Weronikę i myślę: ile jeszcze kobiet żyje w podobnym piekle za zamkniętymi drzwiami? Ile matek wierzy w szczęście swoich córek, nie wiedząc o ich dramacie? Czy naprawdę znamy tych, których kochamy najbardziej?