Między matką a córką: Gorzka gościnność i rodzinne tajemnice
– Mamo, czy nie masz nic przeciwko, jeśli przyjadę w poniedziałek i zostanę na kilka tygodni? – głos Pauliny w słuchawce był cichy, jakby bała się, że odmówię.
Zamarłam. Przez chwilę nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przecież zawsze mówiłam, że dom jest dla niej otwarty, ale od kiedy wyszła za Michała i wyprowadziła się do Warszawy, nasze kontakty stały się coraz rzadsze. Zawsze była zajęta – praca, mąż, znajomi. A teraz nagle chce wrócić? Coś musiało się stać.
– Tak, oczywiście, nie mam nic przeciwko. Przyjeżdżaj – odpowiedziałam szybko, starając się ukryć niepokój.
Odłożyłam słuchawkę i przez dłuższą chwilę siedziałam w kuchni, wpatrując się w parującą herbatę. W głowie kłębiły mi się pytania. Czy pokłócili się z Michałem? Czy coś się stało w pracy? A może… Może znowu chodzi o jego matkę, tę wiecznie wtrącającą się swatkę, która zawsze wie lepiej?
Pamiętam pierwszy raz, kiedy ją poznałam. Pani Grażyna – wysoka, szczupła kobieta z wiecznym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Od razu zaczęła ustawiać wszystkich wokół siebie. „Paulinko, powinnaś spróbować tej diety! Michałku, nie zapomnij o witaminach!”. Patrzyłam wtedy na Paulinę i widziałam w jej oczach zmęczenie. Ale była zakochana po uszy i gotowa znosić wszystko dla Michała.
Teraz jednak coś się zmieniło. Paulina nigdy nie prosiła o pomoc. Zawsze była samodzielna, uparta jak osioł – po mnie to ma. Więc jeśli dzwoni i chce wrócić do domu… To musi być poważne.
Przez kolejne dni przygotowywałam pokój Pauliny tak, jakby miała wrócić na zawsze. Wietrzyłam pościel, układałam jej ulubione książki na półce, nawet kupiłam jej ulubione jogurty malinowe. Starałam się nie myśleć o tym, co może być powodem jej powrotu.
W poniedziałek rano usłyszałam dźwięk klucza w zamku. Paulina weszła do przedpokoju z wielką torbą podróżną i zmęczonym wyrazem twarzy.
– Cześć, mamo – powiedziała cicho.
– Cześć, kochanie – odpowiedziałam i przytuliłam ją mocno. Pachniała perfumami i deszczem.
Przez pierwsze godziny milczałyśmy. Paulina zamknęła się w swoim pokoju, a ja krzątałam się po kuchni, udając, że wszystko jest w porządku. Dopiero wieczorem zebrałam się na odwagę.
– Paulina… Co się stało?
Spojrzała na mnie z bólem w oczach.
– Mamo… Ja już nie mogę tam być. Michał… On… On chyba mnie już nie kocha. A jego matka… Ona codziennie przychodziła do nas bez zapowiedzi. Wtrącała się we wszystko. Nawet do łazienki nie mogłam spokojnie wejść! – głos jej zadrżał.
Usiadłam obok niej na łóżku i pogłaskałam ją po włosach.
– Dlaczego mi nic nie mówiłaś?
– Bo myślałam, że sobie poradzę. Że to minie. Ale ona… Ona nawet zaczęła przynosić swoje rzeczy do naszego mieszkania! Michał mówił tylko: „Daj spokój, mama chce dobrze”. A ja czułam się coraz bardziej obca we własnym domu.
Poczułam gniew. Jak on mógł pozwolić swojej matce na coś takiego? Przecież Paulina jest jego żoną!
– I co teraz zamierzasz? – zapytałam ostrożnie.
Paulina wzruszyła ramionami.
– Nie wiem. Chciałam tylko… odpocząć. Pomyśleć.
Przez kolejne dni starałam się być dla niej wsparciem. Gotowałam jej ulubione potrawy – pierogi ruskie, naleśniki z serem – i słuchałam jej zwierzeń. Czasem płakała w nocy, myśląc że nie słyszę. Ale ja słyszałam wszystko.
Któregoś dnia zadzwonił Michał.
– Dzień dobry, pani Aniu. Czy mogę rozmawiać z Pauliną?
– Jest zajęta – skłamałam bez mrugnięcia okiem.
– Proszę jej powiedzieć, że ją kocham i chcę wszystko naprawić.
Zacisnęłam zęby.
– Może powinieneś najpierw porozmawiać ze swoją matką?
Rozłączył się bez słowa.
Wieczorem powiedziałam o tym Paulinie.
– On nigdy nie postawi się swojej matce – powiedziała gorzko. – Zawsze będzie dla niej chłopczykiem.
Widziałam, jak bardzo ją to boli. Ale wiedziałam też, że musi sama podjąć decyzję.
Tymczasem moja własna matka zadzwoniła z pretensjami:
– Aniu, co ty wyprawiasz? Ludzie gadają po wsi, że twoja córka zostawiła męża! Wstydu nie masz?
Zacisnęłam pięści.
– Mamo, Paulina potrzebuje wsparcia, a nie plotek!
– Wsparcia? Powinna wracać do męża i dbać o rodzinę! Tak nas wychowano!
Odłożyłam słuchawkę z poczuciem winy i złości jednocześnie. Czy naprawdę jestem złą matką? Czy powinnam ją zmuszać do powrotu?
Kilka dni później przyszła do mnie sąsiadka, pani Jadzia.
– Aniu, słyszałam… Jakbyś czegoś potrzebowała, to daj znać. Wiem, jak to jest mieć dorosłe dzieci pod dachem…
Uśmiechnęłam się blado.
Wieczorami rozmawiałyśmy z Pauliną o wszystkim i o niczym. O jej dzieciństwie, o moim małżeństwie z jej ojcem (który odszedł do innej kobiety wiele lat temu), o tym jak trudno być kobietą w Polsce – zawsze ktoś czegoś od ciebie oczekuje.
Pewnego dnia Paulina przyszła do kuchni z walizką w ręku.
– Mamo… Jadę do Warszawy. Muszę porozmawiać z Michałem. Ale jeśli on niczego nie zmieni… wrócę tu na dobre.
Przytuliłyśmy się mocno.
– Pamiętaj, że zawsze masz tu dom – powiedziałam przez łzy.
Patrzyłam za nią przez okno aż zniknęła za zakrętem. Wtedy dopadły mnie wszystkie emocje naraz: strach o nią, gniew na Michała i jego matkę, żal do własnej matki za brak wsparcia… I poczucie bezsilności wobec tego wszystkiego.
Czy dobrze zrobiłam pozwalając jej wrócić? Czy powinnam była ją pchnąć z powrotem do męża? A może czasem trzeba po prostu być dla kogoś przystanią?
Czasem zastanawiam się: ile jeszcze wytrzyma polska kobieta zanim powie „dość”? Czy naprawdę musimy zawsze wybierać między własnym szczęściem a oczekiwaniami innych?