Kwiatowa Mozaika: Historia o Przyjaźni, Stracie i Nadziei
Leżałam z zamkniętymi oczami, próbując nie słyszeć świata. W powietrzu unosił się zapach stęchłego kurzu i taniego płynu do podłóg, a zza okna dobiegały odgłosy dzieci bawiących się na podwórku. Po drugiej stronie pokoju Jagoda, moja przyjaciółka od czasów podstawówki, siedziała po turecku na łóżku i głośno czytała podręcznik do biologii. Jej głos był monotonny, ale w jakiś sposób kojący. Nagle rozległa się popularna melodyjka z mojego telefonu – ta sama, którą ustawiłam na połączenia od mamy. Jagoda zatrzasnęła książkę z hukiem i spojrzała na mnie z wyrzutem.
– Kasia, możesz to wyłączyć? – rzuciła zirytowana.
Niechętnie sięgnęłam po telefon. Na wyświetlaczu migało imię „Mama”. Przez chwilę miałam ochotę nie odbierać, udawać, że mnie tu nie ma, ale wiedziałam, że jeśli tego nie zrobię, będzie dzwonić do skutku. Odebrałam.
– Kasiu, musisz natychmiast wrócić do domu – usłyszałam w słuchawce głos mamy, drżący i cichy. – Stało się coś ważnego.
Serce mi zamarło. Przez głowę przeszły mi najgorsze scenariusze: wypadek taty, choroba babci, może coś z moim młodszym bratem. Szybko usiadłam na łóżku.
– Co się stało? – zapytałam, czując jak głos mi drży.
– Po prostu wróć. Proszę.
Rozłączyła się. Telefon wypadł mi z ręki na pościel. Jagoda patrzyła na mnie zaniepokojona.
– Co jest?
– Muszę wracać do domu – powiedziałam cicho. – Mama brzmiała… dziwnie.
Zerwałam się z łóżka i zaczęłam nerwowo zbierać rzeczy. Jagoda podeszła do mnie i złapała za ramię.
– Chcesz, żebym poszła z tobą?
Pokręciłam głową. – Lepiej nie. Zadzwonię później.
Wybiegłam z akademika niemal biegiem. Droga do rodzinnego domu na Kwiatowej wydawała się dłuższa niż zwykle. W głowie kłębiły mi się myśli: co mogło się stać? Czy to coś poważnego? Czy ktoś umarł?
Kiedy weszłam do mieszkania, mama siedziała przy stole w kuchni, blada jak ściana. Tata stał przy oknie, patrząc w dal pustym wzrokiem. Mój brat Bartek bawił się samochodzikiem na dywanie, zupełnie nieświadomy napięcia w powietrzu.
– Kasiu… – zaczęła mama, ale głos jej się załamał.
– Powiedzcie mi wreszcie, co się stało! – krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu.
Tata odwrócił się powoli.
– Dostałem wypowiedzenie z pracy – powiedział cicho. – Nasza sytuacja finansowa jest… bardzo trudna.
Poczułam, jak grunt usuwa mi się spod nóg. Tata pracował w tej samej fabryce od dwudziestu lat. To on utrzymywał rodzinę; mama dorabiała tylko jako krawcowa na pół etatu.
– Ale… co teraz? – wyszeptałam.
Mama zaczęła płakać. – Musimy sprzedać dom i przeprowadzić się do babci na wieś. Nie damy rady inaczej.
Przez chwilę siedziałam w ciszy, próbując to wszystko poukładać w głowie. Mój świat właśnie się rozsypywał na kawałki.
Wieczorem zadzwoniła Jagoda.
– I co? Wszystko w porządku?
Opowiedziałam jej wszystko przez łzy. Przez chwilę milczała.
– Kasia… jeśli będziesz musiała się wyprowadzić, to… co z naszym projektem na uczelni? Przecież miałyśmy razem pracować nad „Kwiatową Mozaiką”.
„Kwiatowa Mozaika” to był nasz wspólny projekt artystyczny – miałyśmy stworzyć wielką instalację z kwiatów i mozaiki ceramicznej na dziedzińcu uczelni. To miało być nasze dzieło życia, szansa na stypendium i lepszą przyszłość.
– Nie wiem… – wyszeptałam. – Może będę musiała rzucić studia.
Jagoda nagle wybuchła:
– Zawsze wszystko musisz poświęcać dla rodziny! A co z tobą? Co ze mną?
Zamilkłam. Wiedziałam, że ma rację, ale nie mogłam inaczej. Rodzina była dla mnie wszystkim.
Następne dni były koszmarem. Pakowanie rzeczy, żegnanie się z sąsiadami, płacz mamy po nocach. Tata chodził jak cień po domu. Bartek nie rozumiał niczego; pytał tylko, czy na wsi będzie miał internet.
Jagoda przestała odbierać moje telefony. Czułam się zdradzona i samotna. W końcu napisała mi krótką wiadomość: „Nie mogę już dłużej tego ciągnąć sama”.
W nowym domu u babci wszystko było inne: pachniało świeżym chlebem i starymi książkami, ale czułam się tam obco. Pomagałam mamie w szyciu, tata szukał pracy gdzie tylko mógł. Bartek szybko zaprzyjaźnił się z miejscowymi dzieciakami.
Ja zamknęłam się w sobie. Wieczorami siadałam pod starą lipą i rysowałam szkice do „Kwiatowej Mozaiki”, choć wiedziałam, że projekt już nie powstanie.
Pewnego dnia dostałam list od Jagody. Pisała, że przeprasza za wszystko, że też jej ciężko bez mnie i że projekt oddała komuś innemu – nie mogła czekać wiecznie. Poczułam ukłucie żalu i gniewu, ale też ulgę: przynajmniej już wiedziałam, że to koniec pewnego etapu mojego życia.
Minęły miesiące. Tata znalazł pracę jako kierowca autobusu szkolnego; mama zaczęła szyć suknie ślubne dla okolicznych panien młodych. Ja pomagałam babci w ogrodzie i powoli uczyłam się żyć na nowo.
Czasem myślę o tym wszystkim i zastanawiam się: czy gdybym wtedy postawiła siebie na pierwszym miejscu, byłabym szczęśliwsza? Czy można pogodzić lojalność wobec rodziny z własnymi marzeniami? Może każdy z nas musi kiedyś wybrać swoją drogę – nawet jeśli oznacza to rozstanie z tymi, których kochamy najbardziej.