Zrobiłem to, co uważałem za słuszne – historia jednej decyzji

– Halo, Kasia, nie mogę długo rozmawiać, tu Krzycha biją – te słowa spadły na mnie jak grom z jasnego nieba. Stałem w dusznym, zadymionym pubie na Pradze, a mój najlepszy przyjaciel Krzysiek właśnie dostał pięścią w twarz od jakiegoś osiłka. Wokół nas tłum ludzi, muzyka dudniła w głośnikach, a ja czułem, jak serce wali mi w piersi. Telefon w ręce drżał, a głos Kasi po drugiej stronie był pełen niepokoju. Nie zdążyłem jej nic więcej powiedzieć – połączenie się urwało, a ja rzuciłem się w stronę Krzyśka.

Wszystko wydarzyło się tak szybko. Krzysiek leżał na ziemi, a nad nim stało dwóch facetów – jeden z nich miał tatuaż na szyi i spojrzenie pełne pogardy. Widziałem, jak podnoszą pięści, gotowi do kolejnego ciosu. Wtedy zrobiłem to, co uważałem za słuszne – rzuciłem się na nich, próbując odciągnąć ich od przyjaciela. Jeden z nich odwrócił się do mnie i poczułem uderzenie w żebra. Ból przeszył mnie na wskroś, ale nie mogłem się wycofać. W głowie miałem tylko jedno: muszę uratować Krzyśka.

Nie wiem, ile to trwało – może minutę, może dwie. Ktoś krzyczał, ktoś inny próbował nas rozdzielić. W końcu ochrona wyciągnęła nas na zewnątrz. Krzysiek miał rozciętą wargę i podbite oko, ja ledwo łapałem oddech. Policja przyjechała szybko – ktoś wezwał ich z pubu. Zanim się obejrzałem, siedziałem już na zimnym chodniku, a funkcjonariusz zadawał mi pytania.

– Panie Piotrze, czy zna pan tych mężczyzn? – zapytał jeden z policjantów.
– Nie – odpowiedziałem przez zaciśnięte zęby. – Ale to oni zaczęli. Krzyśka pobili bez powodu.

Kasia przyjechała po nas do szpitala. W jej oczach widziałem strach i złość.
– Dlaczego zawsze musisz się w coś mieszać? – zapytała cicho, kiedy lekarz opatrywał moje żebra.
– Przecież nie mogłem zostawić Krzyśka samego – odpowiedziałem bez namysłu.
– Ale pomyśl o mnie! O dzieciach! Co by było, gdyby ci się coś stało?

Nie wiedziałem, co powiedzieć. Z jednej strony czułem dumę, że stanąłem w obronie przyjaciela. Z drugiej – widziałem łzy Kasi i czułem ciężar odpowiedzialności za rodzinę. Przez całą noc przewracałem się z boku na bok, nie mogąc zasnąć. W głowie miałem obraz pobitego Krzyśka i przerażonej Kasi.

Następnego dnia wszystko nabrało jeszcze większego ciężaru. Krzysiek zadzwonił rano.
– Stary, dzięki ci za wszystko… Gdyby nie ty, pewnie by mnie tam zostawili.
– Nie przesadzaj – próbowałem żartować, ale głos mi drżał.
– Naprawdę… Ale wiesz… Może trzeba było po prostu wyjść? Może nie warto było się bić?

Te słowa utkwiły mi w głowie na długo. Czy rzeczywiście zrobiłem dobrze? Czy moja odwaga była bohaterstwem, czy głupotą? Kasia przez kilka dni chodziła naburmuszona. Unikała rozmów ze mną, a kiedy dzieci pytały, dlaczego tata ma siniaki, odpowiadała wymijająco.

W pracy też nie było łatwo. Szef patrzył na mnie spod byka.
– Piotrze, słyszałem o tej bójce… Mam nadzieję, że to się nie powtórzy. Potrzebuję ludzi odpowiedzialnych.

Czułem się osaczony ze wszystkich stron. Z jednej strony byłem dumny z tego, co zrobiłem dla przyjaciela. Z drugiej – miałem poczucie winy wobec rodziny i obawiałem się o pracę. Wieczorami siedziałem sam w kuchni i rozmyślałem nad tym wszystkim.

Pewnego dnia Kasia usiadła naprzeciwko mnie przy stole.
– Piotrze… Ja rozumiem, że chciałeś pomóc Krzyśkowi. Ale ja się boję o ciebie. Boję się, że kiedyś nie wrócisz do domu.
Patrzyła na mnie ze łzami w oczach.
– Nie chcę być wdową przez twoją brawurę.

Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Przecież nie mogłem stać bezczynnie! Ale czy rzeczywiście zawsze trzeba rzucać się w wir wydarzeń? Czy nie lepiej czasem odpuścić?

Kilka dni później dostałem wezwanie na komisariat jako świadek bójki. Policjant pytał o szczegóły, a ja czułem coraz większy ciężar odpowiedzialności. Okazało się, że jeden z napastników miał już wcześniej zatargi z prawem i teraz cała sprawa może skończyć się w sądzie.

Wieczorem usiadłem z Kasią na kanapie.
– Może rzeczywiście powinienem był wyjść wtedy z pubu… Ale nie potrafiłem zostawić Krzyśka samego.
Kasia ścisnęła moją dłoń.
– Kocham cię za to, że jesteś odważny… Ale czasem ta odwaga może nas wszystkich dużo kosztować.

Od tamtej nocy minęło kilka miesięcy. Sprawa sądowa ciągnęła się długo – musiałem zeznawać jako świadek i czułem presję ze wszystkich stron. Krzysiek powoli dochodził do siebie fizycznie i psychicznie, ale nasza przyjaźń już nigdy nie była taka sama. Kasia nadal martwiła się o mnie za każdym razem, gdy wychodziłem wieczorem z domu.

Często wracam myślami do tej nocy. Czy zrobiłem dobrze? Czy można być jednocześnie bohaterem i winowajcą? A może czasem lepiej po prostu odejść i pozwolić losowi działać? Nie wiem… Ale wiem jedno: każda decyzja ma swoją cenę.