Zdradziłam męża. I nawet nie wiem, czy tego żałuję: Bo pierwszy raz od lat poczułam, że ktoś naprawdę patrzy na mnie, a nie przez mnie

Siedzę przy kuchennym stole, a cisza w mieszkaniu aż dzwoni w uszach. Wpatruję się w obrączkę na palcu, jakbym próbowała odczytać z niej odpowiedzi na wszystkie pytania, które kłębią mi się w głowie. Wczoraj wieczorem zdradziłam męża. I nawet nie wiem, czy tego żałuję.

— Co się z tobą dzieje, Anka? — zapytał Paweł kilka dni temu, kiedy znów wrócił późno z pracy i zastał mnie przy zlewie, szorującym talerze z taką siłą, jakby to miało rozwiązać wszystkie nasze problemy.

— Nic — odpowiedziałam wtedy automatycznie, nie patrząc mu w oczy. Bo co miałam powiedzieć? Że czuję się przezroczysta? Że od miesięcy żyjemy obok siebie jak współlokatorzy, a nie małżeństwo?

Wszystko zaczęło się niewinnie. Kolacja służbowa w restauracji pod Warszawą. Kilka kieliszków wina, rozmowa o wszystkim i o niczym. Michał — nowy kierownik projektu — usiadł obok mnie. Z początku byłam spięta, ale on miał w sobie coś takiego, co sprawiało, że chciało się mówić. Słuchał mnie naprawdę. Patrzył na mnie tak, jak Paweł nie patrzył od lat.

— Wiesz, Aniu, masz w sobie coś niezwykłego — powiedział cicho, kiedy zostaliśmy sami przy stoliku.

Poczułam się wtedy jak nastolatka. Serce waliło mi jak młotem. Przez chwilę zapomniałam o wszystkim: o dzieciach śpiących w domu pod opieką babci, o Pawle, który pewnie znów zasnął przed telewizorem. Byłam tylko ja i ktoś, kto widzi mnie naprawdę.

Nie planowałam tego. Przysięgam. Ale kiedy Michał delikatnie dotknął mojej dłoni, nie cofnęłam jej. Potem wszystko potoczyło się szybko: hotelowy pokój, szeptane słowa, dłonie błądzące po ciele. Rano obudziłam się obok niego i przez chwilę czułam się szczęśliwa.

A teraz siedzę tu i myślę: co dalej? Czy to był tylko moment słabości? Czy może desperacka próba odzyskania siebie?

Paweł niczego nie podejrzewa. Dziś rano pocałował mnie w czoło na pożegnanie i wyszedł do pracy. Jak co dzień. Jakby nic się nie stało. A ja czuję się rozdarta na pół.

Przez cały dzień próbowałam funkcjonować normalnie. Odprowadziłam dzieci do przedszkola, zrobiłam zakupy, ugotowałam obiad. Ale każda czynność wydawała mi się bez sensu. W głowie miałam tylko jedno pytanie: czy mogę dalej żyć w tym kłamstwie?

Wieczorem Paweł wrócił wcześniej niż zwykle.

— Może pójdziemy jutro do kina? — zaproponował niespodziewanie.

Spojrzałam na niego zdziwiona. Dawno nie wychodziliśmy razem nigdzie.

— Chciałbym… żeby było jak dawniej — dodał cicho.

Poczułam ukłucie żalu. Może jeszcze nie wszystko stracone? Może powinnam mu powiedzieć prawdę?

Ale potem przypomniałam sobie Michała. Jego dotyk, jego spojrzenie. I nagle poczułam gniew — na Pawła, na siebie, na cały świat. Dlaczego musiałam szukać uwagi gdzie indziej? Dlaczego nie potrafiliśmy już ze sobą rozmawiać?

W nocy długo nie mogłam zasnąć. Leżałam obok Pawła i słuchałam jego spokojnego oddechu. Próbowałam sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz czułam do niego coś więcej niż tylko przywiązanie i wdzięczność za wspólne lata.

Następnego dnia Michał napisał SMS-a: „Tęsknię za tobą”.

Serce mi zadrżało. Odpisałam tylko: „Nie wiem, co dalej”.

W pracy unikałam jego wzroku. Bałam się plotek, bałam się własnych uczuć. Ale kiedy wróciłam do domu i zobaczyłam Pawła bawiącego się z dziećmi na dywanie, poczułam się jak oszustka.

Wieczorem usiedliśmy razem przy stole.

— Anka, co się dzieje? — zapytał Paweł poważnie.

Chciałam mu powiedzieć wszystko. Ale zabrakło mi odwagi.

— Jestem zmęczona — wyszeptałam tylko.

On ujął moją dłoń.

— Ja też — przyznał cicho. — Ale chcę walczyć o nas.

Łzy napłynęły mi do oczu. Czy można odbudować coś, co już dawno się rozsypało?

Minęły kolejne dni. Michał przestał pisać. Paweł coraz częściej próbował rozmawiać ze mną o naszych problemach. Ale ja czułam się coraz bardziej zagubiona.

Któregoś wieczoru spojrzałam w lustro i zobaczyłam kobietę zmęczoną życiem, ale też kobietę, która pierwszy raz od lat poczuła się ważna dla kogoś innego niż własne dzieci i mąż.

Czy zdrada zawsze musi oznaczać koniec wszystkiego? Czy można wybaczyć sobie samemu? A może to właśnie był sygnał, że czas zawalczyć o siebie?

Czasem myślę: gdyby Paweł wcześniej zauważył moje łzy i samotność… Gdybyśmy umieli rozmawiać o tym, co boli…

A teraz siedzę tu i pytam sama siebie: czy jestem potworem? Czy tylko kobietą spragnioną miłości?

Może każdy z nas czasem gubi się w codzienności i zapomina o tym, co najważniejsze?

Czy da się odbudować zaufanie po zdradzie? Czy warto próbować? Co wy byście zrobili na moim miejscu?