Zapomniane urodziny Katarzyny: Gorzki smak rodzinnych więzi
– Naprawdę? – szepnęłam do siebie, patrząc na zegar w kuchni, który wskazywał już dziewiętnastą. Zegar tykał głośniej niż zwykle, jakby chciał mi przypomnieć o każdej minucie tego dnia. Dnia, który miał być wyjątkowy. Czterdzieste urodziny – magiczna granica, o której tyle się mówi. W wyobraźni widziałam siebie otoczoną rodziną, śmiejącą się przy stole, z tortem i świeczkami, z kwiatami i czułymi słowami. Tymczasem siedziałam sama w kuchni naszego mieszkania w Nowym Sączu, słysząc zza ściany odgłosy gry komputerowej i cichy szelest gazet przewracanych przez mojego męża.
Od rana czekałam na choćby najmniejszy gest. Kiedy Krzysiek, mój mąż, wychodził do pracy, rzucił tylko: „Nie zapomnij kupić mleka”. Starszy syn, Bartek, wybiegł do szkoły bez śniadania, mrucząc pod nosem coś o sprawdzianie z matematyki. Młodszy, Michał, nawet nie spojrzał w moją stronę – był zbyt zajęty telefonem. Przez chwilę łudziłam się, że to wszystko część jakiejś niespodzianki. Że wrócą wcześniej, że nagle rozlegnie się dzwonek do drzwi i usłyszę chóralne „Sto lat!”.
Ale dzień mijał zwyczajnie. Zrobiłam pranie, posprzątałam łazienkę, ugotowałam rosół – jak co niedzielę. O czternastej zadzwoniła mama: „Kasiu, wszystkiego najlepszego! Wpadniesz jutro na kawę?”. Głos miała zmęczony, ale ciepły. Poczułam ukłucie wdzięczności i żalu jednocześnie – ona pamiętała. Przyjaciółka z pracy wysłała SMS-a z emotikonami tortu i serca. I tyle.
Wieczorem usiadłam przy stole, patrząc na pusty blat. Z kuchni dochodził zapach świeżo upieczonego chleba – upiekłam go sama, bo wiedziałam, że chłopcy lubią ciepłe kromki z masłem. Krzysiek wrócił po osiemnastej. Rzucił torbę na krzesło i bez słowa poszedł pod prysznic. Bartek zamknął się w swoim pokoju. Michał nawet nie zdjął butów – od razu usiadł przed komputerem.
– Chcecie kolację? – zapytałam głośniej niż zwykle.
– Za chwilę! – odpowiedział Bartek przez drzwi.
– Nie jestem głodny – rzucił Michał.
Krzysiek wyszedł z łazienki i spojrzał na mnie zaskoczony:
– Coś się stało?
Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Przełknęłam ślinę i odpowiedziałam najspokojniej jak potrafiłam:
– Nie, wszystko w porządku.
Usiadłam przy stole i patrzyłam na swoje dłonie. Zawsze były zajęte – gotowaniem, sprzątaniem, prasowaniem koszul chłopców na ważne okazje. Dziś były bezczynne. Po raz pierwszy od dawna poczułam się niewidzialna.
Wtedy zadzwonił domofon. Serce mi zabiło mocniej – może jednak? Może ktoś pamiętał? Pobiegłam do drzwi.
– Dzień dobry pani Katarzyno! – usłyszałam znajomy głos sąsiadki, pani Zofii. – Przyniosłam trochę ciasta, bo upiekłam za dużo sernika.
Uśmiechnęłam się blado i podziękowałam. Pani Zofia spojrzała na mnie uważnie:
– Wszystko w porządku?
Chciałam powiedzieć prawdę, ale tylko skinęłam głową.
Kiedy wróciłam do kuchni z talerzem sernika, Krzysiek już siedział przed telewizorem. W tle leciały wiadomości – polityka, inflacja, kolejny protest rolników. Bartek wyszedł po kanapkę i nawet nie spojrzał w moją stronę. Michał krzyknął z pokoju:
– Mamo! Możesz mi przynieść wodę?
Wstałam mechanicznie i nalałam mu szklankę. Kiedy wracałam do kuchni, usłyszałam ich śmiech zza drzwi – grali razem w jakąś grę online.
Nagle poczułam narastający gniew. Przecież to mój dzień! Czy naprawdę jestem tylko dodatkiem do ich życia? Kucharką, sprzątaczką, cichą opiekunką?
Wróciłam do kuchni i usiadłam przy stole. Zaczęłam płakać – cicho, żeby nikt nie słyszał. Łzy kapały na blat stołu. Wtedy usłyszałam trzask drzwi – Krzysiek wszedł do kuchni.
– Kasiu… co się dzieje? – zapytał zdezorientowany.
Spojrzałam mu prosto w oczy:
– Dzisiaj są moje urodziny.
Zamilkł. Widziałam na jego twarzy szok i coś jeszcze – może wstyd?
– O Boże… Kasiu… przepraszam… Zapomniałem…
Bartek stanął w drzwiach z kanapką w ręce:
– Mamo? To dzisiaj?
Michał wyjrzał zza rogu:
– Serio?
Poczułam się jeszcze gorzej niż wcześniej. Ich zdziwienie było szczere – naprawdę zapomnieli.
Krzysiek próbował mnie objąć:
– Kochanie… możemy to nadrobić… Zamówimy pizzę? Albo pójdziemy jutro do kina?
Odsunęłam się delikatnie.
– Nie chodzi o pizzę ani kino… Chodzi o to, że jestem dla was przezroczysta…
Zapadła cisza. Chłopcy patrzyli na mnie niepewnie.
– Przepraszamy… – mruknął Bartek.
Michał spuścił głowę:
– Nie wiedziałem…
Wstałam od stołu i wyszłam na balkon. Powietrze było chłodne, pachniało deszczem i dymem z kominów. Patrzyłam na światła miasta i zastanawiałam się: kiedy ostatnio ktoś zapytał mnie o marzenia? O to, czego pragnę?
Wieczorem Krzysiek przyniósł mi herbatę i usiadł obok.
– Kasiu… wiem, że cię zawiodłem… Ale przecież wiesz, że cię kochamy…
Spojrzałam na niego smutno:
– Czasem miłość to za mało… Czasem trzeba pamiętać o tych małych rzeczach.
Nie odpowiedział nic więcej. Siedzieliśmy razem w ciszy.
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o wszystkich latach spędzonych na dbaniu o innych – o tym, ile razy rezygnowałam z siebie dla rodziny. Czy naprawdę tak powinno wyglądać życie kobiety? Czy poświęcenie zawsze musi oznaczać samotność?
Może powinnam zacząć żyć też dla siebie? Może czas przypomnieć rodzinie, że mama to też człowiek z uczuciami i marzeniami?
Ciekawe… czy inni też tak mają? Czy tylko ja czuję się czasem niewidzialna we własnym domu?