Za Każdym Razem, Gdy Zięć Wraca do Domu, Muszę Wyjść Albo Się Ukryć – Historia Matki, Która Straciła Swój Dom
— Mamo, proszę, schowaj się do pokoju, Bartek już wraca — usłyszałam szept mojej córki, gdy jeszcze stałam przy kuchennym blacie, krojąc jabłka na kompot dla wnuka. Zamarłam. Znowu to samo. Od miesięcy żyję w cieniu własnej rodziny, jak nieproszony gość, który musi znikać za każdym razem, gdy pojawia się ktoś ważniejszy.
Nie zawsze tak było. Kiedy Ola zaszła w ciążę, byłam przy niej na każdym kroku. To ja trzymałam ją za rękę podczas porodu, to ja przez pierwsze miesiące wstawałam w nocy do małego Jasia, kiedy Bartek musiał wcześnie rano wychodzić do pracy. Byłam pewna, że jestem potrzebna. Ale wszystko zmieniło się, gdy Bartek awansował i zaczął zarabiać więcej. Nagle zaczął ustalać zasady w domu, który – jak często powtarzał – jest jego królestwem.
— Mamo, Bartek nie chce, żebyś była tutaj, kiedy on wraca. Mówi, że potrzebuje spokoju po pracy — tłumaczyła mi Ola, patrząc na mnie z wyrzutami sumienia. — Ale przecież ja tylko pomagam! — odpowiadałam z rozpaczą. — Przecież to mój wnuk! — Ale on uważa, że za bardzo się wtrącasz… — szeptała córka.
Za każdym razem czułam się coraz gorzej. Przestałam czuć się jak matka i babcia. Stałam się kimś obcym we własnym domu. Bo przecież odkąd zmarł mój mąż, nie miałam już swojego miejsca. Przeprowadziłam się do Oli i Bartka, żeby nie być sama i żeby pomóc im z dzieckiem. Myślałam, że to będzie nowy początek. Myliłam się.
Bartek był dobrym mężem i ojcem – tego nie mogę mu odmówić. Pracował ciężko, zarabiał dobrze, dbał o rodzinę. Ale był też stanowczy i nie znosił sprzeciwu. Wszystko musiało być po jego myśli: od tego, co jemy na obiad, po to, kto może przebywać w salonie po godzinie osiemnastej. Ola zawsze była uległa. Nigdy nie potrafiła mu się przeciwstawić.
Pewnego dnia usłyszałam ich rozmowę przez uchylone drzwi:
— Ola, mówiłem ci już sto razy: nie chcę jej tutaj po pracy! To jest mój dom i chcę mieć spokój! — Bartek był wyraźnie zdenerwowany.
— Ale mama tylko pomaga… — próbowała tłumaczyć córka.
— Pomaga? Ona wszystko robi po swojemu! Nawet Jasia karmi inaczej niż my ustaliliśmy! Nie chcę tego! — krzyczał Bartek.
Zacisnęłam pięści ze złości i bezsilności. Czy naprawdę robiłam coś złego? Czy to źle, że chciałam dla nich jak najlepiej? Przecież wychowałam Olę na porządną kobietę! Czy to możliwe, że teraz jestem tylko przeszkodą?
Z czasem zaczęłam coraz częściej wychodzić z domu przed osiemnastą. Chodziłam bez celu po osiedlu albo siadałam na ławce w parku i patrzyłam na bawiące się dzieci. Czułam się samotna jak nigdy wcześniej. Czasem spotykałam sąsiadkę panią Zofię.
— Pani Aniu, czemu pani tak często sama? — pytała z troską.
— Ach… wie pani… młodzi mają swoje życie — odpowiadałam wymijająco.
Ale prawda była taka, że młodzi nie chcieli mnie w swoim życiu tak bardzo, jak ja ich potrzebowałam.
Najgorsze były weekendy. Wtedy Bartek był cały dzień w domu i ja musiałam praktycznie znikać z pola widzenia. Ola próbowała ratować sytuację:
— Mamo, może pojedziesz do cioci Krysi na wieś? Odpoczniesz trochę…
Ale ja wiedziałam, że chodzi o to, żebym nie przeszkadzała Bartkowi w „rodzinnym czasie”.
Kiedyś odważyłam się zapytać Bartka prosto w oczy:
— Bartek, dlaczego tak bardzo ci przeszkadzam? Przecież tylko pomagam…
Spojrzał na mnie chłodno:
— Pani Anno, to nie jest pani dom. Ja chcę mieć swoją rodzinę na swoich zasadach. Proszę to uszanować.
Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego. Poczułam się jak intruz we własnym życiu.
Z czasem zaczęłam zauważać zmiany u Oli. Stała się cicha, przygaszona. Często płakała po nocach. Wiedziałam, że cierpi między młotem a kowadłem – między mężem a matką.
Pewnego wieczoru usłyszałam cichy płacz Jasia przez drzwi jego pokoju. Weszłam po cichu i zobaczyłam go skulonego pod kołdrą.
— Babciu… dlaczego nie możesz być z nami na kolacji? — zapytał przez łzy.
Nie umiałam mu odpowiedzieć. Przytuliłam go mocno i obiecałam sobie, że choćby nie wiem co – zawsze będę dla niego.
Ale czy naprawdę powinnam dalej walczyć o miejsce w tej rodzinie? Czy może lepiej odejść i pozwolić im żyć po swojemu?
Czasem patrzę na swoje odbicie w lustrze i pytam: gdzie popełniłam błąd? Czy można być zbyt pomocnym? Czy miłość matki i babci może stać się ciężarem?
Może ktoś z was zna odpowiedź?