Z życia wzięte: „Zobaczyłem byłą żonę przy kasie. Nie poznałem jej”

– Naprawdę? Ty nawet nie potrafisz kupić zwykłego mleka bez dzwonienia do mnie? – głos Magdy rozbrzmiewał w mojej głowie jeszcze długo po tym, jak trzasnęła drzwiami. To był ostatni raz, kiedy widziałem ją w naszym mieszkaniu. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że za kilka miesięcy spotkam ją zupełnie inną – i że to spotkanie zaboli bardziej niż sam rozwód.

Wszystko zaczęło się od drobiazgów. Zawsze myślałem, że jestem dobrym mężem. Pracowałem, przynosiłem wypłatę, czasem nawet ugotowałem obiad. Magda jednak coraz częściej patrzyła na mnie z wyrzutem. – Znowu siedzisz przed komputerem? – pytała, a ja wzruszałem ramionami. Przecież musiałem odpocząć po pracy. Nie rozumiałem wtedy, że ona też potrzebuje odpoczynku – i rozmowy.

Kiedyś wróciłem późno z pracy. W domu było cicho, syn spał, a Magda siedziała przy stole z kubkiem herbaty. – Musimy porozmawiać – powiedziała cicho. – Ja już nie daję rady. Czuję się sama, choć jesteś obok. Nie chcę tak żyć.

Nie potraktowałem jej poważnie. Myślałem, że przesadza, że to minie. Ale nie minęło. Coraz częściej wychodziła z koleżankami, coraz rzadziej się uśmiechała. Ja zamykałem się w sobie, nie potrafiłem powiedzieć jej nic ciepłego. W końcu powiedziała: – Składam pozew o rozwód.

Pamiętam dzień rozprawy. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie w sądzie na ul. Płockiej w Warszawie. Magda była blada, ale spokojna. Ja cały się trząsłem. Sędzia pytał o rzeczy, które kiedyś wydawały mi się oczywiste: kto odbierze syna ze szkoły, kto zapłaci za zajęcia dodatkowe. Odpowiadałem mechanicznie, jakby to nie dotyczyło mojego życia.

Po rozwodzie zamieszkałem sam w wynajętej kawalerce na Bródnie. Syn przychodził do mnie co drugi weekend. Próbowałem być dla niego dobrym ojcem, ale czułem się niezręcznie. Nie wiedziałem nawet, co lubi jeść na śniadanie.

Minęły trzy lata. Praca mnie pochłonęła, znajomi się wykruszyli. Czasem dzwoniła mama: – Synku, może byś kogoś poznał? – Ale ja nie chciałem nikogo poznawać. Wciąż myślałem o Magdzie.

Aż pewnego dnia stało się coś, co wywróciło mój świat do góry nogami.

Stałem w kolejce do kasy w Biedronce na Targówku. Było tłoczno, ludzie przepychali się z koszykami pełnymi zakupów na weekend majowy. Nagle zobaczyłem ją – Magdę.

Nie poznałem jej od razu. Miała krótkie włosy, kolorowe paznokcie i uśmiech na twarzy, którego nie widziałem od lat. Szła pewnym krokiem na wysokich obcasach, śmiała się do kobiety obok – chyba nowej koleżanki albo siostry.

Serce mi zamarło. Chciałem podejść, powiedzieć „cześć”, ale ona nawet na mnie nie spojrzała. Przeszła obok mnie jak obca osoba.

Stałem jak słup soli z paczką pierogów w ręku i poczułem coś dziwnego – żal i wstyd jednocześnie.

Po powrocie do domu długo siedziałem na kanapie i patrzyłem w sufit. Przypominały mi się wszystkie nasze kłótnie i te chwile, kiedy mogłem zrobić coś inaczej – a nie zrobiłem.

Kilka dni później zadzwonił do mnie syn:
– Tata, mogę zostać u ciebie dłużej? Mama jedzie na weekend do Krakowa.
– Z kim jedzie? – zapytałem odruchowo.
– Z koleżanką… chyba z pracy.

Nie wiem czemu, ale poczułem ukłucie zazdrości. Zacząłem wyobrażać sobie Magdę w nowym życiu – szczęśliwą, wolną od moich humorów i wiecznego zmęczenia.

Podczas kolejnej wizyty syna próbowałem go podpytać:
– Mama często gdzieś wychodzi?
– Tak… Ale jest fajniejsza niż kiedyś. Śmiejemy się razem, chodzimy na rower…

Zamurowało mnie. Czy to możliwe, że ja ją tak przygnębiałem?

Zadzwoniła mama:
– Synku, słyszałam od cioci Krysi, że Magda wygląda świetnie! Może byś spróbował z nią porozmawiać?
– Mamo… Ona już mnie nie potrzebuje – odpowiedziałem gorzko.

Wieczorami zacząłem przeglądać stare zdjęcia na Facebooku. Magda na Mazurach z synem, Magda na rowerze, Magda z nową fryzurą i szerokim uśmiechem. Pod każdym zdjęciem komentarze: „Ale promieniejesz!”, „Super wyglądasz!”.

A ja? Ja byłem cieniem samego siebie.

Pewnego dnia zadzwonił mój ojciec:
– Synu, musisz przestać żyć przeszłością. Zacznij od siebie.

Łatwo powiedzieć…

W pracy coraz trudniej było mi się skupić. Szef zwrócił mi uwagę:
– Jacek, co się z tobą dzieje? Zawsze byłeś solidny…
– Przepraszam… Mam trochę problemów osobistych.

W końcu postanowiłem napisać do Magdy wiadomość:
„Cześć. Chciałem tylko powiedzieć, że dobrze Cię widzieć taką szczęśliwą. Mam nadzieję, że wszystko u Ciebie w porządku.”

Odpisała po kilku godzinach:
„Dziękuję Jacek. U mnie wszystko dobrze. Życzę Ci tego samego.”

To było krótkie i chłodne. Ale może właśnie tego potrzebowałem – zamknięcia.

Zacząłem powoli układać sobie życie na nowo. Zapisałem się na siłownię (choć czułem się tam jak intruz), zacząłem gotować coś więcej niż mrożonki i częściej dzwonić do syna.

Czasem jednak wracam myślami do tamtego dnia przy kasie w Biedronce. Do tej kobiety w wysokich obcasach i z uśmiechem na twarzy.

Czy można naprawdę zacząć wszystko od nowa? Czy da się naprawić błędy sprzed lat?

A może czasem trzeba po prostu pozwolić komuś odejść i nauczyć się żyć ze swoim żalem?

Co Wy o tym myślicie? Czy ktoś z Was też kiedyś zobaczył swoją przeszłość tak wyraźnie – i poczuł ukłucie żalu?