Wszystko dla niej: poświęcenie córki
– Znowu nie wstałaś do pracy, Marto? – głos mamy przeszył ciszę poranka jak nóż.
Zacisnęłam dłonie na kubku z zimną już kawą. Ostatnie miesiące były niekończącym się pasmem nieprzespanych nocy, leków, wizyt u lekarzy i jej narzekań. Ale przecież nie mogłam jej zostawić. Była moją matką.
– Mamo, przecież wiesz, że musiałam zostać z tobą po nocy. Miałaś gorączkę – odpowiedziałam cicho, próbując ukryć drżenie głosu.
– Zawsze znajdziesz wymówkę – westchnęła ciężko, odwracając wzrok w stronę okna. – Gdyby tu był Tomek, wszystko wyglądałoby inaczej.
Tomek. Mój brat, który wyjechał do Anglii zaraz po maturze i od tamtej pory pojawiał się w domu tylko na święta. Dla mamy był zawsze tym lepszym, tym, który „osiągnął sukces”. Ja zostałam. Zrezygnowałam ze studiów, pracy, miłości – wszystkiego – żeby się nią opiekować.
Czasem zastanawiałam się, czy to naprawdę była miłość, czy tylko poczucie obowiązku. Czy gdybym wyjechała jak Tomek, mama tęskniłaby za mną tak samo? Czy może byłabym dla niej tylko kolejną osobą, która ją zawiodła?
Kiedy choroba postępowała, mama stawała się coraz bardziej zgorzkniała. Każdego dnia słyszałam te same pretensje:
– Dlaczego nie masz męża? Dlaczego nie masz dzieci? Co ze mną będzie, jak umrzesz pierwsza?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Czułam się jak cień samej siebie. Moje życie toczyło się wokół leków, pieluch i szpitalnych korytarzy. Przyjaciele przestali dzwonić. Mój chłopak, Paweł, odszedł po dwóch latach czekania na „lepszy moment”.
– Marta, nie mogę już dłużej żyć w zawieszeniu – powiedział wtedy. – Kocham cię, ale twoja matka zawsze będzie na pierwszym miejscu.
Miał rację. Była. I chyba zawsze będzie.
Pewnego dnia Tomek zadzwonił z Londynu:
– Słuchaj, Marta, nie mogę przyjechać na święta. Praca… Wiesz jak jest.
– Jasne – odpowiedziałam chłodno. – Przecież ja wszystko załatwię.
– Dzięki, siostra. Jesteś niezastąpiona.
Zastanawiałam się wtedy, czy kiedykolwiek poczuł cień winy. Czy wiedział, jak wyglądały moje dni? Czy wiedział, że mama płakała po nocach i krzyczała na mnie za byle drobiazg?
Kiedy mama umarła, poczułam ulgę i pustkę jednocześnie. Przez chwilę miałam nadzieję, że teraz wreszcie zacznę żyć dla siebie. Ale wtedy pojawił się notariusz.
– Pani matka sporządziła testament – powiedział oficjalnym tonem. – Cały majątek zapisuje synowi, Tomaszowi Nowakowi.
Zamarłam. Przez chwilę myślałam, że to żart. Przecież to ja byłam przy niej przez te wszystkie lata! To ja rezygnowałam z siebie!
Tomek przyjechał na pogrzeb w nowym garniturze i z drogim zegarkiem na ręku.
– Marta, nie wiedziałem… – zaczął niepewnie.
– Nie wiedziałeś czego? Że mama oddała ci wszystko? Że przez ciebie straciłam całe życie?
Patrzył na mnie bezradnie.
– To nie moja wina…
– Nie twoja? A czyja? Może moja? Bo byłam za blisko? Bo nie potrafiłam odejść?
Wybiegłam z domu i długo chodziłam po pustych ulicach miasta. Czułam gniew i żal tak wielki, że aż bolało mnie całe ciało.
Przez kolejne tygodnie żyłam jak w letargu. Ludzie mówili: „Marta, jesteś silna”, „Marta, dasz sobie radę”. Ale ja nie chciałam być silna. Chciałam być kochana.
Pewnego wieczoru zadzwoniła ciocia Basia:
– Dziecko, musisz wybaczyć matce. Ona nie umiała inaczej kochać.
Ale jak wybaczyć komuś, kto zabrał ci wszystko?
Zaczęłam pisać listy do mamy. Pisałam o tym, jak bardzo bolało mnie jej milczenie i jej słowa. O tym, że chciałam być dla niej ważna nie tylko wtedy, gdy była chora i bezradna.
Czasem myślę o Tomku. Czy on czuje się winny? Czy kiedy patrzy na dom po mamie, widzi moje łzy i zmarnowane lata?
Zaczęłam szukać pracy. Z trudem znalazłam coś w sklepie spożywczym na osiedlu. Każdego dnia mijam ludzi takich jak ja – zmęczonych życiem, rozczarowanych rodziną.
Jednego dnia przyszła do sklepu starsza pani:
– Pani Marto, pani była taka dzielna przy swojej mamie… Szkoda, że rodzina tego nie doceniła.
Uśmiechnęłam się smutno.
Wieczorami siadam przy oknie i patrzę na światła miasta. Myślę o tym wszystkim, co straciłam i o tym, co jeszcze przede mną.
Czy warto było poświęcić wszystko dla kogoś, kto nawet tego nie zauważył? Czy miłość naprawdę powinna być bezwarunkowa?
A może czas zacząć kochać samą siebie?