Weekend z teściami: Czy jestem tylko gospodynią we własnym domu?

— Aniu, czy możesz jeszcze raz przetrzeć ten stół? — głos teściowej przeszył ciszę sobotniego poranka jak zimny nóż. Stałam przy kuchennym blacie, z dłonią zaciśniętą na ścierce, patrząc na rozlane mleko, które już dawno wytarłam. Michał siedział przy stole, przeglądając wiadomości na telefonie, zupełnie nieświadomy napięcia, które narastało we mnie z każdą minutą.

— Oczywiście, mamo — odpowiedziałam cicho, choć w środku miałam ochotę krzyknąć. Ile razy jeszcze będę musiała udowadniać, że potrafię zadbać o własny dom? Ile razy jeszcze usłyszę: „Za moich czasów…” albo „U nas w domu robiło się inaczej”? Każdy weekend wyglądał tak samo: teściowie przyjeżdżali w piątek wieczorem i od tej chwili mój dom przestawał być mój. Znikałam za stertą talerzy, garnków i oczekiwań.

Teściowa, pani Halina, była kobietą o stalowym spojrzeniu i nieskazitelnie ułożonych włosach. Jej mąż, pan Zbigniew, rzadko się odzywał, ale jego milczenie było równie wymowne jak jej uwagi. Oboje mieli swoje rytuały: śniadanie punktualnie o ósmej, kawa tylko z ekspresu, sernik bez rodzynek. Każde odstępstwo od ich przyzwyczajeń kończyło się cichym westchnieniem lub wymownym spojrzeniem.

Michał… Mój Michał był dobrym człowiekiem. Pracował dużo, był czuły i troskliwy — przynajmniej wtedy, gdy byliśmy sami. Ale w obecności rodziców zamieniał się w kogoś innego: wycofanego chłopca, który nie chce nikogo urazić. Znikał za gazetą lub komputerem, zostawiając mnie samą na polu bitwy.

— Aniu, a może zrobiłabyś jeszcze kompot? — usłyszałam z salonu. — Michał zawsze lubił twój kompot z rabarbaru — dodała teściowa tonem, który nie znosił sprzeciwu.

Zacisnęłam zęby. Kompot. Oczywiście. Przecież jestem tu po to, żeby spełniać życzenia. Moje plany na weekend — książka, spacer po parku, chwila ciszy — rozpływały się jak cukier w gorącej wodzie.

W kuchni czułam się jak duch. Słyszałam śmiech teściów z salonu, ich rozmowy o polityce i sąsiadach. Czasem Michał do nich dołączał, czasem tylko kiwał głową. Nikt nie pytał mnie o zdanie. Nikt nie zauważał zmęczenia na mojej twarzy.

W niedzielę rano obudziłam się wcześniej niż zwykle. Przez chwilę patrzyłam na śpiącego Michała i zastanawiałam się, czy on naprawdę nie widzi tego wszystkiego? Czy nie zauważa, jak bardzo mnie to boli?

— Michał… — szepnęłam, delikatnie go szturchając. — Czy możesz dziś pomóc mi w kuchni?

Otworzył oczy i spojrzał na mnie nieprzytomnie.

— Jasne, kochanie… Ale może później? Mama pewnie już zaczęła robić śniadanie.

Później. Zawsze później.

Przed południem teściowa weszła do kuchni i zaczęła układać sztućce na stole.

— Aniu, widzę, że znowu zapomniałaś o serwetkach. Wiesz przecież, że Zbyszek nie lubi jeść bez serwetki.

Poczułam, jak coś we mnie pęka.

— Może Zbyszek sam sobie położy serwetkę? — wyrwało mi się zanim zdążyłam ugryźć się w język.

Zapadła cisza. Teściowa spojrzała na mnie zaskoczona.

— Co powiedziałaś?

— Nic… Przepraszam — wydukałam szybko i wybiegłam do łazienki. Zamknęłam drzwi i oparłam się o zimne kafelki. Łzy napłynęły mi do oczu. Czułam się jak dziecko przyłapane na czymś złym.

W łazience spędziłam kilkanaście minut. Oddychałam głęboko, próbując się uspokoić. W końcu wróciłam do kuchni. Teściowa już tam nie była. Michał siedział przy stole i patrzył na mnie z troską.

— Co się stało? — zapytał cicho.

— Nic… Po prostu jestem zmęczona — odpowiedziałam wymijająco.

Chciałam mu powiedzieć wszystko: jak bardzo boli mnie to udawanie, jak bardzo czuję się niewidzialna we własnym domu. Ale słowa ugrzęzły mi w gardle.

Po południu teściowie zaczęli się zbierać do wyjazdu. Pani Halina podeszła do mnie i uśmiechnęła się chłodno.

— Dziękujemy za gościnę, Aniu. Wiesz… dobrze jest mieć porządek w domu. To ważne dla rodziny.

Uśmiechnęłam się sztucznie i skinęłam głową. Gdy drzwi za nimi się zamknęły, poczułam ulgę tak wielką, że aż usiadłam na podłodze w przedpokoju.

Michał podszedł do mnie i objął mnie ramieniem.

— Przepraszam… Wiem, że to dla ciebie trudne — powiedział cicho.

Spojrzałam mu w oczy i po raz pierwszy od dawna powiedziałam to na głos:

— Michał… Ja już tak dłużej nie mogę. Nie chcę być tylko gospodynią w swoim domu. Potrzebuję twojego wsparcia. Potrzebuję… ciebie.

Patrzył na mnie długo w milczeniu. Nie wiem, czy zrozumiał wszystko, co chciałam mu przekazać. Ale pierwszy raz od dawna poczułam ulgę — bo powiedziałam prawdę.

Czy znajdę w sobie siłę, by następnym razem powiedzieć „dość” także teściom? Czy odzyskam swój dom i swoje życie? Może każda z nas musi kiedyś postawić granicę — tylko czy będziemy miały odwagę to zrobić?