„Twój ojczym to dla ciebie obcy człowiek! Nie rozumiem, czemu chcesz z nim mieszkać, synu” – historia o tym, jak trudno wybrać między matką a ojcem
– Nie rozumiem cię, Michał! Twój ojczym to dla ciebie obcy człowiek! – głos mamy drżał, a jej oczy błyszczały łzami. Stałem w przedpokoju, trzymając w ręku walizkę. W powietrzu wisiała cisza, którą przerywało tylko moje przyspieszone bicie serca.
Miałem wtedy szesnaście lat i po raz pierwszy w życiu poczułem, że muszę wybrać. Mama patrzyła na mnie z wyrzutem, jakby nie mogła uwierzyć, że naprawdę to robię. – Synu, przecież Mark nawet nie był moim mężem! To był przypadek… Ty byłeś przypadkiem! – wykrzyczała nagle, a ja poczułem, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch.
Wiedziałem, że nie chciała tego powiedzieć. Ale słowa już padły. Stałem nieruchomo, próbując zapanować nad łzami. – Mamo… Ja po prostu chcę spróbować. Chcę poznać tatę. On się starał…
– Starał się?! – przerwała mi gwałtownie. – Gdzie był, kiedy miałeś gorączkę? Kiedy płakałeś w nocy? Kiedy nie miałam na chleb?!
Nie odpowiedziałem. Wiedziałem, że Mark nie był idealny. Ale przez te wszystkie lata przychodził w każdą drugą sobotę, zabierał mnie na lody, do kina, czasem na mecz Legii. Zawsze pytał o szkołę, o kolegów. Był inny niż mama – spokojny, cichy, trochę nieporadny. Ale nigdy nie krzyczał.
Mama była wszystkim: opiekunką, nauczycielką, policjantem i sędzią w jednym. Pracowała na dwa etaty w sklepie spożywczym i jako sprzątaczka w szkole. Często wracała zmęczona, z podkrążonymi oczami i rękami poplamionymi wybielaczem. Była twarda, czasem aż za bardzo.
Kiedy powiedziałem jej, że chcę zamieszkać z tatą, myślała, że żartuję. Ale ja nie żartowałem. Chciałem zobaczyć, jak to jest mieć ojca na co dzień. Chciałem mieć kogoś, kto nie będzie się na mnie złościł za każdą trójkę z matematyki.
– Michał… – głos mamy złagodniał. – Ja cię kocham. Tylko… boję się, że cię stracę.
Podszedłem do niej i przytuliłem ją mocno. Pachniała kawą i płynem do naczyń. – Nie stracisz mnie – wyszeptałem.
Ale już wtedy wiedziałem, że coś się zmieniło na zawsze.
Mark mieszkał na drugim końcu Warszawy, w blokowisku na Ursynowie. Jego kawalerka była mała i zagracona książkami o historii i starymi płytami winylowymi. Kiedy wszedłem z walizką do środka, spojrzał na mnie niepewnie.
– Jesteś pewien? – zapytał cicho.
– Tak – odpowiedziałem.
Pierwsze tygodnie były dziwne. Mark nie wiedział, co gotować na obiad. Pytał mnie o wszystko: czy lubię jajecznicę na boczku czy bez? Czy wolę spać przy otwartym oknie? Czy mam alergię na kurz? Czułem się trochę jak gość w hotelu.
Ale z czasem zaczęliśmy się dogadywać. Wieczorami słuchaliśmy razem płyt Perfectu i rozmawialiśmy o tym, jak wyglądało życie w PRL-u. Mark opowiadał mi o swoim dzieciństwie w Radomiu, o tym jak jego ojciec pił i bił matkę. – Dlatego nigdy nie chciałem być taki jak on – powiedział pewnego wieczoru.
Zacząłem lepiej rozumieć jego nieporadność i lęk przed bliskością. Ale też widziałem, jak bardzo się stara być dla mnie ojcem.
Mama dzwoniła codziennie. Najpierw pytała o szkołę i zdrowie, potem coraz częściej wypytywała o Marka: czy jest trzeźwy? Czy nie pali przy mnie papierosów? Czy pamięta o moich lekach na astmę?
Czułem się rozdarty. Z jednej strony chciałem być lojalny wobec mamy – tej kobiety, która poświęciła dla mnie wszystko. Z drugiej strony pragnąłem mieć normalną relację z ojcem.
Pewnego dnia wróciłem ze szkoły i zobaczyłem Marka siedzącego przy stole z głową w dłoniach.
– Co się stało? – zapytałem.
– Twoja mama była dziś u mnie w pracy – powiedział cicho. – Powiedziała mojemu szefowi, że jestem nieodpowiedzialny i nie powinienem mieć pod opieką dziecka.
Poczułem wstyd i złość jednocześnie. Mama przekroczyła granicę. Wieczorem zadzwoniłem do niej.
– Mamo… Dlaczego to zrobiłaś?
– Bo się boję! – krzyknęła do słuchawki. – Bo on cię skrzywdzi! Nie rozumiesz?!
– On nigdy mnie nie skrzywdził! – odparłem ostro.
Po tej rozmowie przez kilka dni nie odbierała ode mnie telefonu.
W szkole zaczęły się plotki. Koledzy pytali: „To prawda, że twoja matka jest wariatką?” Nauczycielka od polskiego poprosiła mnie po lekcji: „Michałku, jeśli będziesz potrzebował pomocy…”
Czułem się coraz bardziej samotny.
Mark próbował mi pomóc. Zabierał mnie na spacery po Kabatach, kupił mi nowy rower na urodziny. Ale wiedziałem, że też cierpi.
Po kilku miesiącach mama przyszła do nas bez zapowiedzi. Weszła do mieszkania i zaczęła płakać.
– Przepraszam… Nie umiem inaczej… Boję się być sama…
Przytuliłem ją mocno. Mark stał obok niezręcznie i patrzył przez okno.
Tamtego dnia po raz pierwszy usiedliśmy razem przy jednym stole. Rozmawialiśmy długo – o przeszłości, o błędach, o tym, jak trudno być rodzicem bez instrukcji obsługi.
Dziś mam dwadzieścia pięć lat i wiem jedno: rodzina to nie zawsze bajka z telewizji. To ciągłe wybory między lojalnością a własnym szczęściem.
Czasem zastanawiam się: czy można kochać dwoje rodziców naraz? Czy zawsze musimy wybierać jedną stronę? A może najważniejsze to wybaczyć sobie i innym?