Trzy dni głodu i jedno lato próby: Historia Alicji i babci Marii
– Alicja, czy ty wiesz, że twoja babcia od trzech dni nic nie jadła? – głos pani Zofii, sąsiadki spod czwórki, rozbrzmiał za moimi plecami, kiedy wychodziłam ze sklepu spożywczego. Zamarłam z siatką w ręku, czując, jak serce zaczyna mi walić. Przez chwilę miałam ochotę udawać, że nie słyszę, ale spojrzałam na nią – jej oczy były pełne troski i czegoś jeszcze, czego nie potrafiłam nazwać.
– Nie wiedziałam… – odpowiedziałam cicho, choć prawda była taka, że od dawna nie wiedziałam nic o babci Marii. Po śmierci mamy nasze kontakty się urwały. Ojciec nie chciał o niej słyszeć, a ja… Ja byłam zbyt młoda, żeby rozumieć, dlaczego dorosłych tak łatwo dzielą słowa, których nigdy nie wypowiadają na głos.
Pani Zofia pokręciła głową z dezaprobatą. – Może powinnaś do niej zajrzeć. Sama już nie daje rady.
Wróciłam do domu z ciężarem na sercu. Przez całą noc przewracałam się z boku na bok, wspominając dzieciństwo spędzone w babcinym ogrodzie – zapach malin, śmiech mamy i cichy głos babci opowiadającej bajki. Potem wszystko się rozsypało. Kłótnie o spadek po dziadku, pretensje, żale…
Następnego dnia zebrałam się w sobie i poszłam pod znajomy adres. Drzwi otworzyła mi drobna staruszka o zapadniętych policzkach i oczach pełnych zmęczenia. Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w milczeniu.
– Alicja? – zapytała niepewnie.
– Tak… Babciu…
Wpuściła mnie do środka. W mieszkaniu panował chłód i cisza. Na stole stał pusty talerz i kubek po herbacie. W lodówce – tylko słoik ogórków i kawałek masła.
– Dlaczego nic nie mówisz? – zapytałam w końcu, czując narastającą złość i żal.
Babcia spuściła wzrok. – Nie chciałam być ciężarem. Twój ojciec…
– Tata nie rozumie – przerwałam jej ostro. – Ale ja tu jestem.
Przez kolejne trzy dni starałam się zorganizować dla niej jedzenie, załatwić opiekę społeczną, ale wszystko szło jak po grudzie. Urzędnicy byli obojętni, sąsiedzi rozkładali ręce. Zrozumiałam wtedy, jak łatwo można zostać samemu – nawet mając rodzinę.
Babcia coraz częściej płakała nocami. Słyszałam jej cichy szloch przez cienką ścianę. Pewnej nocy weszłam do jej pokoju i usiadłam obok na łóżku.
– Babciu… dlaczego nigdy nie powiedziałaś mi prawdy o mamie?
Zadrżała. – Bałam się, że mnie znienawidzisz. Twoja mama była chora… Nie radziłam sobie z tym wszystkim. Twój ojciec miał do mnie żal, że nie pomogłam bardziej.
Siedziałyśmy tak długo w ciszy. W końcu objęłam ją i poczułam, jak jej drobne ciało drży w moich ramionach.
Lato było upalne i duszne. Każdego dnia uczyłyśmy się siebie na nowo – ja gotowałam obiady według jej starych przepisów, ona opowiadała mi historie z młodości. Czasem się śmiałyśmy, częściej płakałyśmy. Zaczęłyśmy wychodzić razem na spacery po osiedlu. Ludzie patrzyli na nas z ciekawością – wnuczka i babcia, które przez lata były sobie obce.
Pewnego dnia zadzwonił mój ojciec.
– Co ty tam robisz? – zapytał chłodno.
– Opiekuję się twoją matką – odpowiedziałam równie chłodno.
– Nie mieszaj się w to! Ona sama tego chciała!
– A może nikt jej nie zapytał, czego naprawdę chce? – rzuciłam przez łzy i rozłączyłam się.
Wieczorem babcia spojrzała na mnie z wdzięcznością.
– Jesteś silniejsza niż myślałam – powiedziała cicho.
Ale ja czułam się słaba jak nigdy dotąd. Każdy dzień był walką – z urzędami, z własnymi emocjami, z przeszłością, która wracała w snach.
Trzeciego dnia głodu babcia zachorowała. Wezwałam karetkę. W szpitalu lekarz spojrzał na mnie surowo:
– Wie pani, ile starszych osób trafia tu z niedożywienia? Rodzina często nie wie albo nie chce wiedzieć…
Poczułam wstyd i gniew jednocześnie. Przecież to nie tak miało być! Przecież rodzina powinna być wsparciem…
Babcia wróciła do domu słabsza niż wcześniej. Ale coś się zmieniło – zaczęła mówić więcej o swoich uczuciach, o strachu przed samotnością, o żalu do mojego ojca i do siebie samej.
Pod koniec lata usiadłyśmy razem na ławce pod blokiem. Słońce zachodziło powoli za dachami kamienic.
– Dziękuję ci, Alicjo – powiedziała babcia cicho. – Dzięki tobie nie boję się już tak bardzo.
Patrzyłam na nią długo. Wtedy zrozumiałam, że przebaczenie to nie jest jednorazowy akt – to proces, który trwa całe życie.
Czasem zastanawiam się: ile jeszcze takich babć jak moja żyje w ciszy i głodzie tuż obok nas? Czy naprawdę tak trudno jest wyciągnąć rękę do drugiego człowieka? Może gdybyśmy częściej pytali o siebie nawzajem, świat byłby choć trochę lepszy?